Fiat Sedici 2.0 Multijet DPF Emotion

Wyobraź sobie taką sytuację: Mieszkasz we Włoszech. Na wzgórzach Toskanii. Potrzebujesz samochodu do poruszania się między swoimi winnicami a miasteczkiem w dolinie. Albo na północy, w Alpach. I musisz dotrzeć zimą do swojego domu, drogą ostatniej kategorii odśnieżania. Co wybierzesz?

Tak, wiem, Fiata Pandę 4x4. Jest mała, tania, i wszędzie wjedzie. Ale co z Twoją "mammą", żoną, dziećmi, psem i jeszcze bagażami? Potrzebujesz czegoś większego. Koniecznie z napędem na cztery koła. Nie może dużo palić i musi mieć ciąg - czyli w grę wchodzi silnik wysokoprężny. Powinien być też dość solidny, żebyś nie miał sobie za złe, że sprzedałeś swoje Piaggio Ape. Twoja duma nie pozwala jednak, żeby samochód był inny niż włoski. Jak to zrobić?

Włoska robota?
Spodziewającym się Mini z kultowego filmu spieszymy wyjaśnić - włoska robota to często robota rolnika, dla którego samochód ze wstępu jest ideałem. Miłośnicy "Japończyków", "Niemców" oraz stereotypów oczywiście pod nosem parskają śmiechem na zestawienie "solidnego" z "włoskim". Dzięki naszej testówce jest to połączenie niekoniecznie pewne, ale na pewno możliwe. O serce, dusze i portfele podmiejskich Włochów walczyć bowiem będzie Fiat Sedici 2.0 Multijet 4x4.

W przypadku tego modelu ciężko mówić nawet o wspólnych korzeniach, gdyż znane z produkcji wszelkiej maści terenówek Suzuki wyprodukowało swój model SX4 jako bliźniaka Sedici. Albo raczej na odwrót, gdyż w tym związku Włosi są stroną, która raczej bierze niż daje. Tak czy inaczej, drogi producentów z Turynu i Hamamatsu spotkały się w węgierskim Esztergom, gdzie produkowana jest duża część z 60000 powstających rocznie bliźniaków. Wśród nich jest i nasze Sedici, w topowej wersji wyposażenia Emotion i z najmocniejszym dieslem. Przeprowadzony w zeszłym roku delikatny face-lifting nie zmienił zbyt wiele w designie tego crossovera. Wciąż jest wyraźnie odróżnialny od swojego japońskiego brata, będąc jednocześnie jego wierną kopią. Przy okazji, Sedici sprawia wrażenie dużo bardziej terenowego, a jednocześnie bardziej eleganckiego samochodu.

Nasz testowy, ze srebrnym lakierem i szesnastocalowymi alufelgami, zwracał uwagę czarnymi zderzakami i stylizowanymi osłonami podwozia z przodu i z tyłu. Dzięki temu przód zyskał na masywności i "terenowości" - całkowicie lakierowane zderzaki w SX4 z prostym grillem powodują, że Suzuki wygląda bardzo "miejsko" i plastikowo. Choć akurat prosty grill w Sedici by się przydał, bo chromowany element w wersji po liftingu wydaje się być nie na miejscu w tym samochodzie.

Wracając jeszcze do felg - na pierwszy rzut oka "szesnastki" mogą być troszkę za małe, jednak nasz włoski rolnik doceni ten rozmiar. Profil opony nie jest zabójczy dla komfortu jazdy, a jednocześnie pozwala z mniejszym stresem jeździć nieutwardzonymi drogami. A uroda samochodu nie traci wiele z powodu podwyższonej praktyczności.

Tchnienie samuraja
Paolo czy też inny Gianluca, zabierając rano swoje narzędzia i jadąc w pole, chciałby, żeby środek transportu był trwały i łatwy do utrzymania w czystości. Włosi, wiedząc, że nie uda się im stworzyć idealnego samochodu we własnym zakresie, również tutaj zawierzyli Suzuki. Wnętrze w Sedici jest w 100 procentach japońskie, zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym sensie.

Jeśli chodzi o negatywy, to przede wszystkim mam na myśli jakość. Fakt, w warunkach rolniczych może okazać się praktyczna. Deska rozdzielcza z jednolitego, szarego plastiku jest łatwa do umycia w razie czego i odporna na zarysowania, jednak jest wyjątkowo twarda i mało przyjemna w dotyku. Plastik znajduje się wszędzie, a obicie materiałem fragmentów drzwi niewiele pomaga, bo między tkaniną a boczkiem nie ma chyba nic, co by nadało choć pozorów miękkości. Dokładnie to samo dotyczy kierownicy. Nieźle leży w dłoni i - przynajmniej teoretycznie - obszyta jest skórą. Jednak, zabijcie mnie, ale nie mam pojęcia, do jakiego gatunku należało zwierzę, które poświęcono w tym celu. Biorąc pod uwagę miękkość i fakturę skóry, mogło to być brakujące ogniwo ewolucji między jaszczurką a nosorożcem.

Tworzywo sztuczne znajdziemy również na atrakcyjnych, dwukolorowych fotelach, które okazują się być bardzo wygodne zarówno w mieście, jak i podczas dłuższej trasy, jednak ostatnie, co można o nich powiedzieć, to uznać je za posiadające trzymanie boczne.

Jeśli chodzi o pozytywy, to deska przynajmniej w wielu aspektach jest ergonomiczna, zegary są czytelne, a przestrzeni nie powinno nikomu zabraknąć. Pod tym względem Sedici wypada świetnie. Niestety, ergonomia nie obejmuje opcjonalnej nawigacji, której logika jest dość pokręcona, a niektóre opcje schowane tak głęboko, że znalezienie ich graniczy z cudem.
Nie wiem też, czemu poskąpiono na automatyce i zaledwie szybę kierowcy można opuścić automatycznie. Ale już nie podnieść. Tak samo i pozostałe. To niestety typowe dla wielu japońskich producentów.

Bagażnik, choć ustawny i dzięki fotelom z łatwym składaniem dość praktyczny, nie może poszczycić się dużą pojemnością. Bliżej mu pod tym względem do segmentu B niż do kompaktu - bez składania tylnej kanapy do Sedici zapakujemy zaledwie 270 l bagażu.

Cavalinho?
No dobra, wiem, znacznie przesadziłem. Mimo iż koncern ten sam. Jednak dwulitrowa jednostka pod maską Sedici jest zasilana olejem napędowym i rozwija zaledwie 135 KM. Na szczęście jest włoska. Jest zmodyfikowanym silnikiem 1.9 JTD Multijet, święcącym triumfy w niezliczonych modelach koncernu Fiata i General Motors. Teraz ma dwa litry i spotkamy go poza Fiatem również w Oplu Insignii.

Moje porównanie dwulitrowego "klekota" do wierzgającego konia z logo Ferrari ma jednak pewne podłoże. Osiągi Sedici na papierze nie powalają, zamykając się w 11,2 sekundach do 100 km/h i prędkości maksymalnej wynoszącej 180 km/h. Jednak faktycznie odczuwalne jest to dużo lepiej. Silnik bardzo chętnie wkręca się na obroty i prowokuje do dynamicznej jazdy. Moment obrotowy (320 Nm) dostępny od 1500 obr./min powoduje, że samochodem jeździ się bardzo przyjemnie i bez większych problemów, a na dodatek nie jest nieprzyjemnie głośny. Minusem jest niewielki zakres użytecznych obrotów, dzięki czemu często trzeba sięgać do dźwigni zmiany biegów, która choć dość dobrze zestopniowana, potrafi czasem haczyć.

Tak czy inaczej, jazda Sedici pozwala zapomnieć, że jedziemy czymś między SUV-em a vanem. Prawdziwie włoskie emocje w rodzinnym wydaniu. Do tego w mieście co każde 100 km będziemy musieli dolać ok. 8,6 l, a w trasie półtora litra mniej, co choć jest wynikiem rozbieżnym w stosunku do danych fabrycznych, to całkiem akceptowalnym w samochodzie o takich parametrach i przy dość dynamicznej jeździe.

Proszę bez szaleństw
I znów tytuł trochę na przekór. Włoski rolnik na pewno nie skorzysta z Sedici jako z samochodu terenowego. Ale po błotnistej drodze będzie w stanie dojechać do celu. Dołączany napęd na cztery koła nigdy nie był moim ulubionym wynalazkiem ze względu na połowiczność rozwiązania i tempo działania systemu. Także tutaj rewolucji raczej nie ma, jednak system działa o niebo płynniej niż np. w Toyocie RAV4. Podniesione nadwozie zaś dba o to, żeby nie zahaczyć o każdy kamień, który jest tam, gdzie go nie powinno być. Szaleństwa terenowe wykluczamy, jednak dynamiczny silnik w połączeniu z zestrojeniem zawieszenia powoduje, że z własnego pola nasz Włoch do knajpki oddalonej o kilkanaście krętych kilometrów będzie pędził z uśmiechem.

Wyższe zawieszenie nie wpływa nijak na komfort prowadzenia, a nastawy udało się skonfigurować w taki sposób, żeby Sedici mknęło bardzo pewnie i stabilnie, sztywno trzymając się drogi. Minimalnie cierpi na tym komfort jazdy, jednak samochód nadrabia to przewidywalnością na drodze. Nieco gorzej wypada pod tym względem układ kierowniczy, który trochę zbyt słabo wspomaga na parkingu, ale na dobrą sprawę nie ma się do czego przyczepić. Podobnie jak w przypadku hamulców, które poprawnie wykonują swoje zadanie.

Dla rolnictwa
Podsumowując ponad 600 kilometrów zrobionych Sedici, trzeba przyznać, że z "włoską robotą" nie miałby większych problemów. "Paolo" może śmiało kupować taki uniwersalny samochód i myślę, że jeśli tylko nie zejdzie na zawał na widok niezbyt ciekawego wnętrza, a doceni jego praktyczność, będzie zadowolonym użytkownikiem japońsko-włoskiego SUVo-vana.

Dla mieszczuchów
I tu jest gorzej. Faktem jest, że samochód można uznać za zbyt delikatny w teren, a targetem są głównie miastowi. To w końcu tutaj najbardziej popularną klasą samochodu są "miejskie SUV-y" do których na upartego Sedici można zaliczyć. Na pewno spodoba się prowadzenie. Bez wahania na plus zostanie zaliczona dynamika jednostki przy dość umiarkowanym apetycie na paliwo. Pozytywnie oceniony zostanie design, bogate wyposażenie i niezła przestronność wnętrza. Niestety, straci bardzo dużo poprzez tzw "quality feel" - design wnętrza to nie jest to, do czego przyzwyczaili nas Włosi, a jakość użytych materiałów przypomina te kiepskie lata włoskiej motoryzacji bądź toporność "użytkowych", a nie przyjemnych Japończyków z lat 90-tych.

Tym gorzej, że i cena nie jest niska
Dlatego postanowiłem zostawić ją na koniec. Nie uwzględniając promocji, za podstawowe Sedici trzeba zapłacić 81 490 zł. Testowany egzemplarz, doposażony w ESP, kurtyny powietrzne, nawigację, system dostępu bezkluczykowego, ciemniejsze tylne szyby czy podgrzewane fotele, pozbawi nas 98 590 zł. Fiat oferuje teraz rabat 4500 zł na ten model, jednak cena wciąż jest bliższa niż dalsza stu tysięcy. Konkurencja, jeśli można o takiej mówić, co prawda jest jeszcze droższa, jednak Fiato-Suzuki w żadnym wypadku nie jest warte tych pieniędzy.