Ford C-MAX 1.8 TDCi Titanium
Obecny na rynku od pięciu lat Ford Focus C-MAX pod koniec 2006 roku przeszedł lifting. Najbardziej zauważalną zmianą jest trapezowy wlot w zderzaku, dzięki któremu kompaktowy Ford upodobnił się do większego brata S-MAX-a. Teraz C-MAX to minivan dla ludzi o dynamicznym charakterze.
Ford Focus C-MAX nigdy nie należał do aut, które wybijają się z tłumu. Powstały na przedłużonej płycie podłogowej Focusa (rozstaw osi zwiększono o 25 mm) minivan był przeciętnym przedstawicielem swojej klasy - nie miał większych wad czy wywyższających zalet. Dopiero przeprowadzony pod koniec 2006 roku facelifting nadał kompaktowemu vanowi Forda charakteru i indywidualizmu. Przede wszystkim odcięto człon nazwy "Focus" zostawiając jedynie C-MAX w nazwie. Miało to za zadanie nie tylko uszeregować rodzinne modele Forda, ale także w pewnym sensie odciąć się od Focusa i bardziej usamodzielnić rodzinnego minivana. Mimo, iż dalej bazuje on na kompaktowym modelu niemieckiej marki.
Dynamicznie i kinetycznie
Patrząc na nowego C-MAX-a od razu zauważymy, że nadano mu więcej charakteru oraz indywidualizmu. Nieco inaczej przestylizowanej atrapy z chromowaną listwą czy reflektorów o nowym kształcie większość pewnie nie dostrzeże. Naszą uwagę zwróci jednak na pewno trapezowy wlot powietrza w zderzaku, który stworzono zgodnie z duchem najnowszej tendencji designerskiej niemieckiej marki nazwanej kinetic design. Stał on się charakterystycznym elementem stylizacji nowych modeli Forda - ma go S-MAX, Galaxy, zmodernizowany Focus i dostanie zapewne szykująca się do debiutu w Genewie świeżutka Fiesta. Obok wlotu umieszczono bardzo ciekawie wyglądające pionowe światła przeciwmgielne, a z tyłu futurystyczne lampy pozycyjne stworzone z diod LED.
Dzięki obniżeniu linii zderzaków, całość prezentuje się bardzo dynamicznie i w sumie z nijakiego minivana stworzono oryginalnie wyglądające auto. Niewątpliwie na taki stan rzeczy wpływają również, montowane seryjnie w testowanej odmianie Titanium, 17-calowe felgi aluminiowe z oponami 205/50 R17. Wieloramienny wzór optycznie jeszcze bardziej powiększa obręcz i dzięki temu C-MAX wygląda przynajmniej jak ponad 200-konna odmiana ST, której jak do tej pory nie ma w ofercie kompaktowego minivana Forda. Z innych detali warto wspomnieć o lakierowanych pod kolor nadwozia lusterkach, które otrzymały kierunkowskazy boczne oraz lampki podświetlające podłoże czy przyciemnionych szybach.
Słoneczny dzień
Po otwarciu drzwi pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, jest ogromny szklany dach. Ciemna tafla szkła "wtapia" się w kolor granatowego nadwozia i powoduje, że z zewnątrz jest bardzo niepozorny. Wewnątrz jednak sprawia, że ogarnia nas uczucie nieskończonej przestronności, a dzieci z tyłu radość z wpatrywania się w niebo. Niestety są i minusy. Dwie rolety zasłaniające go są naciągane ręcznie i jeśli pierwszą bez problemów zamontujemy, tak do drugiej musimy już wysiąść z auta i zrobić to z drugiego rzędu. Poza tym cena wynosząca 3 000 złotych nie dla każdego okaże się promocyjna. Za tą kwotę otrzymamy także dodatkowe lusterko wewnętrzne do obserwowania naszych pociech.
Gdy już nacieszymy się panoramicznym dachem, warto obniżyć wzrok i przyjrzeć się desce rozdzielczej. Jej stylistyka jest bardzo miła dla oka, a zastosowane materiały dla dłoni. W modelu po liftingu stały się one bardziej miękkie i czuć to niemalże w każdym miejscu. Dodatkowo w odmianie Titanium ciemną kolorystykę rozjaśniają wykończenia ze szczotkowanego metalu - wokół lewarka zmiany biegów oraz na listwie przed pasażerem. Kokpit C-MAX-a zaprojektowano ergonomicznie i nikt nie będzie miał najmniejszych problemów z odnalezieniem się w samochodzie. Począwszy od prostych i czytelnych zegarów podświetlanych tym razem na biało-czerwony kolor, poprzez przełączniki rozlokowane tam, gdzie ich szukamy, a skończywszy na panelu oferowanej w standardzie manualnej klimatyzacji oraz nowym radiodtwarzaczu Sony z możliwością odtwarzania plików MP3.
I właśnie ten oferowany seryjnie system audio przynosi dużo radości - nie dość, że ciekawie wygląda i jest prosty w obsłudze, to jeszcze świetnie gra. Fabryczne osiem głośników wykonuje fenomenalną pracę i muszę przyznać, że to jeden z lepszych zestawów car-hifi z jakimi miałem do czynienia. Respekt dla specjalistów z Sony i Forda. Warto pochwalić też C-MAX-a za schowki. Może nie jest ich 46 o łącznej pojemności przekraczającej bagażnik miejskiego auta, ale są praktyczne i pojemne - zwłaszcza ten przed pasażerem i na górze deski rozdzielczej. Do kompletu warto dorzucić bardzo głęboką skrytkę pod podłokietnikiem oraz pomysłowe szczeliny na drobne monety oraz wizytówki. Nie zapomniano także o okularach przeciwsłonecznych, które schowamy w pojemniku nad głową.
Pomysł na organizację przestrzeni
C-MAX oferowany jest w jednej, 5-osobowej odmianie. Ford zrezygnował z większej, 7-osobowej, gdyż większym rodzinom proponuje S-MAX-a i Galaxy. Nie byłoby więc sensu robić sobie "rodzinnej konkurencji". Z przodu mamy do dyspozycji sportowo wyprofilowane fotele, na których każdy znajdzie odpowiednią pozycję. Pomoże nam w tym także regulowana w dwóch płaszczyznach skórzana kierownica. Siedzi się jednak nieco za wysoko. Z tyłu zaś czekają nas trzy odrębne fotele, dwa "pełnowymiarowe" i jeden węższy od pozostałych. I to właśnie on jest najmniej wygodnym miejscem do dalekich podróży C-MAX-em. Fakt faktem, jeśli po obu stronach posadzimy dzieciaki w fotelikach, to będzie nam na środku całkiem przyjemnie, ale trzem dorosłych osobom może być ciasno na szerokość. Za to miejsca ani nad głowami, ani na kolana nie zabraknie. Kto zdecyduje się na podróż w cztery osoby, środkowy fotel można złożyć i cofnąć do tyłu, a pozostałe dwa zewnętrzne zsunąć bliżej siebie. Wówczas przestronniejszego, 4-miejscowego auta w tej klasie chyba nie znajdziecie. Dla naszej wygody zamontowano dodatkowe stoliki montowane w oparciach przednich foteli oraz rolety w drzwiach bocznych. Te pierwsze są seryjne w Titanium, te drugie dodatkowo płatne 400 złotych.
Bagażnik kompaktowego minivana nie rzuca pojemnością na kolana, ale na weekendowy wypad dla czterech osób jest w sam raz. 460 litrów zapakujemy do rolety, 550 litrów do sufitu, a gdy wymontujemy fotele drugiego rzędu otrzymamy bardzo przyzwoite 1620 litrów. Co powie na to konkurencja? Jest różnie - do Seata Altei zapakujemy tylko 409 litrów, do Kii Carens 414 litrów, do Renault Scenic 430 litrów, Hondy FR-V 439 litrów, Citroenie C4 Picasso 500 litrów, a do Volkswagena Tourana aż 629 litrów. Jak widać C-MAX nie jest ani na początku, ani na końcu.
Szybszy niż myślisz
Ford ma swój własny (praktyczny i bezpieczny, choć wymagający przyzwyczajenia) sposób otwierania maski, więc nie trudź się z szukaniem uchwytu pod kierownicą. Wysiadasz, przechylasz logo Forda, wkładasz kluczyk i przekręcasz. Twoim oczom ukazuje się 115-konny turbodiesel o pojemności 1,8-litra. To tzw. jednostka ze środkowej półki - do wyboru mamy jeszcze słabszego 1.6 TDCi o mocy 90 KM oraz najmocniejszego 2.0 TDCi o mocy 136 KM, jednak jednostka zamontowana w testowym C-MAX-ie wydaje się być jak najbardziej optymalną. Maksymalny moment obrotowy (280 Nm, dzięki chwilowej funcji overboost 300 Nm) jest osiągany przy 1900 obr./min., co objawia się pewną niedyspozycją w dolnym zakresie obrotów, jednak im wyżej, tym lepiej. Poza tym przy ruszaniu silnik wymaga od nas nieco wyższych obrotów, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni - w przeciwnym razie po prostu zgaśnie. Powyżej granicy 2500 obrotów odzyskuje swoją żywotność i przy nieco za głośnym akompaniamencie ostro ciągnie do przodu. W pewnym momencie staje się to mocno zastanawiające, kiedy po przekroczeniu sugerowanej przez producenta prędkości maksymalnej, wsazówka pnie się jeszcze dalej. Czy to aby na pewno jest 1.8 TDCi?
O tym jednak, że jest, przekonuje nas skrzynia biegów. Nie, żeby była zła. Wręcz przeciwnie - jest fenomenalna. Biegi wchodzą szybko i bez zastrzeżeń, a drogi prowadzenia lewarka są krótkie i bezpośrednie. Problem tkwi jednak w ilości przełożeń - w przeciwieństwie do najmocniejszego Diesla, gdzie zamontowano skrzynię 6-biegową, w odmianie 1,8-litrowej mamy go o jeden mniej. Podczas jazdy z dozwolonymi prędkościami w Polsce wystarcza w zupełności, powyżej tej granicy staje się zbyt głośno na piątym biegu.
Co najciekawsze, dynamiczna jazda wcale nie jest okupiona dużym zużyciem paliwa. Podczas szybkiej podróży na autostradzie testowy C-MAX zużył 7,2 litra na 100 kilometrów. Rekordem stała się trasa Kraków - Zakopane - Kraków (4 osoby + bagaż), gdzie kompaktowy van zadowolił się zużyciem oleju napędowego na poziomie 5,8 l/100 km. W mieście spalanie nie sięgnęło 8 litrów. Średnią wynoszącą równe 7 l/100 km osiągniętą podczas 1400-kilometrowego dystansu uważam za bardzo dobrą i przy delikatniejszym obchodzeniu się z pedałem gazu, mogłaby być jeszcze niższa.
Układ kierowniczy o elektryczno-hydraulicznym wspomaganiu pracuje bardzo precyzyjnie (ze wzrostem prędkości maleje siła wspomagania) i wraz z zawieszeniem składa się na znakomity duet stworzony do jazdy po szybkich zakrętach. Zastosowanie wielowahaczowego układu z tyłu C-MAX'a (z przodu kolumny MacPhersona) pozwala na jeszcze ciaśniejsze "zwijanie łuków" bez obawy, że wypadniemy z obranego toru jazdy. Niebieski Ford przemyka jak prawdziwy zawodowiec i w zupełności nie sprawia wrażenia bycia rodzinnym vanem. Raczej sportowym kompaktem. W razie potrzeby tarczowe hamulce (z przodu wentylowane) powstrzymają nasze wyścigowe zapędy, a seryjne systemy ABS i ESP pomogą w zapanowaniu nad autem. Swoją drogą polecam taką jazdę w nocy - można odkryć na nowo przyjemność z podróżowania o tej porze, gdy na wyposażeniu mamy genialne, skrętne reflektory (dopłata 1 900 zł). Jeśli martwisz się o pokonywanie dziur, to muszę Cię uspokoić, że C-MAX wyrwy w jezdni pokonuje bardzo spokojnie i co najważniejsze bez wydawania dodatkowych, niepokojących odgłosów.
Dynamiczna głowa rodziny
Ford C-MAX naprawdę pozytywnie zaskakuje. Nie oczekiwałem od niego ciekawej stylistyki i frajdy z jazdy. Liczyłem raczej na przyzwoitego minivana dla 5-osobowej rodziny. Co najważniejsze jest właśnie przyzwoitym minivanem, ale przy okazji ma dynamiczny wygląd i jest jednym z najlepiej prowadzących się aut w klasie. 115-konny silnik wcale nie wydaje się za słaby do możliwości samochodu, a spalanie zadowoli nawet najwredniejszych ekonomistów. Także bogate wyposażenie standardowe wersji Titanium w postaci 4 poduszek powietrznych, systemów ABS i ESP, manualnej klimatyzacji, pełnej elektryki, radia CD MP3, czujników deszczu i zmierzchowego oraz 17-calowych felg aluminiowych nie powinno dawać powodów do narzekań. W takiej specyfikacji Ford C-MAX 1.8 TDCi Titanium kosztuje 87 050 złotych, co należy uznać za dość przyzwoitą kwotę przy takim wyposażeniu.
Można jednak chcieć więcej i doposażyć samochód z listy wyposażenia dodatkowego. W testowym C-MAX'ie znalazły się m.in. poduszki kurtynowe (1 500 zł), reflektory adaptacyjne (1 900 zł), automatyczna klimatyzacja (2 500 zł), podgrzewana przednia szyba (800 zł), panoramiczny dach (3 000 zł), czujniki parkowania z tyłu (2 100 zł) czy lakier metalizowany (1 850 zł). Tak doposażony kompaktowy van Forda wart jest już ponad 100 000 złotych. Jeśli dla kogoś to za duża suma, zawsze można przejrzeć wyposażenie seryjne tańszych odmian (Ambiente i Trend; Ghia w tej samej cenie co Titanium). Jeśli jednak zależy Ci na rodzinnym samochodzie z charakterem, na pewno nie zrezygnujesz z C-MAX-a.