Wszyscy robią autami 200 000 km, wymieniają silniki i płaczą? No raczej nie
Jednorazówka, silnik na śmietnik, złom na kołach - przy każdym materiale o nowym samochodzie spotykam się z opinią, że takie auto nie przetrwa zbyt długo. Czyżby?
Nawet nie liczę ile razy czytałem, że nowe auta nadają się wyłącznie na śmietnik. To standardowy komentarz w przypadku większości pojazdów z małymi jednostkami napędowymi, będącymi teraz normą. Czy awaryjność takich aut faktycznie jest na wyższym poziomie? I przede wszystkim czy te najbardziej skomplikowane samochody sprawiają najwięcej problemów? Awaryjność aut.
Otóż niekoniecznie
Faktycznie, gdy downsizing stawał się normą, wielu producentów miało z nim większe lub mniejsze problemy. Po latach jednak nauczyli się w większości na swoich błędach, dopracowując nowe konstrukcje. Czy taki silnik 1.0 Ecoboost jest oceanem problemów?
Zanurkowałem w opiniach i raportach, głównie niemieckich (TUV/Dekra), które jasno wskazują na to, że te silniki radzą sobie całkiem nieźle. Faktycznie - przy dużych przebiegach, na poziomie 250 000-300 000 km pojawiają się w nich usterki, które najczęściej rozwiązywane są wymianą jednostki napędowej.
Aczkolwiek liczba samochodów z tym silnikiem, których przebieg zbliża się do magicznej granicy 200-250 tysięcy kilometrów jest skromna. Dlaczego? Przede wszystkim silnik 1.0 nie jest jedyną opcją w wielu autach, już nie tylko w Fordzie. To alternatywa dla osób, które nie potrzebują mocnego i dużego silnika, a rocznie pokonują raczej mniej kilometrów.
Mimo to niezmiennie mam wrażenie, że internet pełny jest osób kupujących takie auto na całe życie. Stawiam keg dobrego piwa temu, kto kupił i faktycznie pokonał lub pokona swoim autem z silnikiem 1.0 ponad 250 000 km w krótkim czasie. Mamy tutaj takiego śmiałka?
Powiedzcie o małych turbobenzynach Japończykom
W Kraju Kwitnącej Wiśni od lat stosuje się malutkie jednostki, często wspierane turbosprężarką. Wiadomo, japońska myśl techniczna to często arcydzieło, ale nawet tutaj przy ciężkiej eksploatacji nikt nie obawiał się większych problemów. Mam wrażenie, że taka koncepcja udzieliła się europejskim producentom, którzy weszli w świat downsizingu.
Warto też pamiętać, że użytkowanie auta nieco się zmieniło. Nie mamy już lat 60. lub 70., kiedy to auto pozostawało w rodzinie na lata. Czasy niezniszczalnych Mercedesów czy pancernych Audi są już dawno za nami. Awaryjność aut.
Auta faktycznie "wylicza się" na określony czas eksploatacji. W przypadku nowszych konstrukcji jest on zdecydowanie krótszy. Czy to źle? Na pewno mocniej zapychamy złomowiska, ale jednocześnie staranniej podchodzimy do recyklingu. Prawda jest jednak taka, że zakup "auta na wieczność" teraz zupełnie się nie kalkuluje. W dobie radykalnych zmian na świecie okazuje się, że coś, co miało być rozwiązaniem "na lata" jest już wypierane z rynku. Czy tego chcemy czy nie elektryki przejmują władzę. Czy na zawsze? Nie sądzę - czuję, że dostaniemy tutaj różne alternatywne formy, a akurat auto ładowanie z gniazdka jest po prostu najrozsądniejszym wyjściem przy obecnym rozwoju techniki i technologii. Awaryjność aut.
Chcemy elektroniki i zarazem jej nie chcemy
To taki mały paradoks, który obserwuje w opiniach niektórych osób. Z jednej strony jest widoczna wyraźna chęć posiadania dobrego wyposażenia w aucie. Kilka systemów bezpieczeństwa, dobre multimedia, może jakieś gadżety - ot, elektryczne i elektroniczne umilacze czasu, które podnoszą komfort podróżowania. Potem jednak pojawiają się komentarze, że to one są sprawcą wielu awarii i stanowią zbędny dodatek. To jak to jest w końcu? Wiadomo, moglibyśmy jeździć takim hinduskim Suzuki Alto, w którym w bazowej wersji nie ma nawet wspomagania kierownicy. Tylko po co to komu?
I jeszcze jedno - paradoksalnie często zawodzą te tanie i proste auta
Ostatnie rankingi Dekry pokazują, że najniższe pozycje zajmują na przykład auta Dacii. Mowa głównie o starszych modelach, aczkolwiek przy tak prostych konstrukcjach poważne awarie zdają się być paradoksem.
Na czele ostatnich zestawień stoją z kolei dość skomplikowane auta - Mercedes GLC i Klasa B. Tuż za nimi uplasowała się Insignia, także korzystająca z silników z "downsizigniem" (jednostki 1.6 Turbo i 1.5 Turbo). Wśród aut z najmniejszymi turbosilnikami króluje Audi A1 i Volkswagen Polo, które to w klasie 1-3 latków zajmują 2 i 4 miejsce. A1 dobrze prezentuje się także wśród 4-5 latków. Wśród samochodów kompaktowych dobrze wypada natomiast Golf VI i VII, zarówno w grupie 1-3 latków, jak i 4-5 latków. Warto pamiętać, że gamy tych aut opierają się na małych jednostkach (1.0 i 1.4/1.5 TSI), a wiele egzemplarzy ma teoretycznie felerne skrzynie DSG.