Ben Collins zjeżdża Range Roverem po stoku narciarskim

Myśleliście, że Range Rover Sport to auto przeznaczone dla żon piłkarzy? Albo co gorsza, że nadaje się wyłącznie do ściągania spojrzeń w miejskiej dżungli? Ben Collins pokazuje, do czego naprawdę został stworzony ten samochód.

Inferno Race to największy, amatorski wyścig narciarski na świecie. Co roku nie brakuje śmiałków do zmierzenia się z bardzo różnorodną, niemal 15-kilometrową trasą. Punkt startowy to Piz Gloria, restauracja zlokalizowana na samym czubku góry Schilthorn (2 970 m n.p.m.). Stamtąd uczestników czeka 14,9-kilometrowy rajd w dół aż do szwajcarskiego miasteczka Mürren. Wprawnym narciarzom zjazd zajmuje około 45 minut, zaś rekord ustanowiony na tej trasie zamyka się w 15 minutach.

Range Rover Sport Inferno Mürren

Ben Collins, emerytowany Stig, miał alternatywny pomysł na szybkie dostanie się do miasteczka. W tym celu posłużył się nie nartami, a… Range Roverem Sport. Tym samym został pierwszym człowiekiem, który pokonał ten odcinek na czterech kołach. No, może niezupełnie cały, bo w wielu momentach kontakt z podłożem miały co najwyżej trzy koła. Pod maską samochodu drzemało 510-konne serce 5.0 V8. Trzeba dodać, że Range Rover wybrany do tego zadania był niemal całkowicie fabryczny – jedyne modyfikacje w stosunku do serii to wyścigowe fotele i uprząż, klatka bezpieczeństwa oraz wzmocnione, terenowe opony.

range_rover_sport_inferno7

W trakcie swojego zjazdu Ben Collins musiał zmagać się nie głównie ze śniegiem, a kamieniami, błotem, żwirem, śliską trawą i szczątkami czegoś, co kiedyś było asfaltem. Żadna z tych nawierzchni nie należy do idealnych, każda z nich ma inną charakterystykę, a ich połączenie i nieprawdopodobnie szybka zmiana stawiała przed byłym Stigiem karkołomne zadanie.

Ben Collins za kierownicą Range Rovera Sport

„To był jeden z najtrudniejszych testów, jakie przeszedłem w swojej karierze kierowcy.” – komentuje Ben Collins. „Trasa była szalona i z całą pewnością najcięższa, z jaką przyszło mi się kiedykolwiek zmierzyć. Najgorsze, co tylko można sobie wyobrazić: hektolitry wody spadające z klifów wymieszane z drzewami i wszelkiego rodzaju przeszkodami, na których nie chciałbyś się zatrzymać.” – dodaje.

Jak mu poszło? Oceńcie sami, oglądając załączony do artykułu film. Szczęśliwie Ben Collins dotarł w całości do mety. I choć nie pobił ustanowionego rekordu trasy, z czasem 21 minut i 36 sekund zrobił to szybciej od niejednego, kompetentnego narciarza. Został przy tym pierwszym człowiekiem, który podjął się zjechania samochodem do miasteczka Mürren. Ciekawe, czy wypił na dole zasłużone grzane wino…

[embedyt] http://www.youtube.com/watch?v=AzNOXjpr_i4[/embedyt]