Chevrolet Captiva 2.2D LTZ AT
Większość producentów prześciga się w stylistyce i technologii, starając się dotrzeć do szerokiego grona odbiorców. Stawiają na nowoczesność w takim stopniu, że dziś nawet sporej wielkości SUV-y mogą się pochwalić niebanalnym wyglądem. A gdzie w tym wszystkim jest Chevrolet?
Chevrolet trzyma się nieźle i ma nawet kilka świeżych modeli - za Oceanem. W nasz rynek aut określanych jako sportowo-użytkowe producent nie wnosi na dzień dzisiejszy zbyt wiele. Będący bardziej wyrośniętym crossoverem niż małym SUV-em Trax, mocno opatrzona Captiva... i właściwie na tym koniec. Dziś skupimy się na tym drugim modelu, stającym się powoli motoryzacyjnym dinozaurem.
Po amerykańsku
Captiva, podobnie jak bliźniacza Antara, jest z nami w niemal niezmienionej formie od 2006 roku i widać to już na pierwszy rzut oka. Przez 8 lat w znacznym stopniu zmienił się tylko projekt przedniego pasa - co ciekawe, stał się bardziej amerykański niż przedtem. Captivy MY2014 od przodu raczej nie pomylimy z niczym innym, a to głównie za sprawą dużego, dwuczęściowego grilla z wyraźnie zaakcentowanym emblematem Chevroleta. Dalej już nie jest tak oryginalnie i zarówno z tyłu, jak i z profilu, samochód jest niczym niewyróżniającym się, potężnym SUV-em. Muszę jednak przyznać, że lifting tylnych lamp wyszedł autu na dobre. Diodowe światła wniosły odrobinę świeżości do opatrzonej stylistyki tyłu, dając przy okazji ciekawy efekt po zmroku.
Tak, czy inaczej, Captiva wciąż powinna przypaść do gustu konserwatystom, a nie zwolennikom nowoczesnego stylu. Toporne linie zdają się nie zgadzać z hasłem "styl z charakterem" serwowanym nam przez marketingowców z GM. Nie uważam przez to, by Captiva jakoś odpychała swoim wyglądem - po prostu można w lepszy sposób pokazać klasyczną sylwetkę, nie rezygnując jednocześnie ze świeżej, przykuwającej uwagę formy. Idealnym przykładem może być tutaj Jeep Grand Cherokee.
Z poprzedniej epoki
O ile z zewnątrz zdecydowano się na dość wyraźną modernizację, o tyle stylistyka wnętrza wiele się nie zmieniła. Konsola centralna i zegary zyskały nieco inny wygląd, a wraz z wprowadzeniem sześciobiegowego automatu pojawiła się nowa obudowa drążka. Cała reszta wygląda niemal tak samo, z kierownicą przypominającą te z pick-upów na czele. Jedno jest pewne - mamy tu więcej naleciałości zza oceanu, niż na przykład w limuzynie klasy średniej - Malibu. Szara kolorystyka, od początku kojarząca mi się z wykończeniem pociągów nie najwyższej klasy, też nie wpływa jakoś pozytywnie na odbiór, choć jest pewną odmianą od czarnych, ponurych wnętrz. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że po jakimś czasie przywołane podobieństwo przestaje mieć znaczenie, a jasna tonacja zaczyna mieć swoje plusy. Szkoda tylko, że Chevrolet wycofał z oferty tapicerkę w kolorze beżowym, którą można było zamówić jeszcze przed liftingiem.
Na wyglądzie jednak większe narzekania się kończą. Kabina pasażerska jest dobrze wykonana, a spasowanie elementów nie pozostawia wiele do życzenia. Miłym zaskoczeniem jest miękkie i bardzo estetyczne wykończenie schowków, których zresztą jest w Captivie bardzo dużo. Dziwi niestety kilka wpadek ergonomicznych, jak brak nawiewów dla pasażerów drugiego rzędu, lampki oświetlającej przednią części kabiny po otwarciu drzwi, czy przesuwanego podłokietnika między fotelami. Ogólnie jednak wszystko jest na swoim miejscu, a obsługa menu, nawigacji i systemu audio nie przysparza większych problemów. Początkowo trzeba będzie się tylko przyzwyczaić do sposobu wyświetlania wskazań komputera pokładowego - informacje umieszczono na panelu dotykowym, a nie, jak w większości aut, na ekranie pomiędzy zegarami.
Prawdziwym atutem Captivy jest ilość przestrzeni przeznaczonej dla pasażerów. Miejsca na nogi, głowę, łokcie jest od groma, jak na prawdziwy krążownik przystało. Nawet w trzecim rzędzie warunki są znośne. Podłoga jest tam co prawda dużo wyżej, ale gdzieś przecież trzeba zmieścić tylną część napędu, nie zmniejszając przy tym prześwitu. Bagażnik legitymuje się dość zwyczajną jak na ten segment pojemnością - 477 litrów w konfiguracji 5-osobowej i 1577 litrów (po dach) w 2-osobowej. Ciekawy jest za to sam dostęp do niego - zamiast podnoszenia całej klapy, możemy unieść też samą szybę.
Dosć wyraźnie dałem do zrozumienia, że wnętrze Captivy jest nieco zacofane i jakby z poprzedniej epoki. W żadnym jednak wypadku nie tyczy się to wyposażenia. Captiva w najbogatszej wersji LTZ ma na pokładzie wszelkie udogodnienia w zakresie komfortu, takie jak możliwość łączności przez Bluetooth, wejścia USB i AUX, system bezkluczykowy, czy tempomat. Dla nawigacji przewidziano całkiem spory ekran, a zegary wreszcie wyglądają tak, jak powinny. Jasnoniebieskie podświetlenie wyświetlaczy radia i komputera pokładowego, czy też przestrzeni pod nogami pasażerów, nadaje bardzo przyjemnego klimatu po zmroku.
Komfortowo, przyjemnie
Za kierownicą Captivy spokojnie możemy się zrelaksować. Spore gabaryty i dobrze pracujące podzespoły w znacznym stopniu pozwalają odizolować się od drogi. Zresztą samo prowadzenie też jest nastawione bardziej na komfort niż precyzję. Reakcje na nasze ruchy są całkiem niezłe, jak na tak duże auto, ale wspomaganie kierownicy jest po prostu za mocne i ciężko wyczuć samochód w zakrętach. Nie pomaga to w trasie, za to spełnia swoja rolę w mieście - coś za coś.
Faktem jest jednak, że Captiva ma przyjemnie zestrojone zawieszenie - zarówno pod względem komfortu, jak i sztywności przy bardziej dynamicznej jeździe po równych - podkreślam - równych zakrętach. Małe nierówności są zwyczajnie "łykane" przez podwozie, a i z tymi większymi auto radzi sobie nieźle, pod warunkiem, że będziemy na nich zwalniać. W innym przypadku możemy odczuć, że nasza zwinna antylopa zamienia się w ciężko stąpającego słonia. Lepiej zahamować przed niż w trakcie.
Działanie napędu na cztery koła mogę spokojnie uznać za poprawne. Samochód nie wykazuje większych chęci do wyjeżdżania przodem nawet przy dynamicznej jeździe, posłusznie trzymając się nadanego toru jazdy. Przyznam jednak, że przez większość testu utrzymywałem raczej spokojne tempo, a w trasie, gdzie zdarzyło mi się trochę "przycisnąć", Captiva pokonywała szybkie łuki z dużą łatwością. Jeśli przywykniemy do lekko działającego układu kierowniczego, powinniśmy też poczuć się bardziej pewnie.
Silny jak wół
184 KM i 400 Nm w zupełności wystarczają do sprawnego napędzania Chevy'ego. Duży moment i napęd na cztery koła sprawiają, że samochód potrafi mocno wyrwać do przodu na pierwszych trzech biegach, ale i na kolejnych nie brakuje mu dynamiki. Wyprzedzanie nie będzie problemem, pod warunkiem, że nauczymy się działania sześciobiegowego, leniwego automatu. Skrzynia jest typowo amerykańska i w dużej mierze niweluje ochotę do pracy wysokoprężnej jednostki, co widać już na "papierowych" danych.
Współpraca automatu z 2,2-litrowym dieslem nie wychodzi też na dobre w kwestii dźwięku. Duet ten po prostu nie lubi nagłych redukcji i wciskania pedału gazu do oporu. Warkot towarzyszący przyspieszaniu pod maksymalnym obciążeniem i kręceniu motoru pod czerwone pole zdecydowanie nie jest wart zapamiętania. Lepiej od razu przejść na bardziej ekonomiczny styl jazdy, w którym pomoże nam tryb ECO, w znacznym stopniu łagodzący działanie przepustnicy. Płynności zmiany przełożeń nie mam wiele do zarzucenia.
Niestety, leniwa przekładnia ma też spory wpływ na wzrost zużycia paliwa. Przy bardziej dynamicznej jeździe biegi są zbytnio przeciągane, przez co wskazówka dłużej utrzymuje się na wysokim poziomie. Polecam więc niższe prędkości i po raz kolejny bardziej spokojną jazdę. Wtedy dopiero odczujemy, że silnik naprawdę chce i potrafi oszczędzać. 8 litrów w trybie miejsko-podmiejskim jest jak najbardziej do osiągnięcia, ale przy prędkościach autostradowych możemy nawet ujrzeć wartości przekraczające 11 litrów. Mamy w końcu napęd na cztery koła i niezbyt opływowe nadwozie.
Podczas nocnej jazdy (w pojedynkę i bez bagażu) dała mi się we znaki pewna przypadłość. Samopoziomujące reflektory świeciły tak dobrze, że aż... za dobrze. Struga światła przy ustawieniu zerowym kończyła się tuż pod szybą przeciętnego, kompaktowego auta, dlatego pokrętło do regulacji szybko wylądowało na pozycji -2. Wszak soczewkowe reflektory, nawet przy obniżonej strudze światła, "dawały radę".
Bardzo rozsądna propozycja
Captiva jest bardzo przestronnym SUV-em za stosunkowo nieduże pieniądze. Jeśli nie szukamy auta o nowoczesnych liniach, przytulnym wnętrzu, czy sportowym charakterze, a główny nacisk kładziemy na funkcjonalność i komfort, warto udać się do salonu Chevroleta. Cennik zaczyna się od rozsądnej kwoty 87 990 złotych, a oferta promocyjna na auta z 2013 roku mówi nawet o niecałych 66 tysiącach. Liczby te dotyczą wersji z napędem na przód, manualną skrzynią biegów i benzynowym silnikiem o pojemności 2,4 litra.
Testowany egzemplarz podpisano oznaczeniem LTZ, a więc ma prawie wszystko, czego dusza mieć zapragnie. Za 115 990 złotych (przy wyborze słabszego diesla o mocy 163 KM) dostajemy m.in. czujniki parkowania z przodu i z tyłu wraz z kamerą cofania, elektryczną regulację fotela kierowcy, nawigację, tempomat, system bezkluczykowy, dwusferową klimatyzację, 19-calowe aluminiowe obręcze oraz tapicerkę z ekologicznej skóry w dwóch kolorach do wyboru. Po wybraniu opcji mocniejszego diesla i automatycznej skrzyni biegów otrzymujemy kwotę 134 490 złotych, co już znacznie wykracza poza cenę bazową. Nie ma się jednak czemu dziwić, bo otrzymujemy samochód skompletowany niemal "do pełna".
Niestety, GM wraz z końcem tego roku planuje wycofanie marki Chevrolet z Europy, przez co znalezienie odpowiadającego nam auta może być niemożliwe.
Zalety:
+ komfort i odizolowanie od nawierzchni
+ pewne zachowanie w zakrętach, mimo sporych gabarytów
+ nieograniczona przestrzeń
+ sporo dodatkowych litrów ukrytych w przyjemnie wykończonych schowkach
+ dobry stosunek ceny do oferowanych możliwości
Wady:
- niezbyt nowocześnie wyglądające wnętrze
- nienaturalnie mocno wspomagany układ kierowniczy
- kilka wpadek ergonomicznych
- powolna przekładnia automatyczna
Podsumowanie:
Nie ma sportowego ducha i nowoczesnej stylistyki jak Mazda CX-5, nie jest legendą jak Jeep Cherokee i nie rozpieszcza kierowcy swoim wnętrzem. Może się za to pochwalić dużą i praktycznie przemyślaną kabiną, niezłym zawieszeniem, dobrze skalkulowaną ceną i całkiem konkretnym wyposażeniem. Jeśli nie jesteś zwolennikiem opływowych i nowoczesnych linii, wolisz bardziej surowe projekty zza Wielkiej Wody i pasuje Ci zestawienie klasycznej, spokojnej pracy automatu z dużym momentem obrotowym, być może Captiva jest właśnie dla Ciebie.