Chińczycy dają producentom samochodów jedną solidną lekcję. Tego powinni się od nich uczyć

Jestem daleki od zachwycania się markami z Chin, ale widzę, że na jednym polu mają ogromną przewagę nad europejskimi markami. To trudny temat, ale dający ogromną kontrolę nad produktem.

Jestem zafascynowany falą zachwytu nad chińskimi samochodami. W Polsce wyrosło nam ogromne grono pasjonatów motoryzacji z tego kraju. Opinie są bardzo zbliżone i z reguły ograniczają się do podkreślania niskich cen i tego, co dostajemy w każdym modelu. Trudno się z tym spierać, zwłaszcza przy cenach niektórych europejskich i azjatyckich (japońskich i koreańskich) samochodów. Sam jestem odległy od zachwytu i podchodzę do tematu w dość chłodny sposób. Nie mogę jednak odmówić chińskim producentom jednej przewagi, która daje im ogromną kontrolę nad produktami.

W mojej opinii to jest rzecz, której europejskie marki powinny się uczyć - choć wdrożenie jej w życie oznaczałoby przełamanie schematu, który funkcjonuje z powodzeniem od dekad. A chodzi o produkcję części.

Produkcja samochodów w Chinach wygląda nieco inaczej. Chińskie marki coraz częściej są odpowiedzialne za wytwarzanie wszystkich podzespołów

Krótko mówiąc - cała produkcja, od śrubki po finalny produkt, zostaje "w rodzinie", niemal pod jednym dachem. Dzięki temu chińscy producenci samochodów są w stanie bardzo szybko reagować na opinie klientów i na potrzeby rynku. Szybkie przeprojektowanie wybranych podzespołów, przetestowanie ich i wdrożenie do produkcji, jest stosunkowo krótkim procesem, który nie wymaga zaangażowania zewnętrznych partnerów.

Kryzys produkcja samochodów

Efekty widać gołym okiem. Coś jest nie tak? Bardzo proszę, modyfikujemy podzespoły, testujemy je i w ciągu kilkunastu tygodni mamy gotowe rozwiązanie. Oczywiście nie każda marka z Chin działa w ten sposób, jednak taki sposób pracy jest tam dość powszechny.

Tymczasem w Europie mamy cały łańcuch powiązań pomiędzy koncernami i podwykonawcami. To dobry system, ale jego wąskim gardłem jest właśnie czas reagowania na problemy. Jeśli jakiś element zawodzi, to przeprojektowanie go, przetestowanie i wdrożenie do produkcji, jest dużo bardziej czasochłonne.

W przypadku firm działających na Starym Kontynencie konieczne byłoby więc wypracowanie nowego kompromisu we współpracy z podwykonawcami. Czy jest to możliwe? Jak najbardziej - choć zapewne nie jest prostą rzeczą. Niemniej jeśli kluczową kwestią pozostaje zachowanie konkurencyjności na rynku, to jest to rzecz, która powinna stać się priorytetem.