Chińczycy robią swoje kei-cars. Wuling to malutki samochód elektryczny
Choć wyglada na śmiesznie mały samochodów, to jest większy od Smarta. Wizualnie udaje kei-cara, a nazywa się Wuling i jest efektem współpracy z GM.
Wuling to jedna z tych dziwnych chińskich marek, która tak naprawdę przypisana jest do dwóch różnych producentów. Chodzi oczywiście o najróżniejsze połączenia joint-venture, które generują takie dziwactwa. Ten oto samochód to dzieło SAIC Wuling i General Motors, czyli chińsko-amerykańskiej spółki, działającej w Państwie Środka od 2001 roku.
Wuling wciąż nie ma nazwy, ale ma pełną specyfikację
Ot, typowo chińska premiera. Pokażmy samochód, powiedzmy co oferuje, ale nie dajmy mu nawet nazwy. Wiadomo, że ten oto Wuling to biedniejszy bliźniak samochodu Baojun E300. I o ile tamten pojazd wygląda nieco bardziej futurystycznie, o tyle w przypadku prezentowanego Wulinga nawiązano do japońskich kei-cars.
I tak oto powstało małe dwuosobowe pudełko, które oferowane będzie z dwoma wariantami napędu elektrycznego. O stylistyce można powiedzieć tylko tyle, że jest. Samochód wygląda jak regał (tudzież komoda) i nie ma w nic nic porywczego.
A wspomniana specyfikacja? Cóż, tutaj robi się ciekawiej. Oferowane będą dwie baterie. Mniejsza ma 9 kWh pojemności, zaś większa 14 kWh. Moc? 27 KM, czyli dwie lekkie osoby to to nawet poruszy. Co ciekawe ten mały samochód ma prawie 3 metry długości, choć zupełnie tego tutaj nie widać.
Dla porównania wspomniany Baojun E300 ma baterię 16,8 kWh i 39 KM. Widać więc, że oferta Wulinga kierowana jest do osób o mniej zasobnym portfelu.