Lexus ES 300h z cyfrowymi lusterkami potrafi uzależnić – TEST, OPINIA
Nie mieliście jeszcze doświadczenia z kamerami zamiast klasycznych zewnętrznych lusterek? To dobrze się składa. Przetestowałem Lexusa ES 300h z tym nietypowym rozwiązaniem i postaram się Wam przybliżyć nieco temat.
Do testu ES 300h z cyfrowymi lusterkami podszedłem bez większej wiedzy, czytania opinii i zagłębiania się w jakiekolwiek szczegółowe dyskusje z osobami, które mają to już „za sobą”. Wszystko po to, by całkowicie neutralnie „ugryźć” temat i krok po kroku samemu znaleźć wady i zalety tego prawdopodobnie przyszłościowego rozwiązania.
Wygląd… to kwestia gustu
Wystające elementy zawierające na swych końcach kamery sięgają mniej więcej podobnie daleko, jak tradycyjne, szklane „tafle” otoczone plastikiem. Nie wyróżniają się z daleka, lecz gdy już wyłapią wzrok obserwatora, zaczynają budzić zainteresowanie. To wciąż niewiele, jak na detale przeniesione wprost z aut koncepcyjnych.
Futurystyczne lusterka to jedne z ciekawszych elementów, jakie z reguły musiały „zrzucić” prototypy, by stać się autami produkcyjnymi. Tymczasem Audi i Lexus proponują je wreszcie w seryjnych modelach, robiąc odważny krok w przyszłość. I co? I nic. Obie marki podeszły do stylistyki dość zachowawczo i żaden z projektów nie rzuca na kolana. Przejdźmy lepiej do funkcji.
Proste i przemyślane
W kabinie, rozwiązanie Japończyków dość mocno rożni się od tego serwowanego przez Niemców. Ekrany kamer nie są w żaden sposób wpasowane w drzwi, ani też nie „podróżują” razem z nimi. Ta druga cecha w zasadzie nie miała dla mnie żadnego znaczenia, bo obraz i tak „uciekał” podczas ich otwierania. W tej kwestii nie obserwujemy więc żadnych zmian względem klasycznych lusterek.
Wyświetlacze zintegrowano ze słupkami A w bardzo oczywisty sposób, a co za tym idzie, bardziej naturalny. Ich mocowania nawet przy mocnym nacisku nie wydają żadnych nieprzyjemnych dźwięków, a cała konstrukcja kompletnie nie ogranicza widoczności. Umieszczenie ich na „normalnym” poziomie pozwala z kolei utrzymywać wzrok w dalszym ciągu blisko drogi, co przydaje się choćby przy parkowaniu.
Trochę nieswojo
Mimo to, pierwsze minuty, a nawet godziny jazdy, mijają z wyraźną niepewnością podczas manewrów – głównie przy zmianach pasa. W czasie przemieszczania się z prędkościami większymi niż parkingowe, obraz wyświetlany jest „po amerykańsku”, a więc ze sporym przybliżeniem – tyle, że dla obu stron. Oferuje oczywiście lepszy widok, bo prostokątny, a nie ograniczony przez aerodynamikę konwencjonalnych lusterek. Mimo to, początkowo zdaje się dawać nam większe martwe pole (od tradycyjnych, europejskich lusterek). I sprawia, że przyzwyczajeni do „naszych” początkowo będziemy myśleli, że auta na pasie obok są znacznie bliżej, niż w rzeczywistości.
Jednocześnie widok na samochody poruszające się w oddali jest dużo dokładniejszy, co pomaga lepiej ocenić ich prędkość. Po pewnym czasie odkrywam funkcję oddalania, która może być realizowana na kilka sposobów. Automatycznie – po włączeniu kierunkowskazu lub wstecznego biegu, a także manualnie – za pomocą jednego z kierunkowych przycisków sterowania. I okazuje się, że spełnia to prawie wszystkie potrzeby w kwestii wyczucia auta podczas zmiany pasa, wyprzedzania, parkowania, czy wyjeżdżania z miejsca parkingowego.
Mimo wszystko, przed wskoczeniem na sąsiedni pas ruchu pozostał mi odruch obracania głowy w maksymalnym możliwym stopniu. To przez opóźnienie załączania szerszego widoku, który pozwala na lepszą obserwację otoczenia dopiero po włączeniu kierunkowskazu. W końcu najpierw powinniśmy się dobrze rozejrzeć, a potem wrzucać „kierunek”. A gdyby tak zastosować manetki czułe na dotyk, które już przy zamiarze wykonania manewru (czyli skierowania palca na manetkę) wywoływałyby szerszy obraz z kamer?
W gruncie rzeczy, cyfrowe lusterka są całkiem przyjemne
Po kilku dniach za kierownicą Lexusa ES 300h właściwie już zapomniałem o trudnościach z początku testu. Zacząłem „czuć” otoczenie w sposób porównywalny z jazdą innymi samochodami, a przy okazji doceniać lepszą ocenę prędkości aut w oddali. Brakowało mi czasem możliwości „wychylania się”, by zobaczyć więcej. Ale w gruncie rzeczy był to niepotrzebny odruch. Szeroki widok uruchamiany przy wszelkich manewrach pełnił swoją rolę na tyle dobrze, że zastępował te manualne czynności.
W dalszym ciągu nie widziałem jednak większych powodów, dla których miałbym dopłacić za cyfrowe rozwiązanie. 9500 złotych jest niemałą kwotą za opcję, która do pewnego momentu nie wniosła zbyt wiele w temacie bezpieczeństwa i komfortu jazdy. W pewnym momencie zacząłem jednak dostrzegać coś, czego nie miałem okazji zaobserwować wcześniej.
Pomocne w trudnych warunkach
Bycie niewątpliwie ciekawym gadżetem jest trudne do podważenia, natomiast sama zachwalana funkcjonalność cyfrowych lusterek niespecjalnie mnie przekonała, gdy poruszałem się w pogodne dni. Sytuacja zmieniła się nieco przy pierwszej nocnej podróży przez miasto. Wyświetlany obraz można ustawić tak, by automatycznie przełączał się w tryb nocny. Odpowiednie algorytmy dbają wtedy o to, by maksymalnie wydobyć szczegóły z otoczenia. I muszę przyznać, że idzie im całkiem nieźle.
Ale to nie wszystko. Największą zaletę cyfrowych lusterek zewnętrznych odkryłem podczas jazdy w deszczu. Zamiast niewyraźnego widoku przez krople wody, widziałem całkowicie niezakłócony obraz z kamer. Dało to duże poczucie kontroli, którego zwykle brakuje mi w trudnych warunkach jazdy. W czasie testu ani razu nie zdarzyło się, by widok na ekranach był niewyraźny, miał jakiekolwiek ślady zabrudzeń, czy wody. Wyłączając oczywiście sytuację bezpośrednio po wyjeździe z myjni. Ale była to dosłownie chwila.
W dalszym ciągu nie umiem do końca odpowiedzieć, czy rozwiązanie jest warte swoich pieniędzy. Na pewno jest warte przetestowania i ma ogromny potencjał na przyszłość. W przypadku Lexusa już w tym momencie wychodzi na prowadzenie dzięki swoim zaletom i, poza potrzebą przyzwyczajenia, praktycznie brakiem większych wad. Osoby wierne klasycznym rozwiązaniom zapewne jeszcze długo nie spojrzą w tym kierunku. Jeśli jednak jesteście ciekawi i otwarci na takie nowinki, prędzej czy później cyfrowe lusterka powinny Wam przypaść do gustu.
Lexus ES 300h – wart zainteresowania nie tylko z jednego powodu
Pełny test tego modelu przeprowadził już Marcin Napieraj, ale wspomnę jeszcze krótko o swoich doświadczeniach. Lexus ES 300h przekonał mnie przede wszystkim wysokim poziomem komfortu, bardzo oszczędnym układem hybrydowym i zwyczajną przyjemnością przy pokonywaniu kilometrów, niezależnie od zajmowanego miejsca. Mowa tu o bardzo przestronnej limuzynie, w której śmiało mógłbym przez większość czasu zasiadać na tylnym fotelu. I na którą nie wydałbym takiego majątku, jak na auta wyższego segmentu, czy choćby niemiecką konkurencję.
Jedyną poważną wadą modelu ES jest brak w ofercie wersji z napędem na cztery koła – choćby tym „udawanym”, realizowanym przez napęd elektryczny. Na śliskiej nawierzchni jesteśmy niestety zmuszeni do bardzo płynnego i spokojnego operowania pedałem gazu. Czasem zwyczajnie brakuje siły napędowej przekazywanej na tylne koła, która pozwoliłaby bezpieczniej wykonać niektóre manewry na przykład w deszczu.
Poza tym, ES 300h nie do końca przekonał mnie wykonaniem wnętrza. Moim zdaniem bliżej mu do modeli NX i IS, niż do nieobecnego już GS-a. I nie chodzi tu o ilość i jakość miękkich tworzyw, a o ogólny odbiór kabiny. Winowajcą może być niezbyt porywająca konfiguracja kolorystyczna, choć widywałem już ciekawsze wnętrza nawet w czarnej tonacji. Lexus powinien też popracować nad dwoma aspektami – lepszą jakością kamer asystenta parkowania oraz wykonaniem wewnętrznym drzwi, które przynajmniej w testowanym egzemplarzu wpadały w rezonans przy głośniejszej muzyce. Poza tym – to świetne, zdecydowanie warte swojej ceny auto klasy wyższej. I, co ważne, nie ignorujące aspektu ekonomii jazdy.
Zużycie paliwa: | Lexus ES 300h |
przy 100 km/h | 4,8 l/100 km |
przy 120 km/h | 5,4 l/100 km |
przy 140 km/h | 6,5 l/100 km |
w mieście | 5,8 l/100 km |
Podsumowanie
Krótko i zwięźle: cyfrowe lusterka zewnętrzne okazały się pozytywnym zaskoczeniem, a Lexus ES 300h znów pokazał, że jest bardzo udanym autem segmentu E.
SILNIK | benzynowy, R4, 16 zaw. + elektryczny |
---|---|
TYP ZASILANIA PALIWEM | wtrysk bezpośredni + bateria |
POJEMNOŚĆ | 2487 cm3 |
MOC MAKSYMALNA | benzynowy: 178 KM (131 kW); łącznie: 160 kW (218 KM) |
MAKS. MOMENT OBROTOWY | benz. 221 Nm, elektr. 202 Nm |
SKRZYNIA BIEGÓW | automatyczna, bezstopniowa |
NAPĘD | przedni |
ZAWIESZENIE PRZÓD | kolumny MacPhersona |
ZAWIESZENIE TYŁ | wielowahaczowe |
HAMULCE | tarczowe went./tarczowe |
OPONY | 235/45 R18 |
BAGAŻNIK | 454 l |
ZBIORNIK PALIWA | 50 l |
TYP NADWOZIA | sedan |
LICZBA DRZWI / MIEJSC | 5/5 |
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) | 4975/1865/1445 mm |
ROZSTAW OSI | 2870 mm |
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ | 1730/420 kg |
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM | |
ZUŻYCIE PALIWA | 4,5 l/100 km |
EMISJA CO2 | 103 g/km |
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h | 8,9 s |
PRĘDKOŚĆ MAKSYMALNA | 180 km/h |
GWARANCJA MECHANICZNA | 3 lata/100 tys. km |
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER | 12 lat/3 lata |
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ | ES 300h Business Edition: 195 900 zł |
CENA WERSJI TESTOWEJ | 296 900 zł |
CENA EGZ. TESTOWANEGO | 311 900 zł |