Ford Capri wpuszcza kolory w szarość motoryzacji. Najbardziej urzeka normalnością. Pierwszy test
Wiadomo - kontrowersji wokół nazwy będzie dużo. Warto jednak odłożyć je na bok i spojrzeć obiektywnie na ten samochód. Ford Capri pod specyficznie narysowanym opakowaniem kryje naprawdę solidne auto, które trafi w gusta konkretnych odbiorców. I to jest jego największa zaleta.
Nie ma co ukrywać - stary Ford Capri, czyli oryginalne coupe zaprezentowane w 1969 roku, to fantastyczna maszyna. Niektórzy nazywali je „Mustangiem Europy”. Można powiedzieć, że mniej więcej taką rolę pełnił ten model na Starym Kontynencie. Przez lata osiągnął spory sukces, który zbudowano na grupie bardzo zadowolonych klientów i na sporych sukcesach w motorsporcie.
Teraz, po dekadach przerwy, Capri powraca. Nie jest już jednak klasycznym coupe. Ma dodatkową parę drzwi i stał się typowym „usportowionym” crossoverem. Można na to narzekać, można tupać nóżką i złościć się na Forda. Prawda jest jednak taka, że gdyby Capri było sportowym coupe, to sprzedaż szorowałaby po dnie. Czy wybralibyście się do salonu po taki samochód? Obstawiam, że tylko mała garstka fanów kupiłaby teraz tylnonapędowe coupe. Takie mamy czasy.
Jaki jest nowy Ford Capri? Pierwszy test elektrycznego crossovera z Kolonii
Błękitny owal postanowił zagrać na sentymentach i sprytnie wkomponował nawiązania do pierwowzoru w stylistykę SUV-a. Znajdziecie je w linii szyb, formie świateł i po części w linii dachu. Przyznam szczerze, że początkowo nie byłem przekonany do tego designu, ale „na żywo i na drodze” prezentuje się dobrze. Nie jest do bólu generyczny i widać w nim jakiś pomysł, co jest dużym plusem.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że Ford wykonał tutaj kawał dobrej roboty, skutecznie odcinając ten samochód od bliźniaka, jakim jest Volkswagen ID.5. Nie jest to klasyczny „badge engineering”. Obydwa auta dzielą ze sobą kluczowe komponenty, ale na pierwszy rzut oka nic je nie łączy. Tak to powinno wyglądać.
„Era Fordswagena” to nic złego. Wręcz przeciwnie - Ford wykonał świetny ruch
Niektórzy się burzą na myśl o tym, że w Fordzie kryją się komponenty Volkswagena. Cóż, to żadne novum. Już lata temu mieliśmy bliźniaki w postaci Sharana i Galaxy. W Brazylii z kolei to Volkswagen budował kilka modeli na bazie Escorta - mowa tutaj między innymi o modelu Logus.
Capri dostało dobry punkt wyjścia w postaci platformy MEB i silników APP550. To udana konstrukcja, która zapewnia solidną wydajność. I to jest jedna z mocniejszych cech tego samochodu. W moje ręce podczas pierwszych jazd trafiła wersja AWD, oferująca 340 KM. Bateria niklowo-manganowo-kobaltowa ma tutaj 79 kWh pojemności i teoretycznie zapewnia 560-590 kilometrów zasięgu (według normy WLTP).
Oczywiście dane pomiarowe są możliwe do osiągnięcia tylko w bardzo specyficznych warunkach, więc można je włożyć między bajki. Po zajęciu miejsca za kierownicą zobaczyłem zasięg na poziomie 450 kilometrów, co nie jest złym wynikiem jak na elektryka. W planach było pokonanie blisko 300 kilometrów po różnych drogach - od miasta, przez krajówki, małe drogi gminne, aż po autostradę.
Na szczegółowe prześwietlenie tego samochodu przyjdzie jeszcze czas
Skupiłem się więc na ogólnych wrażeniach z jazdy. Pod kątem wrażeń zza kierownicy Ford Capri niespecjalnie różni się od swojego kuzyna z literami VW w logotypie. Układ kierowniczy wymaga włożenia nieco większej siły w prowadzenie (co jest plusem), a zawieszenie jest minimalnie sztywniejsze. Są to jednak bardzo subtelne różnice.
340 KM i blisko 700 Nm sprawia, że po wciśnięciu gazu świat za oknem zaczyna „przemieszczać się” bardzo szybko. Oficjalnie setkę na zegarach zobaczymy po 5,3 sekundy. Napęd na cztery koła dba o solidną trakcję, aczkolwiek to tylna oś gra tutaj pierwsze skrzypce - na nią trafia większość mocy.
W zakrętach czuć wsparcie przodu, zwłaszcza na mokrej i śliskiej nawierzchni. W praktyce jednak docenią to tylko osoby, które lubią szybszą jazdę lub często podróżują po górach. Na co dzień w zupełności wystarczy wersja RWD, która ma 286 KM i oferuje jeszcze lepszą wydajność.
Przy spokojnej jeździe średnie zużycie energii sięgało 17,3 kWh, aczkolwiek w mieście można z tego urwać jeszcze 1 kWh. Odcinki autostradowe nieco zwiększyły zapotrzebowanie na prąd, niemniej po przejechaniu 270 km i po szybkiej wycieczce autostradą średnia nie przekroczyła 22,3 kWh. To solidna wartość, która realnie pozwoli na przejechanie 350-370 km, a przy oszczędniejszej jeździe 400 km w trasie.
Ładowanie też nie wypada źle. Maksymalna moc sięga 185 kW, średnia to 135 kW (przy ładowaniu prądem stałym) i 11 kW przy ładowaniu prądem przemiennym. Od 10 do 85% naładujemy się w około 25-30 minut.
Praktyczność to mocna strona tego samochodu
Ford Capri pod tym kątem nie odstaje od Volkswagen ID.5 i od swojego klasycznego brata w postaci Forda Explorera. Ilość miejsca z przodu i z tyłu jest naprawdę solidna. Bagażnik ma 567 litrów pojemności, co sprawdzi się także podczas dłuższych wyjazdów.
Swoją drogą - kokpit to mocna strona tego modelu. Ford Capri ma wnętrze zapożyczone z Explorera, a największą różnicą w tym modelu jest inne dolne ramię kierownicy (nawiązujące do klasyka sprzed lat). W mojej opinii deska rozdzielcza jest tutaj dużo lepsza, niż w Volkswagenie.
Widać wspólne komponenty, takie jak wskaźniki czy przełączniki, ale ulokowany wertykalnie duży ekran to zmiana na plus. Jest „idealnie pod ręką”, a jego obsługa należy do wyjątkowo wygodnych. Świetnym patentem jest również schowek pod wyświetlaczem, który idealnie sprawdza się do przechowywania portfela czy kluczy. Po pochyleniu ekranu i zamknięciu samochodu blokuje się automatycznie, co dodatkowo zabezpiecza nasze rzeczy.
Jakość materiałów jest taka sama, jak w Explorerze. Na boczkach z przodu znajdziemy garść miękkich tworzyw, ale niestety górna część deski rozdzielczej jest wykonana z twardego tworzywa. Tu brakuje trochę przyjemniejszych plastików.
Z jakimi samochodami konkuruje Ford Capri i ile kosztuje?
Na liście rywali znajdziemy między innymi Volkswagena ID.5, Teslę Model Y, Peugeota e-3008, czyAudi Q4 Sportback. Propozycja Forda nie wypada na ich tle źle, choć oczywiście w przypadku elektryków często dochodzi do mocnego zróżnicowania wymiarów w obrębie podobnie pozycjonowanych samochodów.
Bazowa wersja Capri startuje obecnie od 179 900 złotych. W tej cenie dostaniemy bazową wersję Capri (z solidnym wyposażeniem standardowym) i z baterią 52 kWh oraz silnikiem o mocy 170 KM. Wariant 286-konny z baterią 77 kWh wymaga wydania co najmniej 200 770 złotych, a model AWD (340 KM) to kolejne 20 000 złotych do dorzucenia. Flagowa wersja Premium jest droższa o 10 000 złotych od wymienionych wariantów, czyli należy do stosunkowo dobrze wycenionych.
W mojej opinii już bazowe Capri RWD z baterią 77 kWh jest dobrym wyborem dla kogoś, kto szuka elektryka i niekoniecznie chce jeździć Teslą, Skodą czy Volkswagenem. Za 200 770 złotych dostaniemy dobre wyposażenie. Z garścią opcji powinniśmy zamknąć się w 210 000 złotych. Do tego oczywiście można dorzucić dopłaty, które teoretycznie mają ruszyć w lutym. W takiej sytuacji cena może być przyjazna, choć oczywiście pozostanie wysoka na tle podobnych spalinowych samochodów.