Ford Transit Nugget, czyli weekend pełen zaskoczeń – motoryzacyjnych, społecznych i kulinarnych
Co mają ze sobą wspólnego Ford Transit Custom Nugget i Ferrari Daytona? Sprawdźcie sami.
Tak, wbrew pozorom Ford Transit Nugget i Ferrari Daytona mają wiele wspólnego.
Ford Transit Nugget, czyli bus musi latać!
Lubię jeździć busem. Nie do końca wiem dlaczego, ale pamiętam, że kilka ładnych lat temu, w jednej z pierwszych prac, sprawiało mi dużą frajdę śmiganie wielkim białym Ducato po Warszawie. Może to ta pozycja za kierownicą? Branie zakrętów z zapasem, jak wielkim promem? Pojęcia nie mam, wtedy myślałem, że mógłbym takim śmigać jako daily, bo całokształt doznań (z jazdy Ducato, tak) sprawia, że nawet po całym dniu w korkach byłem zupełnie wyluzowany. I właśnie dlatego, kiedy rednacz zaproponował, żebym przetestował tą wielką mandarynkę ze zdjęć, byłem zachwycony!
Ford Transit Nugget. Dla znajomych po prostu Nugget. Na przejście do tego etapu spoufalenia miałem 4 ciepłe, sierpniowe dni, z czego niestety tylko dwa przeznaczone na szybki wypad, oczywiście na Mazury. Nie była to najmądrzejsza decyzja, przyznaję, ale o tym potem. Póki co cieszyłem się, że spełnię swoje małe marzenie i zrobię trochę kilometrów busem w codziennym użytkowaniu. Fakt, że przez namiot na dachu nie mieścił się w garażu i nie miałem go gdzie trzymać nie ma tu nic do rzeczy. Luz powrócił i był jak terapia na zszargane drogowe nerwy!
Caravaning Intro – zajęcia dla początkujących
Nadszedł sobotni poranek i czas pakowania. 4 osoby plus pies. Nieduży, ale swoje szpargały też ma. Problem? Żaden. Drewniane leżaki? Może dmuchany basen? Pomimo stosunkowo niewielkich rozmiarów zewnętrznych i całkiem obszernego wyposażenia można było wrzucać jak leci nawet bez specjalnego układania, co jest naprawdę miłym zaskoczeniem.
Wygodne miejsca dla 4 osób zarówno do jazdy (podłokietniki z dwóch stron dla pierwszego rzędu <3), jak i do spania. Do tego kuchenka gazowa, wygodny zlew, prysznic (zewnętrzny !), mnóstwo szafeczek i schowków, niezwykle sprytnie schowany stolik, drabina i krzesła wędkarzy oraz lodówka, która na szczęście dla drinków, a na nieszczęście dla pomidorów okazała się też zamrażarką. Jest naprawdę bardzo schludnie i przestronnie, nie mówiąc już o płaskiej podłodze wyłożonej „parkietem”.
O te wszystkie udogodnienia zadbała chyba najbardziej znana (a mi chyba jedyna znana) firma – legendarna już Westfalia. Dla zorientowanych to wszystko nie będzie więc żadnym zdziwieniem. Warto tutaj zaznaczyć, że moje doświadczenie z caravaningiem jest z grubsza takie, że kiedyś użyłem jakiegoś zdjęcia z #vanlife do prezentacji. Dlatego jeszcze przed odbiorem auta potrzebna mi była instrukcja obsługi. Zazwyczaj wyjaśnienie oraz zaprezentowanie wszystkich funkcji zajmuje w Fordzie około 3 dni, ale na szczęście było późno, więc wyżej wymieniony naczelny obskoczył większość punktów w 10 minut, resztę streścił słowami „nie pamiętam”, po czym Nugget był mój.
W trasie kolejne zaskoczenie: myślałem, że wszystkie garnki, sztućce i reszta domowego wyposażenia będą się tłukły niemożliwie. Oczywiście nie jest to S-klasa, ale da się rozmawiać i nawet po kilku godzinach jazdy nie słyszymy brzdękania w uszach. Na tym nie koniec – dwulitrowy, 170-konny diesel Forda, przenoszący moc za pomocą automatu nie ma najmniejszego problemu z wyprzedzaniem ani prędkościami autostradowymi.
Niestety tymi się za długo nie nacieszyliśmy – okazuje się, że w dobie pandemii pół Polski wpadło na pomysł wycieczki nad jezioro. Kto by pomyślał… Ale nie ma się co dziwić, bo mazurskie tereny są naprawdę piękne. Nawet pierwotny plan znalezienia miejsca „na dziko”, perfekcyjnie nastawionego na zdjęcia o zachodzie, spalił na panewce. Kiedy w końcu pokonywaliśmy kilkanaście metrów przeznaczonych bardziej dla Land Rovera niż Nuggeta, zza drzewa witał nas kolejny uśmiechnięty Lanos i disco polo.
„Prostota jest szczytem wyrafinowania” – Ford zrobił to dobrze. No, prawie
To chyba dobry moment, żeby poświęcić krótką chwilę systemowi multimedialnemu i całej otoczce nowoczesności, której na co dzień nie doświadczam, a która całkiem sprawnie wspomagała w przeprawie. W skrócie: Apple CarPlay, umożliwiający wrzucenie na ekran Google Maps i szybkie sterowanie Spotify’em, bez dotykania telefonu, a do tego dobrze rozmieszczone 4 porty USB. To jednak nie jest najważniejsze. Moje serce skradł sam interfejs, software, czy jak to się nazywa. To jedno z niewielu aut, gdzie pomimo swojej technologicznej ułomności potrafiłem znaleźć i ustawić wszystko co chciałem w kilka-kilkanaście sekund. Dla porównania – w DS3 E-Tense przez 3 dni nie byłem w stanie ustawić konkretnej stacji radiowej ani połączyć telefonu przez Bluetooth. Jeśli czyta to ktoś z Forda: ja dziękuję, a chłopaki z tyłu prosili o przekazanie, że brak nawiewu na tylną kanapę to bardzo kiepska sprawa. Muszę się z tym zgodzić, bo różnica temperatur między przednim, a tylnym rzędem była naprawdę kosmiczna. Jeśli podgrzewaliście kiedyś zupę w mikrofali, to wiecie o czym mowa.
Ostatecznie skończyliśmy na bardzo urokliwym i nie tak zatłoczonym campingu w środku lasu, blisko jeziora. Okazało się, że pomimo, delikatnie mówiąc, okrojonej wersji instrukcji, obsługa Nuggeta jest banalnie prosta. Rozłożenie markizy, stolika, namiotu dachowego oraz łóżka z tylnej kanapy zajęło mniej niż przeczytanie tego tekstu.
Centrum dowodzenia mediami odbywa się za pomocą panelu nad głową kierowcy – tam sprawdzimy poziom wody w zbiorniku (pojemność 42 litry), naładowania oddzielnego akumulatora postojowego (ładuje się podczas jazdy), a także w razie potrzeby włączymy Webasto. Jest tu wszystko, nawet zwykłe gniazdko, zasuwana moskitiera przy bocznych drzwiach i dopasowane osłony na szyby, które uchronią nas przed wścibskimi sąsiadami i ugotowaniem się rano.
Z tym ostatnim nieco gorzej było na „piętrze” Nuggeta. O 8 rano słońce przygrzewało namiot dachowy tak mocno, że koledzy postanowili przenieść się na koc obok auta. Notatka na przyszłość: na campingu warto jednak znaleźć zacienione miejsce, także to trochę nasza wina. Czas śniadania zaprezentował możliwości lodówki. Wieczorem, chcąc zachować jak najdłużej właściwości lodu, włączyliśmy 6 z 6 biegów. No i jak już wspomniałem, nie tylko zachowaliśmy lód na następny dzień, ale też zamroziliśmy połowę swojego posiłku. Acha - jajka się nie zamrażają. Może kiedyś wspomnicie te słowa.
Szyk i szok - dla wtajemniczonych
Po paru godzinach wyczekiwanego, porannego relaksu trzeba było spakować siebie, samochód i psa. Jako że trasa i poszukiwanie miejsca zjadło poprzedni dzień w zasadzie w całości, należało też znaleźć urokliwą lokację na zdjęcia Transita – bądź co bądź całkiem ładnego auta. Optycznie wydaje się lekki, a przetłoczenia nadają bardziej dynamicznego charakteru niż chociażby w VW Californii. Jeśli o mnie chodzi – nie wybrałbym go w żadnym innym kolorze. Ten pomarańcz robi tu robotę, a rozłożony namiot dachowy i oznaczenie Westfalia jeszcze dodaje instagramowego klimatu. Deska rozdzielcza typowo fordowska. Nie jestem fanem, ale to akurat najmniej istotny element tego samochodu. Nic nie udaje,jest funkcjonalna i tyle wystarczy.
Dobra, ale najlepsze zostawiłem sobie na koniec, jak przy obiedzie. Motoryzacja ma to do siebie, że jest zróżnicowana. Są fani superhipersamochodów, są miłośnicy klasyki, amerykańskich pick-upów czy lat 90. I jest Złomnik.
Teraz odkryłem nową grupę – caravaniarzy. Zajeżdżając Nuggetem na dowolny camping czułem się, jakbym wjeżdżał na niedzielny spot na Powiślu Ferrari Daytoną. Nieśmiałe grupki podchodziły żeby zagadać, zapytać albo zrobić zdjęcie. Pomijam już teksty w klimacie „skąd sąsiad miał na to pieniążki”, ale emocje (w większości pozytywne), jakie wzbudza to auto wśród realnych znawców, to coś niesamowitego.
Na pewno był to weekend pełen nowości, niezależnie, czy jest się fanem takiego typu podróżowania, każdemu choć raz polecam tego doświadczyć. I mówię to pomimo, że dłuższych wakacji bym w ten sposób nie spędził. Wiem jednak, że jest całe mnóstwo ludzi o odmiennym podejściu. Stare Volvo z materacem? Porsche z namiotem na dachu? Bardzo szanuję i uwielbiam projekty takiego pokroju i zapaleńców, którzy je tworzą.
Ford sprawił całe mnóstwo frajdy i w moim mniemaniu doskonale spełnia funkcje, do których został stworzony. Prowadzi się jak samochód, a nie ciężarówka, a zapewnia większość podstawowych funkcji życiowych. Tyle, że dla klienta prywatnego, w dzisiejszych czasach ten samochód jest trochę jak wakacyjny domek na południu Europy, do którego leci się raz do roku. Dlatego nie do końca znając rynek, zastanawia mnie tylko, kto (albo raczej czy ktoś poza wypożyczalniami) tak naprawdę wyłoży za niego nieco ponad 200 tysięcy złotych? Mam nadzieję, że nie brakuje jednak takich osób, bo to zdecydowanie gatunek, który powinien przetrwać! Ford Transit Nugget.