Google Street View to idealna motoryzacyjna podróż w czasie. Przez 10 lat krajobraz całkowicie się zmienił
Google Street View nie tylko pozwala nam podglądać różne miejsca - to także fantastyczny wehikuł czasu, umożliwiający zobaczenie znanych nam miejsc w wydaniu z nieodległej przeszłości. W przypadku Warszawy jest to raptem 10 lat. Pierwsze zdjęcia wykonano w 2009 roku, zaś najnowsze dwa lata temu. I choć 10 lat to "tyle co nic", to dla krajobrazu motoryzacyjnego Polski jest to dosłownie przysłowiowy skok w nadświetlną.
Niczym klasyczny podręcznikowy słoik z Warszawą związałem się dokładnie w połowie pierwszej dekady XXI wieku. Przeprowadzka z nieco mniejszego miasta do stolicy była spełnieniem marzeń typowego nastolatka. Przestrzeń, wysokościowce, ruch - to wszystko było przyjemnym novum, które stopniowo zaczynałem eksplorować. Nie ukrywam - liczba nocy zarwanych przez studiowanie historii urbanistyki Warszawy, przeglądanie starych zdjęć i map jest naprawdę spora. Ostatnio dość przypadkowo, bo szukając lokalizacji do sesji zdjęciowej, zacząłem przeglądać archiwalne zdjęcia z Google Street View. Sami wiecie, czasami fajnie jest porównać dane miejsce z jego stanem sprzed lat. I w tym momencie uderzyła mnie jedna rzecz - krajobraz motoryzacyjny stolicy, zarówno pod kątem samochodów jak i dróg zmienił się nie do poznania. A mówimy o raptem dziesięciu latach.
Google Street View, zabierz mnie w podróż, do tych dziur i Polonezów <śpiewamy w rytmie "Take me home, country roads" Johna Denvera>
No dobrze, z tymi Polonezami to nieco przesadziłem, gdyż już wtedy nie były aż tak powszechnym widokiem. Albo inaczej - były już mocno wypierane przez samochody sprowadzane w hurtowych ilościach od 2004 roku, oczywiście od naszych zachodnich sąsiadów. Warto jednak pamiętać, że w 2009 roku najnowsze Polonezy miały raptem siedem lat.
I ciach, jakiś minister grzeje rządową Kappą na posiedzenie sejmu.
Rok 2009 to też okres, w którym powoli z dróg znikały "tanie" wynalazki, które zmotoryzowały wiele rodzin. Mowa o Fiatach Siena, Daewoo Tico i Matiz (choć ten ostatni zjeżdżał jeszcze z taśm FSO). Za to Nubiry, Espero i niekiedy Leganzy miały się jeszcze doskonale. To obiektywnie były naprawdę dobre auta jak na swoje czasy. Znam kilka osób ciepło wspominających wyroby Daewoo, nawet pomimo mnogości wad w tych pojazdach.
Ikarus i Lanos, rycerze polskich dróg sprzed lat.
A skoro już jesteśmy przy autach, to wybierzmy się na wycieczkę po ulicach Warszawy. Wnioski z takiej podróży są bardzo ciekawe. Po pierwsze - wiele samochodów popularnych w 2009 roku wciąż jeździ po naszych drogach. Oczywiście nie są już tak powszechnym widokiem, ale trzymają się dobrze i wciąż cieszą kierowców.
Drogie auta? Nie znam
Zaskakuje jednak coś zupełnie innego. 12 lat temu na ulicach Warszawy nie brakowało też naprawdę starych samochodów. Te już całkowicie zniknęły. Na przykład na Żurawiej, w miejscu gdzie dziś przy restauracjach parkują Mercedesy Klasy S, Porsche czy Ferrari, regularnie stawała na przykład Zastawa czy Volkswagen Passat B2. Swoją droga ta "szpanerska" ulica też całkowicie się zmieniła. W 2009 roku w miejscu tych popularnych knajp znajdowały się małe sklepy, punkty krawieckie, zakłady szewskie. Teraz takich punktów trzeba szukać ze świecą, gdyż zostały niemal całkowicie wyparte ze ścisłego centrum Warszawy.
Ulica Żurawia, rok 2009. Teraz biegają po niej spoterzy głodni zdjęć luksusowych i sportowych samochodów. 12 lat temu rządziły tam jednak takie wynalazki.
To samo miejsce, 12 lat różnicy. Knajpy zastąpiły wiele lokali usługowych.
Pozostańmy jednak przy samochodach. Kawałek dalej, przy ulicy Kruczej, na chodniku stoi sobie na przykład piękna Dacia 1300. Chyba absolutnie wszystkie egzemplarze zniknęły już z ulic. Tak samo jak Maluchy - Fiaty 126p to teraz klasyki, a nie typowe "daily". Tymczasem w 2009 roku Maluchy były jeszcze widywane, choć już wtedy ich czas dobiegał końca.
Na ulicach było bardzo dużo Fiatów Seicento, a w salonach stały nieco inne auta
Fiat Seicento wciąż dzielnie służy wielu osobom oraz (a może przede wszystkim) dostawcom żywności. W 2009 roku był to bardzo popularny model, który można było kupić w salonie. Na przykład jeden z nich znajdował się na Placu Grunwaldzkim w Warszawie. Jeśli mieszkacie w Warszawie, to pewnie mijacie go dość często. Teraz w tym budynku znajduje się sklep Carrefour Express. Jeszcze kilka lat temu, gdzieś w miejscu zupek chińskich i szafy z piwami stały Fiaty Punto, Bravo czy Cromy. Co więcej, budynek na Street View załapał się w dwóch wydaniach - ze starą dekoracją z niebieskim logotypem, oraz z nowym, czerwonym.
Kiedyś kupowało się tam Fiata, teraz możesz wpaść po piwo na imprezę.
Przez 12 lat z centrów miast zniknęły salony samochodowe. Nie ma w tym nic dziwnego. Bardziej opłaca się zbudować duży i nowoczesny obiekt na obszernej działce na obrzeżach aglomeracji. Kiedyś jednak wyglądało to zupełnie inaczej. W miejscu, w którym na ulicy Wawelskiej znajduje się salon iMOTORS, a wcześniej był tutaj dealer Jaguara i Land Rovera, przez lata można było kupić Hyundaie. I tak oto w tym salonie promowany był Hyundai i30 w bazowej wersji Classic. Wiecie, czarne klamki, brak wyposażenia. Wyobrażacie sobie taki widok w jakimś nowym salonie? To rzadkość. I nie chodzi tutaj o decyzję dealerów, a raczej o nasze upodobania. Mało osób wybiera teraz "golasy", gdyż jest to zwyczajnie nieopłacalne. Takie auta widnieją w cennikach tylko po to, aby na billboardzie lub w kampanii reklamowej można było rzucić wielki napis "cena już od" (a teraz "rata już od").
Bazowa wersja w salonie? Nie do pomyślenia!
Klasa premium była bardzo... premium
W innych salonach sytuacja była niemal identyczna. Nawet pod BMW stały głównie skromniej wyposażone BMW Serii 3, a piątki były rarytasem. Tak, wtedy to auto uznawano za coś luksusowego. Spójrzcie na przykład na samochody służbowe. W warszawskim mordorze, czyli w krainie korpoludków, menadżerowie (nawet Ci wyższego szczebla) jeździli głównie Passatami, Avensisami i Fordami Mondeo. Teraz ich miejsce coraz częściej zajmują auta z segmentu premium - właśnie wspomniane BMW Serii 3, Audi A4 czy Mercedesy Klasy C. Podziękujcie za to świetnym ofertom leasingowym i niskim ratom. Są one na tyle atrakcyjne, że zakup Forda Mondeo staje się po prostu... nieopłacalny z biznesowego punktu widzenia.
Tak, to jest dokładnie to samo miejsce, co na poprzednim zdjęciu.
W 2009 roku nie mieliśmy dróg, Warszawa była jednym wielkim parkingiem, a biurowce nie zajmowały każdej wolnej działki - przynajmniej według Google Street View
Szczerze mówiąc dopiero przekopanie się przez stare zdjęcia uświadomiło mi, jak bardzo zmieniły się nasze drogi od 2009 roku. Wtedy z Warszawy wychodziło zero autostrad i dwie smutne dwupasmówki. Obwodnica? Zapomnijcie - w miejscu jej aktualnego zakończenia przy ulicy Puławskiej były pola i dwa stare domy. Wąskie uliczki przy lotnisku ciągnęły się w miejscu, w którym obecnie mamy drogę S79. A główne arterie były, delikatnie mówiąc, dziurawe.
Niektóre ulicy wyglądały też tak samo, jak w schyłkowym okresie komunizmu. Emilii Plater przypominała pobojowisko, z wystającym miejscami starym brukiem i uskokami będącymi egzaminem dla każdego zawieszenia. Świętokrzyska stanowiła z kolei wielki parking, gdzie auta wciskano w dowolne miejsce na chodniku. Nie da się ukryć, że teraz miasto sprawia wrażenie znacznie przyjemniejszego - także dla kierowców, nie tylko dla pieszych.
Można powiedzieć, że jest się z czego cieszyć
Jeśli więc przyjdzie Wam narzekać na stan dróg w Polsce i na sieć autostrad, to odpalcie sobie ten tekst i Google Street View. Przez 12 lat zmieniło się niemal wszystko. Teraz z Warszawy do Berlina czy do Rzymu jedziemy cały czas autostradami lub drogami ekspresowymi, a w mieście możemy delektować się estetyką coraz większej liczby ulic. I to cieszy.