Perez pokazał pazury, a FIA pogroziła palcem. Alonso stracił setne podium [AKTUALIZACJA]
Jeden z najszybszych torów w Formule 1 znowu dostarczył nam sporo emocji. Sergio Perez zgarnął swoje piąte zwycięstwo i jest niemal na równi w klasyfikacji z Maxem Verstappenem. Powodów do świętowania nie ma za to Fernando Alonso, którego w dość bolesny sposób pozbawiono trzeciego miejsca na podium.
Ach, Dżudda. Petrodolary, tor stworzony od zera jako nowa pozycja w kalendarzu i wielki show, który wizualnie robi ogromne wrażenie. Bez wątpienia jest to jeden z dziwniejszych wyścigów w kalendarzu Formuły 1. Piekielnie szybki, niebezpieczny i często nieprzewidywalny. Tym razem poważnych wypadków nie uświadczyliśmy, ale nie zabrakło wielu niespodzianek. Dzisiejszy wyścig zdominował Sergio Perez, ale gwiazdą i zarazem ofiarą FIA stał się Fernando Alonso.
[AKTUALIZACJA 20.03, 6:00]
Niewiarygodne. Uwierzycie, że po proteście złożonym przez Astona Martina, Alonso został przywrócony na trzecie miejsce? Co za cyrk - i to już w drugim wyścigu w sezonie!
Perez wygrał, Verstappen przedarł się przez tłum, a Alonso przegrał z FIA
Przede wszystkim nie mogę nie zacząć od największej kontrowersji tego wyścigu, czyli od odebrania setnego podium Fernando Alonso.
Dlaczego do tego doszło? Otóż sędziowie dopatrzyli się niewłaściwego zrealizowania 5-sekundowej kary - jeden z mechaników zbyt wcześnie dotknął podnośnikiem auta. W efekcie nałożono 10-sekundową karę, która zrzuciła Alonso na czwarte miejsce - za George'a Russela.
W sieci od razu zawrzało. Powód jest prosty - Alonso wykonał pitstop podczas 18 okrążenia. FIA miała 32 kółka, aby nałożyć stosowną karę. Tymczasem zrobiono to po dekoracji, gdzie Alonso celebrował z radością swój kolejny sukces.
Kolejny raz mamy więc do czynienia z rozczarowującym sędziowaniem, które dzieli fanów F1. Otóż na tej decyzji zyskał dużo Mercedes, choć Alonso i tak przedzielił kierowców tego zespołu - nawet pomimo kary uplasował się przed Lewisem Hamiltonem.
Czy tak to powinno wyglądać? Lata temu nikt nie zmieniłby wyników wyścigu po dekoracji. FIA w niektórych sytuacjach ewidentnie działa jak świętej pamięci Internet Explorer. Dobrze, że nikt nie dostał dzisiaj kary za zdarzenia z pierwszego wyścigu!
A jak wyglądała jazda reszty stawki?
Tutaj wybijają się dwaj panowie i rywale, czyli Max Verstappen i Charles Leclerc. Pierwszy startował z 15 pozycji, drugi z 12. Obaj ruszyli na innych mieszankach - Verstappen na średniej (podobnie jak jego kolega z zespołu, Sergio Perez, oraz większa część kierowców), a Leclerc na miękkiej.
Początkowo kierowca Ferrari jechał w fenomenalnym tempie, sprawnie przedzierając się przez stawkę. Verstappen musiał nieco się namęczyć, aby pokonać jadących przed nim kierowców, aczkolwiek zrobił to z typową dla siebie precyzją.
Każdy atak był dokładnie wymierzony, wyliczony i wykonany z chirurgiczną precyzją. Dopiero Sergio Perez okazał się być rywalem nie do pokonania, głównie za sprawą swojego niesamowitego tempa. Na większości okrążeń jechał on niemal identycznym tempem, co Verstappen.
Pokazuje to dwie rzeczy - jak dobrym kierowcą jest Perez, a także jak bardzo pasuje mu bolid RB19. Nie od dzisiaj wiadomo, że Red Bull budował samochód pod preferencje Maxa, stawiając na nieco bardziej nadsterowny charakter. W przypadku RB18 nie było to coś, co pasowało meksykańskiemu zawodnikowi.
Sergio Perez na najwyższym stopniu podium w Dżuddzie | Zdjęcie: Red Bull Media House
Tymczasem w RB19 odnajduje się doskonale i potrafi wycisnąć z tego auta sto procent możliwości. Coś czuję, że kolejne wyścigi doprowadzą do wielu spięć z Maxem, a finalna walka o tytuł może być wbrew pozorom wyjątkowo zacięta.
Tymczasem Leclerc świetnie jechał i... przepadł
Kierowcy Ferrari zdecydowanie nie mieli dzisiaj dobrego tempa. Ferrari dosłownie cofało się o kilka pozycji co okrążenie, finalnie lądując na miejscu szóstym i siódmym. Maszyna, którą wiele osób uznawało początkowo za potencjalnie najmocniejszą w tym sezonie, okazuje się być sporym rozczarowaniem.
Za to budzący wiele wątpliwości Mercedes W14 zdecydowanie pasuje George'owi Russellowi. Młody Brytyjczyk potrafi dogadać się z tym samochodem i pokazać jego możliwości. Lewis Hamilton także nie jechał źle, choć każdy komunikat przez radio był wypełniony rozczarowaniem i niezadowoleniem z nowej maszyny.
Problemem okazała się być strategia. Hamilton jako jedyny wystartował na twardej mieszance, przez co miał problemy z przyczepnością. Potencjalne korzyści, które miała przynieść wyższa żywotność, zostały przyćmione przeciętnym tempem jazdy.
Miłą niespodzianką jest też Alpine
Ten wyścig pokazał, że Alpine konsekwentnie pracuje nad swoim autem i potrafią dowieźć dobry wynik. Esteban Ocon i Pierre Gasly dojechali w tandemie, zdobywając cenne punkty dla drużyny z Enstone.
Punktowane miejsca zamknął Kevin Magnussen, który w efektowny i klasyczny sposób wywalczył 10 miejsce. Wyprzedzanie bez DRS-u, w ciasnym zakręcie, to coś, co lubimy oglądać!
Największe rozczarowanie? Niestety jest nim McLaren
Trudno powiedzieć co dzieje się z ich najnowszym autem - ale nie jest to nic dobrego. Oscar Piastri i Lando Norris zaliczyli dość kiepski start, gdyż na pierwszym okrążeniu uszkodzili przednie skrzydła. Później więc szansą na odbicie się od dna był samochód bezpieczeństwa.
Tak się jednak nie stało, głównie za sprawą przeciętnej strategii. McLaren po prostu przepadł, a na każdym okrążeniu wykręcał bardzo przeciętne czasy. Kierowcy aut z Woking mieli jednak dużo dobrej zabawy, gdyż Norris i Piastri nie tylko konsekwentnie ścigali się między sobą, ale także z Loganem Sargeantem.
Jak wygląda klasyfikacja generalna po drugim wyścigu?
Max Verstappen wciąż jest na czele, gdyż udało mu się zdobyć punkt za najszybsze okrążenie. Po piętach stąpa mu jednak Sergio Perez, zaś trzecie miejsce wciąż zajmuje Fernando Alonso.
Wszystko wskazuje więc na to, że w tym sezonie hiszpański kierowca może być cichą gwiazdą, która wszystkich zaskoczy. Oby tylko tym razem obyło się bez zbędnych kar i dziwnych decyzji sędziów.
Kolejny wyścig odbędzie się już 2 kwietnia w Australii. Ustawcie budziki na wczesną godzinę, gdyż wszystkie czerwone światła na linii startowej zgasną chwilę po 7 rano.