Red Bull to inna liga, a Verstappen jest w odległej galaktyce. Miami nie rozczarowało

Skrót VER PER ALO będzie hasłem tego sezonu. Nie ma w tym jednak niczego złego - na czele stają najlepsi, co pokazało GP USA w Miami.

Nie można powiedzieć, że był to najbardziej widowiskowy wyścig w historii, ale też nie należał do nudnych. Grand Prix Miami przyniosło nam dużo fenomenalnych manewrów wyprzedzania, ciasną rywalizację koło w koło i niesamowity pokaz możliwości Maxa Verstappena, który obecnie jako kierowca jest po prostu w odległej galaktyce - podobnie jak i jego zespół, Red Bull.

Inaczej nie da się tego opisać. Fernando Alonso w wywiadzie udzielonym przed wyścigiem stwierdził, że Verstappen dogoni go w okolicach 25 okrążenia. Tymczasem kierowca z Holandii zrobił to już po 15 okrążeniach, jadąc na twardej mieszance i nie tracąc tempa.

Deszcz, który nocą przeszedł nad Miami, całkowicie zmienił charakterystykę toru

Przede wszystkim na tegoroczne Grand Prix delikatnie zmieniono układ szykany przed prostą startową, a cały tor zyskał nową nawierzchnię. Ta została solidnie nagumowana podczas treningów i kwalifikacji, jednak ulewny deszcz spłukał to wszystko, pozostawiając nitkę w stanie niemalże dziewiczym.

Red Bull Miami

Było to więc ogromne wyzwanie dla strategów zespołów. Idee były dwie - szybki i dynamiczny start na mieszance pośredniej, lub spokojniejsza gra na twardych oponach. Jedynie McLaren zdecydował się, dość kontrowersyjnie, na start na miękkiej mieszance.

Obie strategie miały swoje plusy, aczkolwiek finalnie większe korzyści przyniósł wybór "hardów" na start. Przede wszystkim degradacja była tutaj stosunkowo niska, co pozwalało na wydłużenie stintów nawet o kilkanaście okrążeń.

Tutaj swoje doświadczenie w oszczędzaniu opon pokazał właśnie Max Verstappen. Nie tylko w ekspresowym tempie przebił się z 9 na 2 miejsce, ale przede wszystkim na liczących 40 okrążeń gumach dorównywał tempem Sergio Perezowi.

Bez wątpienia pomaga w tym świetna charakterystyka bolidu zespołu Red Bull, oszczędnie traktującego ogumienie. Dzięki temu zespół z Milton Keynes nie tylko ponownie zapewnił sobie pierwsze i drugie miejsce, ale przede wszystkim uciekł rywalom o ponad 20 sekund do przodu.

Fernando Alonso jest gwiazdą każdego wyścigu

Jedzie solidnie i konsekwentnie, a przy tym potrafi poprawić humor wszystkim widzom. Czy jakikolwiek kierowca byłby w stanie oglądać relację na telebimach w czasie jazdy, punktując przy tym piękne wyprzedzanie kolegi z zespołu? Nie sądzę. Tymczasem Nando nie tylko trzymał dobre tempo, ale też pozwolił sobie na chwilę relaksu podczas wyścigu.

Mercedes nie rozczarował, Ferrari starało się nadrobić straty

Niemiecko-brytyjski zespół podczas GP Miami pokazał, że potrafi wycisnąć ze swojego przeciętnego auta naprawdę wiele. Tutaj z dobrej strony zaprezentował się George Russell, który wspiął się na czwarte miejsce i nadrobił straty wobec kolegi z zespołu, Lewisa Hamiltona.

Przy okazji ich samochód ujawnił też ciekawą cechę, która zwróciła moją uwagę. Nie wiem czy zauważyliście, ale z pełnym zbiornikiem, przez pierwszych 13-16 okrążeń, Mercedes dosłownie stał w miejscu. Obaj kierowcy próbowali walczyć o pozycje, ale brakowało im przestrzeni do wykonania odpowiednich manewrów.

Im więcej paliwa ubywało ze zbiornika, tym sprawniejsze były manewry czarnych W14-ek. Widać, że ten samochód nie jest dobrze zbalansowany i wymaga szeregu poprawek. Te przyjdą już podczas następnego wyścigu i mogą wyraźnie poprawić wyniki Mercedesa.

Ferrari z kolei skupiło się na "limitacji strat". Carlos Sainz nie utrzymał pozycji startowej i spadł za George'a Russella, a Charles Leclerc z trudem wspiął się z 9 na 7 pozycję, przez większość wyścigu walcząc z ostro jadącym Kevinem Magnussenem. Zespół z Maranello ma dużo do poprawy i nic nie wskazuje na to, jakoby mieli zaliczyć dużą poprawę w tym sezonie.

Red Bull ma ogromną przewagę nad konkurencją

224 punkty kontra 102 Astona Martina pokazują, że "byk ucieka". Mercedes za to zaczął gonić czołówkę i ma już tylko 6 punktów straty do Astona.

Na piątym miejscu, na równi z Alpine, jest McLaren. Zespół z Woking wciąż nie może się dogadać z nowym samochodem. Plus jest taki, że nowy szef, Andrea Stella, widzi problemy. Błędy związane ze strategią i słabość auta sprawiły, że Lando Norris i Oscar Piastri zamykali niemalże listę kierowców, oddając 20 pozycję wychowanemu w okolicach Miami Loganowi Sargeantowi.

Kolejny wyścig już za dwa tygodnie - tym razem we Włoszech, na cudownej Imoli. Tutaj zdecydowanie nie zabraknie widowiskowych sytuacji

Zdjęcia: Red Bull Media House