Była Honda e, nie ma Hondy e. Porażka tego samochodu jest smutna, ale mnie nie dziwi

Honda e jest mała, urocza, zwinna i elektryczna. To także ogromna wpadka marki, której sprzedaż szoruje po dnie - na tyle, że Japończycy wycofali ją z oferty. Choć uwielbiam ten model, to doskonale rozumiem co tu poszło nie tak.

Wejście tej marki w świat elektromobilności było dużym zaskoczeniem. To jeden z tych nielicznych przypadków, gdzie prototyp stał się samochodem produkcyjnym. Honda e w zasadzie nie zmieniła się względem studyjnego wydania, a jej odważna stylistyka zwróciła uwagę wielu osób.

Wszystko zapowiadało się tutaj dobrze. Był styl, były solidne (przynajmniej na papierze) możliwości, odpowiednia moc i dobre wyposażenie. Mimo to sprzedaż jest tragiczna - do tej pory ledwo sięga... 15 000 egzemplarzy. Nie w Europie, na całym świecie.

Honda e jest fajna, ale tylko dla garstki osób

Tutaj my, dziennikarze, powinniśmy bić się w piersi. Powiedzieliśmy, że Japończycy powinni wdrożyć ten model do produkcji. Jego stylistyka zrobiła na wszystkich ogromne wrażenie, bo nie tylko nawiązała do japońskiej popkultury, ale też do historii marki.

Honda e koniec sprzedaży

Tylko to nie zadziałało. Po pierwszym wielkim "wow" przyszła dziura w sprzedaży. Tak odważny wygląd nie przypadł do gustu wielu osobom. To jednak tak naprawdę jedynie wierzchołek góry lodowej. Kwestię stylistyki można by pominąć w momencie, w którym inne cechy zachęcałyby do wyboru tego modelu.

A tych tutaj zabrakło, bo "Honda e była droga, ale za to oferowała mizerny zasięg"

To oczywiście parafraza znanego powiedzenia. Na papierze dane techniczne nie wyglądały źle. Akumulator o pojemności 35,5 kWh, ponad 150 KM w topowej wersji, napęd na tylną oś - to wszystko robi dobre wrażenie.

Niestety, rzeczywistość zweryfikowała możliwości małej Hondy. Jej wydajność była mizerna, zwłaszcza przy niskich temperaturach. Zużycie energii wzrastało w ekspresowym tempie, a na jednym ładowaniu dało się przejechać około 150-170 kilometrów. Dopiero wyłączenie jakiegokolwiek ogrzewania nieco poprawiało sytuację, ale nie o to chodzi w nowoczesnej motoryzacji.

A niestety to wszystko kosztowało - i to niemało. Ceny startowały na początku od 155 200 złotych. Najdroższy wariant wyceniono na 170 000 złotych. To kwoty, które wtedy jeszcze były zarezerwowane dla dużych samochodów. Do tego w tym samym czasie na rynek weszły elektryki o lepszych możliwościach, wycenione w podobny sposób.

Szkoda mi Hondy e, bo gdyby tak miała silnik spalinowy...

Na przykład taką małą jednostkę z układem hybrydowym, to byłaby doskonałym autem miejskim. Myślę, że z ceną na poziomie 110 000 złotych mogłaby wciąż znaleźć większe grono zainteresowanych. Może ktoś też doceniłby akwarium, które można było zrobić z 5 ekranów w kabinie.