Hyundai i40 Sedan 2.0 GDI Comfort Plus
Klasa średnia to bardzo wymagający kawałek rynku motoryzacyjnego. Klienci, wydając kwoty rzędu 100 tys. zł, żądają nienagannej prezencji, wysokiej jakości i prestiżu. Tu nie ma miejsca na niedociągnięcia, o czym wszyscy dobrze wiedzą. Trwa zacięta walka, zarówno na czele, jak i na końcu stawki.
Czasy zmieniają się i to bardzo szybko. Jeszcze do niedawna za przyzwoity samochód klasy średniej trzeba było zapłacić ok. 70 000 złotych. Dziś to kwota wyjściowa, rozpoczynająca cennik z podstawowym silnikiem i bazowym, choć wcale nieubogim, wyposażeniem. Samochody tego segmentu stały się wyznacznikiem pozycji społecznej i pewnego rodzaju entree do klasy premium. Im lepsza i bardziej bogato wyposażona limuzyna na biurowym parkingu, tym lepiej dla nas (a gorzej dla kolegów z firmy). Na takie nowe auto trzeba jednak wydać 100 tys. złotych...
...To także kwota, za którą z powodzeniem kupimy A.D. 2006 Mercedesa Klasy S, Audi A8 lub BMW serii 7. Rzut oka na miejsca parkingowe pod biurem potwierdza jednak, że wśród kadry menedżerskiej dominują w klasie samochody nowe, a najwięcej jest liderów segmentu: Toyot Avensis, Volkswagenów Passatów czy Fordów Mondeo. Ich producenci idealnie wpisują się w wymagania klientów, a sprzedaż w Polsce osiąga wyniki kilkuset sztuk miesięcznie.
Jednak każdy chce mieć z tego segmentu coś dla siebie. Niestety, część marek stanowi jego margines, często nawet niezauważalny. Mocno atakujący producenci z Korei jeszcze nie mają tu za dużo do powiedzenia (sprzedaż na poziomie kilkudziesięciu sztuk miesięcznie), ale czekają na swój czas. Może właśnie nadeszła najlepsza pora, by ich zauważyć? Chevrolet kusi amerykańskim Malibu, Kia zachęca designerską Optimą, natomiast Hyundai proponuje następcę Sonaty - najnowsze i40, które początkowo zadebiutowało jako kombi, a teraz mamy do czynienia z klasyczną limuzyną.
Biały kołnierzyk
Opływowa sylwetka ciekawie zaprojektowanego sedana prezentuje się nienagannie i elegancko. Widok koreańskiego auta pod biurem na pewno nie będzie "obciachem" - wręcz przeciwnie - i40 Sedan wywoła duże zaciekawienie, a niektórzy aż drugi raz pewnie zerkną na logo na atrapie, żeby upewnić się, że to naprawdę Hyundai. Poczciwa Sonata przy nowoczesnym i40 wygląda dość staroświecko. Nowa limuzyna koreańskiej marki cieszy oczy licznymi przetłoczeniami w myśl filozofii stylistycznej Fluidic Sculpture - te z przedniej atrapy ciągną się przez słupki aż na dach, a te z boku finezyjnie "rozpływają się" w tylne lampy. Ładnie to wygląda.
Oświetlenie i40 to zupełnie inny rozdział. Z tyłu zagościły modne LED-y, a kształt świateł przywodzi na myśl designerskie popisy Japończyków w Lexusie bądź Infiniti. Przednie reflektory - w testowanej wersji Comfort Plus wyposażone w ksenonowe żarniki - także zachwycają diodową falą świateł dziennych. Uzupełnieniem są światła przeciwmgielne, które pełnią także funkcję statycznych lamp doświetlających zakręty.
Hyundai reklamował rodzinną odmianę i40 jako "kombi wyglądające jak coupe". Jeśli nie do końca rozumiałem tę wizję, tak w przypadku i40 Sedan mogę zrozumieć pewne stylistyczne nawiązania do sportowych modeli. Nisko opadająca linia dachu, przechodząca łagodnie w klapę bagażnika, to ciekawy zabieg, dzięki któremu mierząca ponad 4,7 metra limuzyna wygląda bardzo atrakcyjnie, zwłaszcza że za tylnymi drzwiami znalazła się jeszcze niewielka szybka. Zachwyty kończą się jednak, kiedy przychodzi nam otworzyć bagażnik...
To nie jest liftback?
Z praktycznego punktu widzenia i40 powinien być liftbackiem. Tylna szyba jest bardzo długa, a linię nadwozia kończy niewielka klapa bagażnika. 525-litrowy kufer może "pochwalić się" nie tylko zawiasami wnikającymi do jego wnętrza, ale także małym otworem załadunkowym. Owszem, biznesowa aktówka i segregator z dokumentami mieszczą się, ale podejrzewam, że jeśli chcielibyśmy zakupić do biura nowy ekspres do kawy, to jego pudełko może już się nie zmieścić w wąskim otworze. Klapa otwierana wraz z szybą - a zatem nadwozie typu liftback - byłoby tu znacznie bardziej funkcjonalnym rozwiązaniem.
Nisko opadający dach "w stylu coupe" daje się również we znaki pasażerom tylnej kanapy. Wysokim osobom może być ciasno nad głowami. Na szczęście tylko "w górę", bo na szerokość, a przede wszystkim na nogi miejsca w i40 jest naprawdę bardzo dużo. Śmiem zaryzykować stwierdzeniem, że to drugie - po Skodzie Superb - tak przestronne auto w segmencie, które oferuje tak dużo przestrzeni na nogi. Ponadto zajmowanie miejsca ułatwiają długie drzwi.
Na ciasnotę i niewygodę trudno też narzekać na przednich fotelach. Są wygodne, obszerne, a ten kierowcy posiada elektryczną regulację. Zaskakują natomiast dwie rzeczy - pozytywnie: podgrzewany wieniec kierownicy (przycisk tej funkcji ukryto na obudowie kolumny kierowniczej) oraz negatywnie... brak podgrzewania przednich foteli. Opcja ta jest dostępna od wersji Style, a co ciekawe podgrzewane siedziska tylnej kanapy - od odmiany Premium.
Płynna rzeźba
Stylizację fluidic sculpture widać także we wnętrzu Hyundaia i40 Sedan. Projekt deski rozdzielczej jest nowoczesny i przyjemny dla oka, a jego płynne linie mogą się podobać. Co ważniejsze, nie cierpi na tym funkcjonalność - obsługa poszczególnych instrumentów obsługi jest intuicyjna i Hyundai nie każe zagłębiać się w instrukcję obsługi, żeby odnaleźć poszczególne funkcje radia czy klimatyzacji. Niektórych może drażnić dość intensywne niebieskie podświetlenie, które można jednak skutecznie przyciemnić (a ekran radioodtwarzacza w ogóle wyłączyć).
Jest jednak kilka elementów wymagających przyzwyczajenia. Rozrzucone po bokach konsoli przyciski od temperatury dwustrefowej klimatyzacji, ukryty za dźwignią wycieraczek włącznik awaryjnych, czy nietypowo umieszczone przyciski komputera pokładowego na dolnym ramieniu kierownicy to nie jakieś poważne uchybienia, ale warto wcześniej zapoznać się z ich lokalizacją. Trzeba jednak pochwalić Hyundaia za całkiem przyzwoite spasowanie i dobre materiały, aczkolwiek europejska konkurencja w tym segmencie stoi na nieco wyższym poziomie.
Wnętrze i40 to także duża ilość praktycznych schowków. Najciekawszy to ten wyglądający jak wielka maskownica tuż przed lewarkiem zmiany biegów - w rzeczywistości kryje prawdziwą "dziuplę", w której ukryto ponadto gniazdo zapalniczki oraz podłączenia USB/iPod/AUX. Także wygodny schowek kryje praktyczny podłokietnik, a przed nimi znalazły się zagłębienia na kubki z roletą zasłaniającą ewentualną zawartość.
Pojęcie względne
Blisko 180-konny silnik benzynowy to najmocniejsza jednostka napędowa nowego Hyundaia i40, po której można spodziewać się naprawdę dużo. 2-litrowy motor z bezpośrednim wtryskiem nie posiada jednak turbosprężarki i oferuje maksymalny moment obrotowy na poziomie zaledwie 214 Nm, który jest osiągany przy blisko 5000 obr/min. A zatem dynamiki możemy się spodziewać w górnym zakresie obrotów... oraz niestety, przez to także wysokiego zużycia paliwa. Jak jest w rzeczywistości?
W rzeczywistości na pewno jest cicho. Silnik jest bardzo dobrze wygłuszony i nawet na wyższych partiach obrotomierza nie emituje denerwujących dźwięków. Ma jednak dziwną charakterystykę, bo do ok. 2-3 tys. obrotów nic się nie dzieje, a potem dostaje bliżej niezidentyfikowanego "kopa", który zapewnia dynamiczną jazdę. Niestety, dynamika to w tym przypadku pojęcie względne, gdyż ważący nieco ponad 1,4 tony sedan jest jednak dość ospały - 9,7 sekundy do 100 km/h nie robi "szału", jak na 178-konne auto.
Aby poruszać się sprawnie i40-tką, należy dość często sięgać do lewarka skrzyni biegów. Przykro mi to pisać, ale to jeden z najsłabszych elementów tej układanki. Poszczególne biegi wchodzą z wyraźnym oporem, a kolejnym zmianom towarzyszy charakterystyczne, nieprzyjemne plastikowe "kliknięcie". W metalowym zatrzaskiwaniu biegów w Ferrari zapewne zakochałbym się bez pamięci, w plastikowym z Hyundaia - niestety nie. Poważnie rozważyłbym natomiast dopłatę w wysokości 5000 zł za przekładnię automatyczną.
Miękko i komfortowo
Zarówno nastawy zawieszenia (z przodu kolumny MacPhersona, z tyłu układ wielowahaczowy) jak i układu kierowniczego (elektryczne wspomaganie) powodują, że przypomina mi się stara, poczciwa Sonata. Hyundai i40 Sedan to samochód wyjątkowo komfortowy i miękki, co ma swoje dobre i złe strony. Z jednej strony zawieszenie dobrze daje sobie radę na nierównościach (zwłaszcza na seryjnych 16-calowych kołach, które z wyglądu mogą wydawać się ciut za małe) i nie ma tendencji do dobijania, ale z drugiej strony szybko pokonywane zakręty powodują, że karoseria lubi się dość mocno pochylić.
Podobnie jest z układem kierowniczym, który na parkingu pozwala sprawnie manewrować mierzącym ponad 4,7 m sedanem. Jednak podczas szybszej jazdy jego nieco leniwy charakter nie zanika zupełnie i wymagałbym od niego większej precyzji oraz porcji informacji o tym, co dzieje się z przednimi kołami. Denerwującą przypadłością był także fakt, że podczas jazdy na wprost odnosiłem wrażenie, jakby układ kierowniczy "odłączał się" (wyczuwalny luz). Nie zachwyciły mnie także hamulce.
Spodobało mi się natomiast zużycie paliwa, które tylko nieznacznie różni się od wyników podawanych przez producenta. Spokojne operowanie pedałem gazu poza obszarem zabudowanym powoduje, że 178-konny Hyundai zadowoli się nawet 6,4 l/100 km. W mieście wynik ten podniesie się do 9,7 l/100 km. Przyzwoicie, zwłaszcza że krakowskie korki są wyjątkowo nieprzyjemne dla miłośników ekonomicznej jazdy.
Już po promocji...
Krzysiek z działu finansów kupił ostatnio Volkswagena Passata 1.8 TSI 160 KM w wersji Comfortline Optimum za 99 290 zł. Chwalił się, że w wyposażeniu seryjnym dostał m.in. dwustrefową klimatyzację, reflektory biksenonowe, 16-calowe alufelgi. O wszystkich szybach elektrycznie sterowanych, podgrzewanych lusterkach czy przyzwoicie grającym zestawie audio nawet nie mówi. W sumie po co - przecież to standard w tej klasie. Mirosław z marketingu, wierny klient Toyoty, wymienił swojego wysłużonego Avensisa na model po liftingu. 2 litry, 152 KM - zapłacił 97 400 zł za odmianę Sol. Co prawda w porównaniu z Passatem nie ma biksenonów, ale za 2100 zł dostał nawigację Touch&Go. W sumie 99 500 zł za odświeżonego Japończyka. Dorocie z informatyki spodobał się natomiast Ford Mondeo - wybrała wersję Titanium ze 160-konnym silnikiem 1.6 EcoBoost. Co prawda nie ma ani ksenonów, ani nawigacji, ale chwali się podgrzewaną przednią szybą, której na próżno szukać u konkurentów.
Jak na tym tle wygląda Hyundai i40? Powiedzmy szczerze - przeciętnie. 97 500 złotych (cena promocyjna przy upuście 3000 zł + ubezpieczenie gratis) za testowaną wersję Comfort Plus to cena, która nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Owszem, wyposażenie jest bogate: 7 poduszek powietrznych, systemy kontroli trakcji i stabilizacji pojazdu, dwustrefowa klimatyzacja, pełna elektryka szyb i lusterek, podgrzewana kierownica, radio CD MP3 z 6 głośnikami, reflektory ksenonowe, czy 16-calowe alufelgi.
Poza tym Hyundai zyskuje w kategoriach mocy (choć nie dynamiki) i gwarancji - 5 lat bez limitu kilometrów to wciąż rzadkość u konkurentów. Brakuje mu jednak mocnych punktów, które mogłyby go wyróżnić spośród wielu samochodów w tym segmencie. Trzeba czymś błysnąć - rozwiązaniami technologicznymi, bogatym wyposażeniem, bezawaryjnością, czy wreszcie bardzo atrakcyjną ceną, która w ostatnich czasach wysunęła się jako najważniejszy czynnik przy wyborze nowego samochodu. W i40 Sedan niestety takiego czegoś mi zabrakło.
Plusy:
+ atrakcyjny design
+ przestronne wnętrze, zwłaszcza z tyłu
+ mocny silnik z akceptowalnym apetytem
+ komfortowo zestrojone zawieszenie
+ bogate wyposażenie (z pewnymi brakami)
Minusy:
- niezbyt funkcjonalny bagażnik
- przeciętna dynamika przy tej mocy
- nieprzyjemna skrzynia biegów
- mało komunikatywny układ kierowniczy z wyczuwalnym "wyłączeniem" przy jeździe na wprost
- słabe hamulce
- cena mogłaby być niższa
Podsumowanie:
Hyundai i40 Sedan to wielki skok koreańskiej marki względem Sonaty. Nowa limuzyna jest bardziej elegancka, dopracowana, lepiej wyposażona i atrakcyjniejsza. Niestety, to jeszcze nie czas, aby stała się groźnym zawodnikiem w klasie średniej. Brakuje jej solidnych argumentów, żeby przekonać tych klientów, którzy swoje kroki pokierują do salonów Volkswagena, Toyoty czy też Forda.