Hyundai ix35 2.0 CRDi 4WD Aut. Premium
Japończycy mają Nissana Qashqaia, a Koreańczycy Hyundaia ix35. Oba te samochody łączy jedno: ich fenomenu sprzedażowego nie potrafię sobie wytłumaczyć. W teście nietypowa, maksymalnie wyposażona wersja dalekowschodniego mini-SUV'a
Rynki samochodowe na całym świecie przechodzą co pewien czas epidemie popytu na konkretne rodzaje nadwozi. Ostatnie dziesięciolecie należy pod tym względem do SUV-ów. Od dekady wszystko co ma praktycznie rozplanowane wnętrze, cztery koła (niekoniecznie napędzane) i lekko podniesione zawieszenie, sprzedaje się w dużych ilościach. Dlatego liczący się producenci samochodów osobowych co chwila wypuszczają nowych graczy w najgorętszym segmencie wylansowanym w dużej mierze dzięki pierwszej Toyocie RAV4.
Hyundai, trzymając rękę na pulsie, w 2010 roku wystawił do walki o klientów ix35-kę (następcę Tucsona, który teraz powraca w odnowionej formie). Nie licząc macierzystego rynku, ix35 jest obecnie trzecim najlepiej sprzedającym się modelem firmy. Wyprzedzają go tylko Accent i Elantra. Polacy też polubili dalekowschodniego SUV-a, co widać po ilości egzemplarzy poruszających się po naszych ulicach. Rozpoczynając test miałem nadzieję, że uzyskam odpowiedź na pytanie, co takiego skłania tak wiele osób do wyboru akurat tego modelu. Niestety, szczerze powiedziawszy do dziś nie mam pojęcia jak to się dzieje. Ale do rzeczy...
Zacznijmy od karoserii i od wnętrza
Za sam wygląd nadwozia można akurat przyznać Hyundaiowi sporo punktów. Design określany przez marketingowców mianem "fluidic sculpture" starzeje się powoli. Modernizacje wprowadzające do reflektorów modne paski LED-owe tylko podtrzymały dość nowoczesny wizerunek auta. Pamiętajmy, że w salonach czeka już następca ix35 (tj. nowy Tucson), a mimo to właściciel schodzącego ze sceny modelu stawiając swój pojazd np. obok Mazdy CX-5 na pewno nie nabawi się kompleksów. Ale czy podobne, pozytywne wrażenia będą mu towarzyszyły także po zajęciu miejsca za kierownicą?
Nie do końca. Można powiedzieć, że wnętrze wykończono trzema rodzajami plastików: twarde, bardzo twarde oraz bardzo twarde i skrzypiące. Boczki drzwi, deskę rozdzielczą i wszystkie inne miejsca do których dociera nasz wzrok wypełnione są smutnymi szarościami tworzyw sztucznych. W schowkach próżno szukać wyściełania materiałem, a system audio wyposażony w zaledwie 6 głośników to… najlepsze radio, jakie fabryka jest w stanie zamontować do ix35. Małą wpadkę stanowi też niewielki ekranik pokazujący obraz z kamery cofania. Ciekawym gadżetem jest za to kompas wyświetlający wskazania na szkle środkowego lusterka wstecznego.
Pojemność wnętrza to mocny punkt koreańskiego samochodu. Miejsca jest pod dostatkiem, a pasażerowie zasiadający z tyłu docenią prawie płaską podłogę z umiejętnie ukrytym środkowym tunelem. Zimową porą można też polubić nietypowy element wyposażenia, jakim jest podgrzewanie dwóch zewnętrznych miejsc kanapy (standard w najbogatszej odmianie Premium). Bagażnik Hyundaia ma 591 litrów. To dużo. W razie potrzeby są jeszcze do dyspozycji eleganckie relingi dachowe w kształcie srebrnych "szyn" wystających nieznacznie poza linię dachu.
Czas się przejechać...
Pod maską testowanego samochodu znalazła się najmocniejsza spośród jednostek napędowych oferowanych do koreańskiego SUV-a. Dwulitrowego 184-konnego diesla sparowano z automatyczną 6-biegową skrzynią, która kosztuje ekstra 5000 zł. To niewielka kwota, gdy porównamy ją z dopłatami do "automatów" serwowanych przez konkurencję (na przykład DSG do Tiguana czy Xtronic do Qashqaia).
Silnik Hyundaia w miarę przyzwoicie wyciszono, ale nie można powiedzieć, by ix35 odznaczał się jakimś szczególnie wysokim poziomem komfortu akustycznego. Cieszy natomiast spora moc jednostki napędowej, która dobrze radzi sobie z ważącym przeszło 1600 kg pojazdem. Dzięki zapasowi koni mechanicznych i niutonometrów (392 Nm) po głębszym wciśnięciu pedału gazu, bez problemu dynamicznie przyspieszymy.
Wyprzedzanie ciężarówek na jednojezdniowej drodze nie stanowi wyzwania, ale trzeba mieć na uwadze, że za każdy szybciej pokonany kilometr przyjdzie nam słono zapłacić. Koreański SUV podczas oszczędnej jazdy spala między 7 a 8 litrów paliwa na 100 km. Jest to wynik minimalny (!). Poniżej niego w zasadzie nie bardzo da się zejść. W mieście natomiast spokojnie otrzemy się o 12-13l/100km. Z pewnością swoje dokłada tu automatyczna skrzynia biegów, ale akurat ona ma na szczęście kilka mocnych stron.
Generalnie sposób pracy przekładni Hyundaia powinien przypaść do gustu spokojnym kierowcom, co trudno uznać za wadę w samochodzie typu SUV. Sześciostopniowa skrzynia trafnie dobiera biegi, a wymuszone redukcje nie zajmują jej zbyt wiele czasu. Podobnie jest z trybem manualnej zmiany. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z dwusprzęgłówką w stylu DSG, więc reakcje na popchnięcie/pociągnięcie lewarka nie są błyskawiczne, ale i tak od biedy można posiłkować się samodzielnym mieszaniem w przełożeniach. Czyżby więc jazda ix35 zapewniała kierowcy i pasażerom same miłe doznania? Nie do końca.
Twardo i mało precyzyjnie
Jedną z największych wad Hyundaia jest twardo zestrojone zawieszenie (z przodu kolumny MacPhersona z tyłu oś wielowahaczowa). Nie pozwala ono zapomnieć o jakości asfaltu przetaczającego się pod kołami. Podwozie chwilami resoruje na tyle sztywno, że odczuwamy nierówności, których nawet nie zauważyliśmy na drodze!
Być może wpływ na spotęgowanie tego rodzaju doznań miały duże 18-calowe felgi zamontowane do testowanego egzemplarza. Wyposażony w nie koreański SUV potrafi nieprzyjemnie "uciekać na boki" i podskakiwać na krótkich nierównościach. Przy większych prędkościach wrażenie utraty panowania nad samochodem niwelowane jest dzięki obecności napędu na cztery koła (można go zablokować do jazdy terenowej). Tak czy owak, na utwardzonej drodze daleko Hyundaiowi do zachowań, które prezentują np. VW Tiguan czy choćby Mazda CX-5.
Sposobu prowadzenia Hyundaia nie poprawia też mało precyzyjny układ kierowniczy wyposażony w funkcję regulacji siły pracy elektrycznego wspomagania. FlexSteer- bo tak się ten dodatek nazywa, przejęto z kompaktowego i30. Niestety, podobnie jak tam, także i w SUV-ie nie sprawdza się on zbyt dobrze. Do wyboru są 3 ustawienia (Normal, Sport, Comfort) i żadne z nich nie zapewnia dobrego wyczucia położenia przednich kół. Właściwie o istnieniu FlexSteer można spokojnie zapomnieć, ustawiając na stałe program sportowy.
Czas na werdykt
Przypuszczalnie są to jedne z ostatnich tygodni sprzedaży ix35 na naszym rynku. W salonach dostępny jest już Tucson, który jest nieco droższy od dotychczas sprzedawanego modelu. Po przeprowadzeniu testu IX-a wypada mi przyznać bez ogródek, że nie za bardzo rozumiem fenomen sukcesu sprzedażowego tego samochodu. O ile Dacię Duster można kupić kierując się jej niską ceną i fajnym wyglądem oraz wybaczając jej pewne niedostatki jakościowe, o tyle Hyundaia wybierzemy... no właśnie, za co?
Ix35 to pojemny samochód rodzinny, ale mam wrażenie, że w testowanej wersji zupełnie traci sens. Cena dobrze wyposażonego diesla z automatem i z napędem na cztery koła (ok. 140 tys. zł) niebezpiecznie zbliża się do rewirów ciekawych produktów z półki premium, nie mówiąc o zrównaniu z konkurencją pokroju Toyoty RAV4 i Mazdy CX-5. Jakby tego było mało, bogato skonfigurowanemu Hyundaiowi wcale nie brakuje wad. Największe z nich to mało komfortowe zawieszenie, kiepski układ kierowniczy i wnętrze wykończone twardymi materiałami. Na pocieszenie wypada dodać, że ix35 zestarzał się "z godnością". Po paru latach stażu rynkowego karoseria skutecznie opiera się upływowi czasu, a to akurat spora zaleta jeśli myślimy o zakupie schodzącego modelu.
Podsumowanie
Jeśli kupować ix35, to moim zdaniem tylko w tańszej (najlepiej podstawowej) wersji. Wygląda wtedy bardzo podobnie do testowanej a kosztuje... Blisko dwukrotnie mniej. Biorąc pod uwagę "końcówkę sprzedaży" modelu, jest szansa na wytargowanie dodatkowego rabatu i wyjechanie z salonu sprawdzoną konstrukcją, która wciąż prezentuje się świeżo na tle aut konkurencji.