Ineos Grenadier - TEST. Dla tych, którzy kochają prawdziwe terenówki

Nie mówcie o nim SUV. To prawdziwy samochód użytkowy, terenówka z krwi i kości. Ineos Grenadier potrafi wszystko. Także... być SUV-em.

Ten projekt od początku był "jakiś". Ineos Grenadier to stary Defender tylko "bardziej, mocniej, lepiej i szybciej". Zawsze kibicuję takim projektom, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że większość z nich nigdy nie wychodzi poza poziom jednostkowej i "garażowej" produkcji. Tymczasem sir Radcliffe, miłośnik offroadu i założyciel jednego z największych koncernów chemicznych świata, postanowił stworzyć to auto na poważnie i całkowicie seryjnie. Jak bardzo poważnie, miałem okazję przekonać się z offroadowymi instruktorami na odcinkach, które zdecydowanie nie są łatwe.

Ineos Grenadier - TEST. Wytrzymałość do potęgi

Zanim jednak ruszymy na trasę, garść informacji. Ineos Grenadier to NIE JEST restomod. To zaprojektowany od zera samochód, który jest "kontynuacją" starego Defendera. Założenie było jedno. Auto ma być wytrzymałe, dzielne w terenie i nadawać się do jazdy po asfalcie znacznie bardziej niż oryginał. Kompromis? Nie do końca.

To jakbyście budowali swój wymarzony projekt, taką uniwersalną "zmotę", ale z założeniami, że ma być najlepsza. Sir Ratcliffe właśnie tak zrobił. Tylko wrzucił to do produkcji. W kupionej od Mercedesa fabryce, z silnikami BMW, skrzynią ZF, zawieszeniem Blisteina, hamulcami Brembo oraz dyferencjałami Carraro. Nie znacie? To włoska firma, specjalizująca się w mostach, napędach i przekładniach dla przemysłu ciężkiego.

A to wszystko w budzie auta, które mieści bez problemu pięć osób, sporo bagażu, ma skórzane fotele, CarPlay, nawigację, tempomat a nawet klakson na rowerzystów. Tak - ma drugi, cichszy klakson ostrzegający tych, którzy nie zauważą blisko trzytonowego kloca na oponach AT.

Ineos Grenadier Tut! Tut!

Gdy zajrzałem pod auto, rzuciło mi się w oczy, że zbudowano je tak, aby wytrzymało wiele. Osłony są solidne, a elementy zawieszenia sprawiają wrażenie, jakby mogły utrzymać słonia. Nie widziałem nigdzie grubszych drążków kierowniczych. Solidna rama (ma 12 lat gwarancji) trzyma duże nadwozie, a zawieszenie nie ma żadnej regulacji. Ma być wystarczająco dobre, i się nie psuć jak pneumatyka. Z tego samego też powodu Ineos Grenadier ma mocno ograniczoną elektronikę. Ponoć modułów sterujących jest 2 - 3 razy mniej niż w przeciętnym aucie, nawet z tych bardziej terenowych.

Śmiga bez przeszkód

Instruktorzy przygotowali dla nas kilka ciekawych tras, które miały pokazać, że to nie jest "miękki zawodnik". I to udało się świetnie. Auto podjeżdżało pod naprawdę strome podjazdy, kopało się w piaskach Pustyni Siedleckiej i bez "mrugnięcia okiem" turlało się przez błotniste i gliniaste drogi. Wjazd na stok narciarski? Bez problemu.

Tak naprawdę już standardowe ustawienia pozwalają na wiele. A Ineos Grenadier ma przecież blokady wszystkich trzech dyferencjałów, reduktor i dwa ciekawe tryby. Tryb Offroad pozwala na sporo, ale przede wszystkim wyłącza wszystkie urządzenia, które przeszkadzają w jeździe. Dzięki temu auto nie piszczy, nie ostrzega, nie ma czujników cofania czy systemu Start/stop. Idealne. Tryb przeprawy przez wodę (do 80 cm głębokości) dodatkowo wyłącza część elektryki, w tym wiatraki silnika. Wszystko dla zminimalizowania strat.

Owszem, sterowanie całym tym osprzętem wymaga chwili postudiowania instrukcji, ale po kilku próbach wszystko jest względnei proste i logiczne. I można jechać.

Większą część trasy spędziłem w Ineosie z silnikiem diesla. Trzylitrowa jednostka BMW ma 245 KM i 550 Nm. Niestety mocno wibruje, za to pięknie "zbiera się" od dołu. Jest wystarczająco dynamiczna, choć niezbyt cicha. Ośmiobiegowa skrzynia ZF znacznie jej pomaga. Jeśli chodzi o charakter, trafiła do mnie znacznie bardziej niż silnik benzynowy, choć to już kwestia gustu. Tu również mamy trzy litry, ale 286 KM i 450 Nm. Różnica jest wyraźnie wyczuwalna, zwłaszcza w mocy. Ineos Grenadier w wersji benzynowej jest znacznie dynamiczniejszy. Pracuje też ciszej i bardziej gładko. Ale, zwłaszcza na stromych podjazdach, wymaga mocniejszego ciśnięcia pedału gazu. Oba jednak zdają egzamin na piątkę, napędzając obie osie.

Twarda sztuka

To napęd w stylu Subaru, symetryczny i stały. W sumie rzadkość w dzisiejszych czasach.

To, do czego na pewno trzeba się przyzwyczaić, to układ kierowniczy. Jest bardzo długi i korzysta z przekładni ślimakowej. W terenie daje spore wyczucie (wsparte komputerowym wskaźnikiem kąta wychylenia kół), ale pracuje ciężko i "nie odbija". Zwłaszcza na drodze trzeba mocno się wczuć, żeby bezproblemowo wchodzić w zakręty.

SUV? Nie, ale sprytnie go udaje

No właśnie, z tą jazdą po zakrętach i asfalcie jest kolejna ciekawostka. Auto jest całkiem "normalne" (poza ww. układem), dobrze wybiera nierówności i jest bardzo komfortowe. Ma świetne fotele i, wbrew pozorom, niezmiernie prostą w obsłudze deskę rozdzielczą. Można się przerazić ilością przycisków, ale ergonomia jest na wysokim poziomie. A połowa "samolotowych" przełączników w dachu służy do obsługi urządzeń peryferyjnych. Od wyciągarki z tyłu (przednia jest standardowa w wersji Trialmaster), aż po np. lodówkę we wnętrzu. Wyprowadzonych złączy jest 6 na zewnątrz i dwa w środku. Wystarczy na przygotowanie auta na wyprawy.

Wracając jednak do jazdy. Niestety, ze względu na znaczną przewagę jazdy offroadową, auta miały obniżone ciśnienie w oponach. Przez to trudno odnieść mi się do pełnych możliwości Ineosa na drogach asfaltowych. Owszem, jeździ nieźle, prowadzenie jest finalnie przyzwoite i sprawia wrażenia samochodu, któremu niewiele brakuje. No, może kilka schowków więcej. Za to wnętrze można umyć bieżącą wodą. Jest pokryte specjalnym tworzywem. I szczelne. W ogóle jest to dobrze zbudowane, solidne wnętrze z niezłymi (choć twardymi) plastikami.

Trudno ukryć, że Ineos Grenadier powstał "od strony" auta użytkowego i został dostosowany do bycia uniwersalnym. Wbrew pozorom wyraźnie czuć różnicę między czymś takim, a "SUV-em, który jest bardzo dobry w terenie".

Dla kogo jest Ineos Grenadier?

To nie jest tani samochód. Samochód kosztuje ok. 100 tysięcy Euro, czyli blisko pół miliona złotych. To jednak "tylko" kilkadziesiąt tysięcy więcej niż Ford Bronco. I podobna kwota co Defender 110 z sześciocylindrowym silnikiem. Ten drugi jest znacznie przyjemniejszy na co dzień. Ale na pewno nie jest na ramie i nie sprawia wrażenia auta aż tak mocnego "w robocie".

No właśnie. Ineos adresuje swój model do pasjononatów offroadu, ale sporo miejsca poświęca ludziom, którzy potrzebują tego auta do pracy. Najlepszym dowodem jest to, że TOPR zamówił właśnie kolejnego Grenadiera. Nadmorski WOPR jest już po testach i również się przymierza do wyposażenia się w te auta.

A klienci indywidualni? Już sprzedano ok. 25 sztuk. Niektóre egzemplarze zaliczyły już długie wyprawy.

Ja to kupuję. Całą ideę auta wyprawowego, użytkowego, ale z możliwościami. Dla mnie ono nie jest kompromisowe. Jest poniekąd kompletne. Zbudowane przez osoby, które wiedziały czego potrzebują w aucie, i stworzyły dokładnie takie jak potrzeba.