Jaguar nie chce projektować własnej platformy dla aut elektrycznych. Ale jak będzie musiał, to to zrobi

Już za 4 lata Jaguar ma oferować wyłącznie samochody na prąd. Jak się okazuje marka nie ma nawet pomysłu na platformę - dopiero rozpoczęto poszukiwania dostawcy nowej konstrukcji.

Jaguar dość odważnie stwierdził, że już za 4 lata będzie marką w pełni elektryczną. Te cztery lata mają wystarczyć, aby całą gamę modelową wymienić na samochody zasilane prądem. To odważne stwierdzenie, które teoretycznie powinno mieć poparcie w działaniach marki. Tymczasem okazuje się, że Brytyjczycy nie mają nawet "punktu wyjścia", czyli płyty podłogowej.

Wszystko dlatego, że Jaguar chce pozostać "niszowym" producentem

Roczna sprzedaż aut ma nie przekraczać 100 000 egzemplarzy. Tym samym inwestowanie we własną platformę może być dla nich bezsensowne. Rozsądnym rozwiązaniem jest więc znalezienie dostawcy, od którego kupowana będzie cała konstrukcja, wraz z bateriami.

Zastanawiacie się zapewne po co Jaguarowi platforma do aut elektrycznych, skoro w ofercie mają model I-Pace? Otóż to nie jest takie proste. Platforma I-Pace'a, choć nowoczesna, wywodzi się z konstrukcji dla aut spalinowych. Płyta D7e jest mocno spokrewniona z "podłogą" Jaguara XE czy XF. Tym samym nie stanowi ona rozwiązania problemu dla marki.

Jaguar I-Pace Jaguar I-Pace

Problem polega na tym, że znalezienie dostawcy wcale nie jest proste

A szef Jaguara Thierry Bollore wyraźnie podkreślił, że marka nie ma funduszy na opracowanie konstrukcji od podstaw. Jednocześnie jednak zaznaczył, że w sytuacji, w której nie znajdzie się odpowiedni dostawca, Jaguar sam opracuje platformę. Nadążacie? My ledwo.

Kluczowym elementem elektrycznych Jaguarów ma być unikalny design. Trudno jednak powiedzieć w jakim kierunku pójdzie ta marka - istnieje spora szansa, że czeka nas całkowity zwrot w koncepcji wizualnej dla tych aut.

Poza tym mam wrażenie, że Jaguar sam za bardzo nie wie co zrobić

Marka jest w przysłowiowej kropce i naprawdę potrzebuje solidnego "kopniaka", który da jej właściwy rozpęd. Słaba sprzedaż i mieszane opinie o autach (co ciekawe bardzo dobrych) nie ułatwiają znalezienia nowych klientów na czekające w salonach samochody.

Najbliższe miesiące będą więc kluczowe dla marki. Jeśli założony przez Brytyjczyków termin ma zostać dotrzymany, to każdy tydzień zwłoki w rozpoczęciu prac nad nowymi modelami będzie oznaczać ogromne straty finansowe.