5 nietypowych klasyków z Japonii, którymi warto się zainteresować

Tu nie będzie Supr, Skyline'ów, czy Century. Japońskie klasyki mają bardzo wiele do zainteresowania. Wybrałem pięć, którym warto się przyjrzeć.

Japońską motoryzację możemy podzielić na kilka "sekcji". Tuningowa, miejska, "użytkowa". Jak na kraj o dość krótkich tradycjach motoryzacyjnych, aut mają bardzo dużo i bardzo różnych. A to oznacza, że japońskie klasyki wykraczają daleko poza najbardziej klasyczne pozycje, które osiągają już absurdalne ceny na aukcjach. Ale w czeluściach tego dalekowschodniego rynku znajdziemy mnóstwo ciekawych samochodów, którymi warto się zainteresować. 

Zebrałem tutaj pięć modeli, o których być może nie słyszeliście, albo nie widzieliście dawno. I na pewno zrobicie nimi wrażenie na każdym zlocie aut klasycznych.

Oczywiście, mógłbym tę listę rozszerzać, bo wiele ciekawostek znajdzie się w ogłoszeniach.

Nie mam też żadnego faworyta, więc ta lista będzie po prostu alfabetyczna.

Japońskie klasyki, które warto znać

1. Honda S800 Coupe (1966 - 1970)

Zaczniemy od Hondy. S800 była następcą modelu S600 i, zgodnie z nazwą, posiada silnik o pojemności 800 cm3. Nie brzmi to specjalnie fascynująco, ale ten samochód, zwłaszcza w ciekawej odmianie coupe, może zaskoczyć

Japońskie klasyki Honda S800 Coupe

To pierwsza Honda, która osiągała 160 km/h i swego czasu została uznana za najszybszy samochód o pojemności do 1 litra. Zresztą, już wtedy japoński koncern wiedział, że jak się nie ma pojemności, to trzeba mieć obroty. Dlatego S800 ma silnik, który kręci się aż po 10 000 obr./min. 90 KM z litra, albo 71 KM dostępne pod prawą nogą czyniły z niego prawdziwe lekkie auto sportowe.

Niestety, auto należy już do droższych klasyków. Jeśli już pojawia się na rynku, trzeba w Japonii wyłożyć ponad 150 000 zł. Plus koszty sprowadzenia.

2. Isuzu 117 Coupe (1968 - 1981)

Jeśli spojrzycie na ten samochód z dalszej odległości, bez wątpienia znajdziecie odniesienia do aut europejskich. Ja w nim widzę coś włoskiego, albo Peugeota 504 Coupe (czyli włoską Pininfarinę). Ale autorem tego projektu jest... Giorgetto Giugiaro. 

Nie ma więc wątpliwości - to jeden z najładniejszych japońskich samochodów. Produkowany bardzo długo, w różnych wersjach, wciąż nie należy do drogich. Głównie przez to, że "japońskie klasyki" i Isuzu rzadko wybrzmiewają obok siebie.

Oprócz tego, że to piękne auto, to jeden z pierwszych japońskich samochodów z układem DOHC i pierwszy z silnikiem z elektronicznym wtryskiem paliwa. Warto się nim zainteresować, bo i ceny nie są dramatyczne. 3 - 4 mln jenów powinny wystarczyć na sensowny egzemplarz do dopieszczenia (70 - 100 tys. zł).

A ja wciąż nie mogę się zdecydować, czy bardziej podobają mi się pierwsze egzemplarze, z okrągłymi światłami, czy późniejsze, z prostokątnymi?

3. Mitsubishi Debonair (1964 - 1986)

Przechodzimy z aut lekkich do dość ostentacyjnych. Pierwsza z reprezentacyjnych limuzyn Mitsubishi i chyba tak naprawdę jedyna, która wygląda tak bardzo prestiżowo. W kontekście obecnej sytuacji firmy w ogóle wygląda jak przybysz z innego świata.

Jest przedziwna. Przypomina trochę Fiata 125, a trochę amerykańskie limuzyny. Rozmiarami jest jednak bardziej w tym pierwszym segmencie, bo to auto nie przekracza 4,7 metra długości. Pod maską silniki R6 i R4 (po 1976 roku). Auto można, o dziwo, dość często jeszcze spotkać na ulicach i za każdym razem robi wrażenie. Z drugiej strony, rzadko pojawia się w ogłoszeniach, a rozstrzał cen jest ogromny.

4. Nissan Laurel SGX "Butaketsu" (1972 - 1977)

Ten samochód zaczyna już zdobywać popularność jako klasyk oraz jako baza do tuningu japońskich youngtimerów. "Świński zad", jak popularnie się na niego mówi, czyli wersja coupe z charakterystycznym tyłem, naprawdę może się podobać. Jest to oryginalne auto, w którym znajdziecie wiele fajnych elementów mechanicznych. Jest bowiem powiązane technologicznie z Kenmeri, czyli Skyline'm C110. Pod maską w topowych wersjach znajdowały się z kolei silniki L26 i L28, znane m.in. z "zetek", albo z... Patrola.

Niestety, ceny są już wysokie. Nawet w Japonii za Laurela w wersji Coupe trzeba zapłacić ok. 10 mln jenów (250 000 zł). Sedany są tańsze i równie ciekawe. No ale nie są już "ブタケツ". Sądzę, że warto jednak zainteresować się i nimi, zanim pójdą w cenę.

5. Toyota Crown S60/S70 (1971-1974)

Chyba jeden z moich ulubionych samochodów, jeśli chodzi o japońskie klasyki. Crown czwartej generacji produkowany był krótko, ale wygląda wspaniale. Przód z tą dodatkową linią, w którą wkomponowano kierunkowskazy i światła obrysowe jest przeciekawy. Detali jest mnóstwo również w linii bocznej, a i tylne światła są ciekawe. Tutaj nie wyróżniam konkretnej wersji nadwozia. Był sedan, coupe i kombi i każde wygląda świetnie. Pod maską jeden silnik R4, lub jeden z trzech sześciocylindrowych.

japońskie klasyki Toyota Crown sedan

Jak dla mnie prawdziwy, nietuzinkowy klasyk. Podobnie jak Laurel, czy Honda, pojedynczo pojawia się również w wersjach europejskich. Trudno jednak na takiego trafić. Ale za to Crown nie jest bardzo drogi. powiedzmy, że za 50 - 70 tys. zł można już stać się właścicielem auta do poprawek (bez kosztów sprowadzenia).