Jeep Grand Cherokee WK2 vs WL. Czy nowy znaczy lepszy pod każdym względem?
Lepsze jest wrogiem dobrego? A czy nowsze jest wrogiem starszego? W Jeepie Grand Cherokee sprawdzamy, co poszło lepiej, a co gorzej.
Z porównywaniem kolejnych generacji często mamy problem. Jeśli samochód jest dłuższy czas na rynku i nie przechodził wielu modyfikacji, to test "poprzednika" jest mocno odsunięty w czasie od aktualnego modelu. I to od naszej pamięci (albo notatek) zależy, co z tego auta pamiętamy. Jeep Grand Cherokee jest jednym z takich samochodów, będąc na rynku od 2010 roku. Dlatego warto spojrzeć na bezpośrednie porównanie tych dwóch modeli. Wynik nie jest oczywisty.
Grand Cherokee WK2 vs WL - Czy to są duże różnice
WK2, to generacja zejściowa. WL - najnowsza. Jeśli spojrzymy na auta to widać wyraźnie zmianę w stylistyce, ale, o dziwo, nie do końca zmieniły się wymiary. Nowy model jest znacznie bardziej kanciasty, i bardziej nawiązuje nawet do Cherokee w jego najsłynniejszej odmianie. Poprzednik trzyma się bardziej zaokrąglonych linii. Wygląda na znacznie mniejszy, choć tak naprawdę różnią go centymetry. Około 7 na długość, niewiele mniej na szerokość. Spora jest tylko różnica w wysokości. Ale mam świadomość, że testowany WK2 nie ma pneumatycznego zawieszenia.
Sporo zrobiono za to z przestrzenią wewnątrz. Tutaj przewaga najnowszego modelu jest gigantyczna.
Trudno powiedzieć, że poprzedni Grand Cherokee był ciasnym autem. Ale nowy model ma znacznie więcej przestrzeni na tylnej kanapie. I blisko 100 litrów większy bagażnik. To była pięta achillesowa ustępującego Jeepa. Jednak mimo ponad 550 litrów pojemności, aktualny "Grand" cierpi na tę samą przypadłość co dotychczas. Kufer jest szeroki i bardzo płaski, a dodatkowo ma absurdalnie wysoko próg załadunkowy - to kwestia pełnowymiarowego koła zapasowego. Innymi słowy, litrów jest więcej, ale to wciąż nie jest bagażnik "zgodny" z rozmiarami samochodu.
A co z jakością? No, nowy model jest już dobrze wykończony, tak w europejskim tego słowa znaczeniu. Dobre materiały, ergonomia, ciekawe faktury. Nie znaczy to, że poprzednikowi czegoś brakuje. Też jest miło i z dobrymi materiałami i niezłym spasowaniem. Ale wszystko to wygląda tak... amerykańsko.
Mniej jest też materiałów naprawdę zaskakujących, takich jak prawdziwe aluminium. Bardzo doceniamy jego użycie w nowym "Grandzie".
Z punktu widzenia użytkownika to ma jednak mniejsze znaczenie.
Stary silnik wciąż daje radę
Oczywiście, Amerykanie nowego Grand Cherokee wciąż mogą kupić z jednostką V6. U nas dostępna jest wyłącznie hybryda. Ma to swoje zalety, jak i wady.
Przede wszystkim zaś, starszy model sprawia wrażenie znacznie lżejszego. I nie mam tu na myśli samej masy własnej, choć to też niebagatelna różnica. Praca mechanizmów jest tu znacznie lżejsza. Układ kierowniczy jest wyraźnie mocniej wspomagany i daje poczucie znacznie zwinniejszym autem.
Silnik z kolei z dużym wigorem wkręca się na obroty i subiektywnie jest dynamiczny. Brakuje mu jednak "dołu", a ośmiobiegowy automat zestopniowano raczej do delikatnej jazdy. Tutaj plusy zdobywa silnik w nowym Jeepie, który te niedobory dopełnia jednostką elektryczną. Oczywiście, brzmi znacznie gorzej, a na wysokich obrotach brakuje mu trochę pary, za to w sumie zużywa około 4 l/100 km mniej w trybie mieszanym.
Różnica charakteru, czyli dla kogo są te modele
Choć tak miało być i w przypadku poprzedniej generacji, to aktualny Grand Cherokee staje się pełnoprawną konkurencją dla SUV-ów premium z Europy. Ze wszystkimi ich wadami i zaletami. Być może jest lepszy w terenie od nich, ale na pewno dobrze jeździ po asfalcie, jest luksusowy i wygodny.
Starszy model, z "bujanym" amerykańskim zawieszeniem, ogólną miękkością i przyjemnym silnikiem V6, staje się rodzinnym SUV-em dla osób, które szukają czegoś oryginalnego. Potrafi sporo, ma duży prześwit, więc jeśli ktoś będzie miał dojazd bez asfaltu, sprawdzi się świetnie.
Innymi słowy, to wciąż dobry samochód. Ma kilka elementów lepszych niż nowsza wersja, ale widać, że celem Jeepa była ewolucja w stronę nieco innej klienteli. I ona się udała.