Komu przeszkadza sukces dotykowych ekranów? [FELIETON]

Ostatnio zacząłem przeglądać różne nowości oferowane na rynku. I dopiero teraz do mnie dotarło, że w zasadzie nie ma już aut z fizycznymi przyciskami, a w najbliższych latach całkowicie wyginą.

Segment aut kompaktowych? W Seacie Leonie i Volkswagenie Golfie dostajemy dwa telewizory, nic więcej. Kilka ukrytych przycisków odpowiada za garść funkcji, a całą resztę trzeba "wysmyrać" palcem na ekranie. Analogowych wskaźników z dużym ekranem komputera też nie uświadczymy - teraz wszystko musi być w pełni cyfrowe. sukces.

Jedziemy dalej - KIA? To samo - może i ma więcej przełączników, ale nawet Ceed dostał już ekran 10,25-cala i cyfrowe zegary. Honda? Ekrany, choć specyficzne. Renault? Tylko w "golasie" dostaniemy analogowe wskaźniki, a topowy R-Link wkurza nawet elektronicznie sterowaną klimatyzacją.sukces.

Przyszłość też nie zapowiada się dobrze. Spójrzcie na przykład na zdjęcia nowego Mercedesa W223.Fajnie, że będzie to nowoczesne i niezwykle zaawansowane auto. Jazda nim z pewnością zapadnie w pamięć i zrobi wrażenie. Ale po co wpakowano tam gigantyczny tablet, który nie tylko zajmuje całą konsolę środkową, ale i "ogałaca" wnętrze z unikalnego charakteru.

Tesla? Nie, to Mercedes.

Nie spodziewajcie się zmian w najbliższych latach

Ten "powiew nowoczesności" i możliwość pokazania "ciekawych animacji" to nic innego jak lep na klientów, którzy są zafascynowani takimi rozwiązaniami. Jednocześnie jest to duża ulga - zwłaszcza finansowa - dla producentów. Łatwiej jest bowiem wyprodukować miliony ekranów, które można dopasować do kilku różnych modeli. Wystarczy przykryć je inną ramką i gotowe, mamy całkowicie nowe auto.

Smutna prawda jest taka, że te cholerne ekrany, poza zbieraniem wszelkich odcisków palców i kurzu, całkowicie odbierają wnętrzom aut ich unikalny charakter. Jeszcze kilka lat temu marka musiała nieco się napracować, aby ich auto miało indywidualny charakter. Pomysłowe zegary, unikalne kształty i wszystko to jedynie przyozdobione stacją multimedialną, najczęściej opcjonalną. Komu to przeszkadzało?

Teraz przesiadając się z Golfa do Forda, z Hondy do Renault czy z Toyoty do Skody nie odczujecie większej różnicy. Nawet marki premium, które powinny oferować coś więcej, całkowicie oddały się tym ekranom. sukces.

Im wyżej, tym... gorzej

"Bardziej przystępne premium", czyli na przykład Mercedes, wciąż tworzy najładniejsze i najbardziej wysmakowane grafiki (serio, zwróćcie uwagę na ilość detali, głębię i ogólne dopracowanie koncepcji). BMW zachowało genialnego iDrive'a (ciekawe na jak długo), ale swoje unikalne wskaźniki zamieniło na czarną plamę przekazującą zbyt dużo informacji w potwornie irytujący sposób. O Audi nie wspominam, bo nowe multimedia z dwoma dotykowymi ekranami to prawdziwa wtopa.

Zresztą najlepszym przykładem jest model A8, który nie sprzedaje się tak dobrze, jak zakładano w Ingolstadt. Jak dowiedziałem się od jednego z dealerów, wielu klientów narzeka właśnie na to, że kokpit A8 niczym się nie różni od A6.

To po co dopłacać, skoro nie ma w tym aucie nic unikalnego? Mercedes z nową Klasą S będzie stąpać po bardzo cienkim lodzie...

Pójdźmy jeszcze o półkę wyżej w kategorii premium. Bentley - marka z tradycjami, która mniej więcej od połowy lat 90. naprawdę potrafiła urzec cudownym wnętrzem. Szczytem ich możliwości była poprzednia generacja Continentala GT/Flying Spura oraz oczywiście model Mulsanne. Ten ostatni to czysta perfekcja - fantastyczne analogowe wskaźniki, które startowały "z godziny czwartej", klasyczne przełączniki i ukryty ekran multimediów. Koncepcja, która zdawać by się mogło idealnie pasuje też do innych aut marki?

Błąd. Teraz Continental GT i Flying Spur korzystają z dwóch cyfrowych wyświetlaczy, choć modele zachowały przynajmniej część klasycznych przełączników. Zabawne w tych ekranach jest jednak to, że grafiki, które są na nich prezentowane, opracowywano w wyjątkowy sposób. Otóż marka stwierdziła, że - tutaj cytat - "nie mogą wyglądać staro za kilka lat". Cieszmy się, że jakaś mądra głowa przepchnęła opcjonalny obrotowy wyświetlacz centralny, który można ukryć i zastąpić trzema małymi wskaźnikami analogowymi. Taki wiecie, mały powiew luksusu.

I tu jest pies pogrzebany

Bo będą wyglądały staro. Technologia rozwija się w ekspresowym tempie i za 5 lat wyświetlacze będą oferowały zupełnie inną jakość obrazu, o formie jego prezentacji nie wspominając. I wtedy ten pięcioletni Bentley ze swoim wyświetlaczem zacznie przypominać pierwszego iPhone'a, położonego obok najnowszego modelu. Niby to samo, ale potwornie trąca myszką.

Tak samo w Ferrari - model SF 90 oraz Roma wyposażono w wielki ekran. Tym samym piękny analogowy obrotomierz, który wyróżniał auta marki od lat, poszedł w zapomnienie. I co, jak coś padnie, to na czym będzie można zawieść oko?

Ani to ciekawe wizualnie, ani przyjemne dla oka. Oddajcie stary dobry analogowy obromierz!

Klasyczne wskaźniki zdecydowanie lepiej opierają się starzeniu. Są ponadczasowe, eleganckie. Wymagają dopracowania, ale dobrze narysowane będą wyglądały doskonale zarówno w momencie premiery, jak i 30-40 lat później. A co ważniejsze powinny działać po takim czasie. O ekranach już tego nie można powiedzieć - choć diabli wiedzą, czy nowe auta będą w ogóle przetrwać 30-40 lat.

Nie wspominam o bezpieczeństwie

Niezmiennie uważam, że te dotykowe ekrany to także duży problem pod kątem ergonomii obsługi. Chcesz przełączyć funkcję X w klimatyzacji? Nie, nie zrobisz tego przełącznikiem, musisz trafić w kartę nawigacji, rozwinąć menu i dopiero tam to zrobić. Jeden przycisk vs kilka kliknięć, gdzie najczęściej musimy oderwać wzrok od jezdni. Widzicie tutaj pewien problem?

Odpowiadając na pytanie - komu przeszkadza sukces dotykowych ekranów?

Chyba niestety tylko części środowiska "benzynogłowych", którzy niczym niepoprawni romantycy wciąż marzą o samochodach tworzonych w przemyślany sposób, z myślą o kierowcach. Te czasy jednak za nami. Teraz najważniejsze jest cięcie kosztów i tworzenie produktu łatwego w recyklingu.sukces.