Lamborghini wyprodukowało już 10 000 Urusów. Dalej uważacie, że SUV-y nie mają sensu?
Wystarczyły 24 miesiące, aby Lamborghini Urus z numerem 10 000 wyjechało z fabryki w Sant'Agata Bolognese. Dla tej marki to doskonałe wieści.
Można na nie narzekać, można się z nich śmiać, można uznawać je za brzydkie auta. Wbrew pozorom SUV-y mają sens. Jaki? Cóż, dzięki nim marki mogą się rozwijać i... istnieć. Najlepszym przykładem jest Porsche. Pod koniec lat 90. była to marka, która pałała się wszystkim co mogła, cały czas klepiąc 911-kę i Boxstera. Cayenne, choć kontrowersyjne wizualnie, było dokładnie tym, czego potrzebowali. W kilka chwil samochód ten stał się przebojem i żyłą złota dla marki. Identyczna sytuacja ma miejsce w przypadku Lamborghini. SUV tej marki momentalnie stał się hitem i napełnił świnki-skarbonki Włochów.
A Lamborghini nie zwalnia tempa
Urus z numerem 10 000 trafi do Rosji. Ten egzemplarz w kolorze Nero Noctis Matt zyskał czarno-pomarańczowe wnętrze z palety Ad Personam. Co ciekawe pomimo perturbacji związanych z COVID-em, Włosi sprzedali do tej pory blisko 3 300 aut. Wszystko wskazuje więc na to, że poprawią ubiegłoroczny rekord, czyli 6 000 samochodów.
Lamborghini Urus stanowi ponad 60% sprzedaży marki. Świetne wyniki tego auta pozwalają Włochom inwestować w unikalne projekty i auta krótkoseryjne, trafiające do najbardziej wymagających klientów.
Istnieje też szansa, że oferta marki poszerzy się w najbliższych latach o kolejny model. Od dawna na tapecie jest temat bardziej komfortowego GT, które wpisałoby się pomiędzy Huracana i Aventadora. Dobrym punktem wyjścia jest projekt Asterion, który wykorzystywał silnik umiejscowiony z przodu oraz układ hybrydowy.