Ma sześć cylindrów, 449 KM i plakietę AMG. Tu można opalać się w czasie jazdy
Dobre wieści - teraz możecie mieć plakietkę AMG na 6-cylindrowym benzynowym kabriolecie o sportowym charakterze. Zadowoleni?
Polityka AMG może przyprawić o zawrót głowy, ale jedna rzecz cieszy - Niemcy nie zrezygnowali z większych silników. Co prawda po podwójnie doładowanej V8-ce w Klasie C pozostało jedynie piękne wspomnienie, ale nic straconego. Stajnia z Affalterbach przygotowała 6-cylindrowe wydanie modelu CLE, które brzmi i jedzie. A do tego teraz możemy cieszyć się tutaj jazdą pod gołym niebem.
To samochód dla fanów wiatru we włosach (i słońca na twarzy). AMG postawiło na rzędową szóstkę
Niczym w wersji coupe, Mercedes CLE Cabriolet z plakietą AMG korzysta z 3-litrowej rzędowej szóstki. Ta generuje solidne 449 KM i 600 Nm, a moc przekazuje na wszystkie cztery koła 4MATIC+ z trybem DRIFT. Nie jest to więc tak mocny samochód, jak standardowa Klasa C AMG (która ma 680 KM, ale i cztery cylindry).
Tutaj za to nie ma układu hybrydowego typu plug-in, co nieco odchudza ten samochód. Jest za to miękka hybryda, która nieco wspomaga jednostkę spalinową przy ruszaniu.
Poza tym możemy liczyć na piękny wygląd. Co jak co, ale w tej kwestii Mercedes popisał się przy tym modelu. CLE wygląda świetnie, a wersja w wydaniu AMG jest solidnie poszerzona i dużo bardziej "umięśniona" wizualnie.
Standardowo ten samochód wyjeżdża na felgach 19-calowych, ale za dopłatą dostaniecie 20-ki. W ofercie jest wiele ciekawych lakierów, a czerwień, która stała się tutaj kolorem komunikacyjnym, idealnie pasuje do charakteru nowego "otwartego" AMG.
A skoro mowa o dachu, to dokładnie 20 sekund dzieli Was od jazdy pod gołym niebem. Co więcej, otworzycie go też w czasie jazdy, z prędkością do 60 km/h. To samo tyczy się też zamykania. Co prawda bagażnik skurczył się do 285 litrów, ale coś za coś - styl jest tutaj na pierwszym miejscu.
To teraz pozostaje tylko wybór pomiędzy tym modelem, a SL-em w wydaniu 43. Nowe CLE z pewnością będzie nieco tańsze, a dodatkowo ma 6 garów pod maską. A Wy na co skusilibyście się w tym przypadku?