MINI Power Day, czyli dałem w palnik modelom John Cooper Works
Są takie auta, które trzeba jest sprawdzić na torze. Z MINI wybrałem się na tor Silesia Ring, aby pomęczyć najnowsze modele z rodziny John Cooper Works.
Choć niektórzy uważają, że MINI stało się drogą marką dla lanserów, to ja zawsze będę stawać w obronie tego producenta. Owszem, MINI nie jest już takie MINI. Nie jest to też proste i surowe auto za małe pieniądze. BMW tchnęło jednak w ten brand zupełnie nowego, bardzo sportowego ducha. Przez pewien czas jeździłem prywatnie Clubmanem pierwszej generacji. Choć był pieruńsko niski i miał problemy z każdym krawężnikiem czy rampami w garażach, to jednak dawał bardzo dużo frajdy z jazdy przy zachowaniu wysokiego komfortu. Nowe modele są dokładnie takie same. Sportowy charakter miesza się tutaj z nowoczesną technologią i ciekawym wyglądem. Zwłaszcza w modelach MINI John Cooper Works.
Daj mu w palnik
Ze sportowymi autami zawsze jest problem. Jak to sprawdzić na drogach publicznych? Owszem, da się, ale w bardzo ograniczonym stopniu. W Polsce nie mamy też zbyt wielu torów, zwłaszcza takich z regularnym otwartym dostępem. MINI stwierdziło, że modele John Cooper Works trzeba sprawdzić w odpowiednich warunkach, dlatego też udaliśmy się na tor Silesia Ring.
Obiekt położony w Kamieniu Śląskim to znane miejsce dla wielu pasjonatów motoryzacji. Na tamtejszym lotnisku już w latach 90. odbywały się wyścigi, w tym rundy WSMP. Kilka lat temu z kolei część tego obiektu wydzielono i przebudowano w regularny tor. Niedawno zyskał on zaś homologację FIA, co jest kolejnym krokiem do stworzenia ciekawego obiektu, na którym będą odbywały się regularne wyścigi.
Póki co jednak musimy się zadowolić organizowanymi tam track dayami oraz innymi imprezami, które pozwalają wykorzystać potencjał tego obiektu. A jest tutaj co robić. Przede wszystkim jest to naprawdę szybki i podchwytliwy w wielu miejscach tor. Daje dużo radości z jazdy i pozwala wychwycić pewne niedoskonałości aut. Takowych nawet MINI z serii John Cooper Works nie uniknęły.
Stopniowanie radości
MINI aktualnie oferuje trzy modele z rodziny John Cooper Works. Ofertę otwiera klasyczny Hatch, który ma napęd na przednią oś i generuje 231 KM mocy. Większy Clubman i Countryman zyskały nową jednostkę 2.0 oferującą 306 KM. Wyposażono ją w większą turbinę o niższym ciśnieniu doładowania, co pozytywnie wpłynęło na charakterystykę rozwoju mocy wraz z obrotami. Tutaj standardowo dostajemy także napęd na cztery koła. Nie chcę się jednak rozwodzić nad technicznymi niuansami, dlatego przejdźmy do najważniejszego - jak to jeździ.
Zaczęliśmy z wysokiego C, bo od śmigania połową pełnej nitki toru w MINI Clubman JCW. Najpierw krótka rozgrzewka i przypomnienie toru, aby nie popełnić błędu na jednym z podchwytliwych odcinków. Następnie zaś ruszyliśmy już z butem w podłodze, wyciskając z tego auta co się da - oczywiście w tempie narzucanym przez instruktora, Maćka Kopę Kopańskiego. I wiecie co? Mam wrażenie, że spodziewałem się czegoś więcej. Auto żwawo nabiera prędkości, ale można odnieść wrażenie, że pod maską jest mniej niż 306 KM.
Być może jest to urok liniowego rozwoju mocy i momentu, przez co brakuje tutaj zadziornego "strzału w plecy". W zakrętach auto zachowuje się specyficznie. Czuć, że przednia oś dostaje więcej mocy i walczy z podsterownością. Można też odnieść wrażenie, że Clubman jest zwyczajnie ociężały. Z drugiej strony tył robi co może, aby samochód utrzymał obrany tor jazdy. Co więcej, lekkie ujęcie gazu sprawia, że auto momentalnie dostawia się do właściwiej linii. Gdyby nie załączone ESP zapewne chętnie uciekłoby w lekką nadsterowność, zwłaszcza w ostrzejszym zakręcie.
Co cieszy w tym aucie? Przede wszystkim fenomenalny układ kierowniczy. Precyzyjny, naturalny w odczuciach i dający poczucie pełnej kontroli nad autem. Jego przełożenie jest dobrze dobrane, dzięki czemu nie nakręcimy się kierownicą podczas szybkiej jazdy po zakrętach. Fotele też robią doskonałe wrażenie - nawet te seryjne pewnie trzymają ciało w zakrętach.
A wady? Poza charakterystyką silnika i wyraźną podsterownością irytuje praca skrzyni biegów, która przy szybkich zmiana szarpie jak szalona. Co ciekawe dużo łagodniej się z nami obchodzi w trybie manualnym, który warto sobie załączyć. Plusem jest za to fakt, że "na odcince" bieg nie jest automatycznie przełączany. W Clubmanie JCW brakuje też bardziej rasowego brzmienia silnika. Jest trochę ryczenia, trochę strzelania, ale całość zdaje się być mocno spłaszczona. W dużej mierze jest to podobno wynik nowych przepisów Unii Europejskiej, które wymagają stosowania cichszych wydechów. I jak tu żyć?
Hatch niezmiennie najwspanialszy
Lekarstwem na to wszystko jest przesiadka do MINI Hatch JCW, czyli dwudrzwiowej wersji tego auta. Mamy tutaj nieco mniej mocy, bo "tylko" 231 KM. Wszystko też trafia na przednią oś. Auto jest mniejsze, lżejsze i dużo bardziej zadziorne. Owszem - czuć, że i tutaj norma WLTP odcisnęła swoje piętno, ale ten złagodzony charakter i tak ma w sobie więcej temperamentu niż Clubman czy Countryman. Autem tym wyjechaliśmy na pełną nitkę toru - i tutaj także nie było spokojnej jazdy. Hatch w zakrętach radzi sobie znacznie sprawniej, a niektóre łuki śmiało pokonuje z dużo większą prędkością. Poza kierownica głównym narzędziem nadawania kierunku jazdy jest pedał gazu. Lekka nadsterowność pojawia się tutaj bardzo ochoczo i jest łatwa do wyczucia i opanowania. Krótko mówiąc - tutaj wciąż czuć tego klasycznego ducha MINI.
Countryman? Szybki wóz dla rodziny
MINI Countryman JCW dla odmiany zabraliśmy na nieco inną trasę. Zaczęliśmy od krótkiego toru "offroadowego", aby dalej przejechać się po lokalnych drogach. Pierwszą rzeczą, która tutaj zaskakuje, jest użyteczność. Miejsca nie brakuje, kufer jest duży, deska rozdzielcza rozplanowana rozsądnie i przyjaźnie. Można więc zapakować się do tego auta nawet z wózkiem dziecięcym i nikt nie będzie narzekał na brak przestrzeni. A wszystko to wciąż otoczone jest sportem, który można uwolnić przerzucając auto w tryb... SPORT (taka niespodzianka). Wówczas samochód staje się bardzo podobny do Clubmana JCW, choć większy prześwit oraz wyższe nadwozie dają o sobie nieco znać. Auto na co dzień? Zdecydowanie. Coś na autostrady? Czemu nie. Samochód na tor? To już niekoniecznie - Countryman nie udaje, że jego żywiołem może być tor wyścigowy.
Najlepsze dopiero przed nami
Jeśli chodzi o ofertę MINI, to swoich faworytów mam od dawna. Jeśli ma to być Clubman lub Countryman, to poproszę topowego diesla. To idealne samochody do codziennej jazdy, które w takim wydaniu będą cieszyć oszczędnością. Przebieram jednak nogami na myśl, że MINI Hatch zyska niebawem wersję GP. Ta zyska 306-konny silnik z topowych modeli JCW, ale marka pozostanie przy napędzie na przednią oś. Zniknie też tylna kanapa, pojawi się sportowa szpera oraz zupełnie inne zawieszenie. Krótko mówiąc będzie to prawdziwy pożeracz torów, pozwalający też na użytkowanie na drogach publicznych. Pewne jest też to, że MINI JCW GP rozejdzie się w tempie ekspresowym. Na rynek trafi tylko 3000 takich aut, z czego raptem kilka sztuk do Polski. Wiem jednak, że MINI Polska walczy o większy przydział, gdyż zainteresowanie klientów jest ogromne.