Minimalizm komplikuje życie, tęsknimy za przyciskami. Nowe auta są trudne w obsłudze

Minimalizm rozkochał w sobie designerów, a nas zaczyna doprowadzać do szewskiej pasji. Naprawdę tęsknię za czasami przycisków i przełączników w autach.

Kilka dni temu podczas zdjęć Mercedesa-AMG GLB i Hyundaia Tucsona z redaktorem Napierajem ucięliśmy sobie dyskusją o wnętrzach w nowych autach. Po wymianie kilku zdań jednogłośnie stwierdziliśmy, że im nowsze auto, tym gorsze pod kątem ergonomii. Cały ten minimalizm, rezygnowanie z fizycznych przycisków i "upraszczanie" obsługi staje się toporem obosiecznym.

Minimalizm maksymalizuje utratę uwagi

Weźmy na pierwszy ogień Mercedesa GLB. Poza panelem klimatyzacji nie ma tutaj nic. Garść przełączników otula touchpad, ale na tym koniec. Tym samym przedostanie się do pewnych funkcji wymaga upierdliwego smyrania ekranu lub panelu dotykowego. A wszystko po to, aby na przykład wyłączyć jakąś funkcję.

Minimalizm Ekran i nic więcej. To staje się nudne i męczące.

Jeszcze gorzej jest w wielu nowych autach z grupy Volkswagena. Golf, Octavia i Leon nie mają już klasycznego panelu klimatyzacji. Ich miejsce zajmuje teraz dotykowa listwa pod ekranem, która reguluje temperaturę. Szkoda tylko, że nie jest podświetlana, a inne funkcje trzeba ustawiać gdzieś z poziomu któregoś menu klimatyzacji.

Najgorzej w tym towarzystwie wypada Leon, gdzie dodatkowo całą obsługę zagmatwano i skomplikowano do tego stopnia, że po kilku próbach chciałoby się wyrwać ekran i wyrzucić go z auta.

Oczywiście pewnych rzeczy nie powinno się robić w trakcie jazdy, aczkolwiek od czasu do czasu trzeba zmienić pewne ustawiania. Konia z rzędem temu, kto zrobi to sprawnie i bez odrywania wzroku od drogi. Skoro nie możemy używać telefonów, to czemu musimy "smyrać" ekrany w poszukiwaniu pewnych ustawień, które powinny być dostępne "pod palcem"?

Tutaj z pewną dozą nostalgii zaczęliśmy wspominać z redaktorem Napierajem poprzednią Insignię w wersji sprzed liftingu. "Przyciskologia" była tam abstrakcyjna, ale z drugiej strony potem wszystko stawało się intuicyjne i wygodne w obsłudze. Nie trzeba było martwić się o brudny ekran, czy o problem ze sterowaniem w rękawiczkach.

Kiedyś wszyscy krytykowali to wnętrze, a teraz zaczynamy za nim tęsknić.

Cyfrowe zegary to także niewygodny "minimalizm"

Niektórzy producenci próbują na nowo wynaleźć koło. Na przykład w Golfie nie mamy już normalnego wskaźnika ilości paliwa w baku. Zastąpił go mały pasek i wyświetlany zasięg. Teoretycznie nie powinno to jakkolwiek doskwierać, a jednak irytuje w codziennym kontakcie. To samo tyczy się ustawiania poszczególnych widoków komputera pokładowego. Często są one tak przekombinowane, że znalezienie idealnej konfiguracji jest niemal niemożliwe, a sterowanie wszystkim z poziomu samochodu jest męczące.

Minimalizm Minimalizm w idealnym wydaniu. Ekran można schować, mamy klasyczny panel klimatyzacji, a multimediami steruje się za pomocą pokrętła. I komu to przeszkadzało?

W takich chwilach zastanawiam się, czemu producenci nie wpadli jeszcze na tak proste rozwiązanie, jak ustawianie pewnych rzeczy z poziomu aplikacji w telefonie. Skoro są one już bardzo zaawansowane, to wszczepienie kilku dodatkowych funkcji nie powinno być problemem. Uwaga, tutaj podsuwam pomysł.

Dajmy na to jedziemy w trasę autem X z cyfrowymi wskaźnikami. Chcemy mieć podgląd konkretnego komputera podróży, zasięgu i np. chwilowego zużycia paliwa. W aplikacji wybieramy więc nasze preferencje, zatwierdzamy je i wysyłamy do samochodu. Tadam, gotowe. Nie trzeba tracić na to czasu w samochodzie, gdyż taką konfigurację można złożyć leżąc w łóżku, stojąc w kolejce do kasy w markecie lub korzystając z toalety.

Minimalizm

Naprawdę tęsknię za przyciskami

Przełączniki miały też jeszcze jedną zaletę - dawały możliwość faktycznego kreowania przestrzeni. Specjaliści od ergonomii musieli starannie współpracować z designerami, aby stworzyć ciekawy i spójny zestaw. A teraz minimalizm polega na tym, że każdy rzuca wielki ekran, pod nim lokuje się nawiewy, do tego pozostawia się jakieś 3-4 przełączniki (w tym od świateł awaryjnych) i gotowe, fajrant, można iść do domu. Za grosz w tym indywidualizmu, pomysłowości i kreatywności.

Najbardziej przeraża mnie cyfrowa deska Mercedesa EQS

To będzie coś, co spędzi sen z moich powiek. Wielka świecąca połać szkła, zbierająca odciski i kurz. Domyślam się, że inżynierowie zrobią wszystko, aby sterowanie było możliwie proste, aczkolwiek mam złe przeczucia co do tego projektu. Po cichu liczę więc na to, że po okresie "zachłyśnięcia się" tymi technologiami, wrócimy do nieco bardziej analogowych rozwiązań - wciąż jednak praktyczniejszych i lepszych w codziennej eksploatacji.