Nawet "bazowy" McLaren Artura ma w sobie wyścigowe geny. Spędziłem z nim dwa dni i zakochałem się w tym samochodzie
Nie, rezygnacja z dodatkowych cylindrów nie zawsze oznacza kastrację i zmianę na gorsze. McLaren Artura może i ma teraz mniejszą jednostkę V6, ale wspiera ją silnik elektryczny. Ten zestaw jest niczym elektrownia atomowa, oferująca maksimum mocy na każde zawołanie prawej stopy. A wciąż mówimy o "bazowym" modelu w portfolio tej marki!
Widziałem ich miny, pełne zaskoczenia i rozczarowania. Trzech nastoletnich chłopaków czekało z wypiekami na twarzy, aż wystartuję ze świateł, wyciskając z tego samochodu sto procent możliwości. Tymczasem ruszyłem z gracją, serwując im co najwyżej specyficznie wycie jednostki elektrycznej. Nie dlatego, że musiałem. Po prostu chciałem - hałasowanie sprawia dużo więcej przyjemności w miejscu, w którym można to robić bez wyrzutów sumienia i w bezpieczny sposób. McLaren Artura zresztą zachęca do zabawy poza terenem zabudowanym, gdyż jego możliwości są abstrakcyjne.
Kliknij tutaj, aby obejrzeć mój wideotest McLarena Arutra - YouTube
Mam ogromną słabość do tej marki. Jedni rozpływają się na widok nowych Ferrari, inni uwielbiają wulgarny styl Lamborghini. Ja z kolei doceniam kunszt inżynierii McLarenów, stawiany na pierwszym miejscu ponad wyglądem. Ten podyktowany jest tutaj konkretnej funkcji, a nie formie.
McLaren Artura Spider na pierwszym miejscu stawia wydajność. Design jest "wypadkową", ale wciąż bardzo atrakcyjną
Te wszystkie wyżłobienia, przetłoczenia i wloty/wyloty powietrza mają konkretny cel i nie są jedynie ozdobami. O ile w McLarenie 720S (którym pokonałem ponad 2400 kilometrów) i nowym 750S grają one pierwsze skrzypce, tutaj są jedynie dodatkiem.
Artura z założenia nie jest tak ostrym, agresywnym i wymagającym samochodem. Dlatego też wygląd jest tutaj dużo łagodniejszy, jednak nie mniej ciekawy. To także ogromny krok naprzód względem modelu 570S, który w mojej opinii zawsze był nieco pokraczny wizualnie.
Wsunięty w zadziwiająco komfortowy sportowy fotel, siedząc niemal na ziemi, bez dachu nad głową, sunę w ciszy w kierunku pustych dróg za Warszawą. Niestety, Mazowsze ma swoje uroki, ale kręte odcinki zdecydowanie nie są domeną tego regionu Polski. Mimo to szukam mniej lub bardziej "pokręconych" fragmentów, aby sprawdzić potencjał tego samochodu.
Z tyłu głowy mam dwa doświadczenia z dwoma innymi modelami tej marki. Po tygodniu za kierownicą modelu 720S, którym przejechałem szereg wspaniałych przełęczy, w moje ręce trafił jeszcze model GT. Byłem ciekaw, czy Artura przypomina te auta, czy też jest jednak zupełnie inną bajką.
720S to wymagająca maszyna. Gdy ściągniecie z niej kaganiec, to potrafi zaskoczyć. Trzeba być w niej czujnym, ale można też zaufać aerodynamice i zawieszeniu. GT z kolei stawia na pierwszym miejscu komfort, ale ma w sobie tego pazura, ze względu na współdzielone w dużej mierze elementy z rodziną 720S.
Tymczasem McLaren Artura to zupełnie inna bajka
Stworzono go na nowej platformie MCLA, korzystającej z opracowanego od podstaw monokoku. Jest jeszcze sztywniejszy i bardziej zwarty. Idealnie mieści też nową jednostkę 3.0 V6 M630, którą opracowano od podstaw dla tego samochodu.
Współpracuje ona z silnikiem elektrycznym (o strumieniowaniu osiowym) i z baterią o pojemności 7,4 kWh. Łączna moc? 700 KM i 720 Nm. Jednostka, sama z siebie, oferuje 605 KM. Resztę dorzuca elektryk, który wbrew pozorom nie ma na celu obniżenia zużycia paliwa.
To efekt uboczny, tak jak i możliwość jazdy na prądzie. Układ hybrydowy, niczym w bolidach F1, ma inne zadanie - ma wspierać silnik spalinowy.
Tam, gdzie jednostka benzynowa jest poza swoim optymalnym zakresem pracy, elektryk może podziałać cuda. A mowa tutaj przede wszystkim o dolnym zakresie obrotów. Nim turbosprężarki obudzą się do życia, elektryk funduje solidny strzał, zapewniając nam abstrakcyjnie dużo mocy od "muśnięcia" pedału gazu.
Na pustych drogach zaczynam więc powoli wczuwać się w ten samochód
Od razu zauważyłem, że jest grzeczniejszy od 720S. Zawieszenie nie chce nas wykończyć, a hałas w kabinie jest na bardzo akceptowalnym poziomie. Hydraulicznie wspomagany układ kierowniczy pracuje ciężko na postoju, ale w czasie jazdy zapewnia naturalną lekkość i mechaniczność. Kierownica ze wspaniałym cienkim wieńcem idealnie leży w dłoniach. To znak, że można zacząć zabawę.
W kolejnych łukach stopniowo pozwalam sobie na coraz więcej, najpierw w trybie SPORT. Czytelność tego samochodu jest abstrakcyjna, a jego potencjał zdaje się być gigantyczny. Opony Pirelli P Zero, przygotowane specjalnie dla McLarena, po złapaniu temperatury zapewniają świetną przyczepność i kleją się do asfaltu jak złe. Lekko uśpiona elektronika pozwala na minimalne slajdy, aczkolwiek wszystko pozostaje pod kontrolą.
Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Po pokonaniu kolejnych kilometrów przeskakują w tryb TRACK. Skrzynię przełączam w tryb manualny, a system kontrolujący kąt wychylenia auta w poślizgu przestawiam w dość "radykalne" ustawienia.
I tu zaczyna się prawdziwa zabawa!
McLaren Artura nie chce walczyć z kierowcą. Wręcz przeciwnie - cały czas informuje o tym, co dzieje się z kołami. Byłem wręcz szprycowany informacjami docierającymi z podwozia przez "tyłek" i kierownicę, co dawało dużo pewności w prowadzeniu. Do tego dźwięk V6-ki, bardzo "mechaniczny i motorsportowy", idealnie pasuje do charakteru tego samochodu.
Tutaj wszystko tworzy spójną całość, dającą kierowcy bardzo dużo pewności i radości z jazdy. Przesuwanie poprzeczki przychodzi naturalnie i nie wymaga podpisania paktu z diabłem. Artura potrafi wybaczyć małe błędy i zapewnia maksimum precyzji.
Nie czuć tutaj też masy całego układu hybrydowego. Wersja Spider waży 1635 kilogramów, o 70 kg więcej od standardowego coupe. Dach skonstruowano jednak w taki sposób, aby jego złożenie nie przesuwało środka ciężkości.
Uwielbiam to, że McLaren zachowuje ten wyścigowy charakter w każdym swoim modelu
Artura jest zaskakująco przyjazna. Świetnie siedzi się za kierownicą. Multimedia wreszcie dobrze działają. Bagażnik jest zaskakująco pojemny. Naprawdę niczego tutaj nie brakuje w codziennej eksploatacji, choć oczywiście miasto jest ostatnim miejscem, w którym chce się jeździć tym samochodem. Nigdy nie pojmę osób, które lansują się po ulicach takimi supersamochodami. Ani to przyjemne, ani wygodne.
Najmniejszy McLaren ma jednak jedną ciekawą cechę. W momencie, w którym ruszacie w trasę, pozostaje cywilizowanym samochodem. Gdy jednak zdejmiecie mu kaganiec, potrafi oddać klimat wyczynowych maszyn marki z Woking. To zupełnie inne spektrum cech i możliwości niż to, co oferuje Ferrari i Lamborghini.
Brytyjczycy wreszcie pokonali też wiele przeciwności losu
McLaren przeszedł gruntowną restrukturyzację. Opanowano problemy jakościowe, a awarie systemu hybrydowego są już przeszłością. Teraz ta marka patrzy z optymizmem w przyszłość, działając pod skrzydłami nowego właściciela i po fuzji ze spółką Forseven.
Artura to bez wątpienia dobry początek nowego rozdziału w historii tej marki. McLaren wciąż będzie pojazdem dla osób, które na pierwszym miejscu stawiają wrażenia zza kierownicy. Nie jest tak rzucającą się w oczy zabawką, jak włoskie supersamochody. Nie jest też tak porywający pod kątem brzmienia. Mimo to, mając odpowiedni budżet, skierowałbym swoje kroki do salonu McLarena. Coupe, w ciekawym kolorze (takim jak ten, Serpentine Green)? Bardzo proszę!


