Nowy Opel może być chińskim samochodem z Hiszpanii. To nie jest pomyłka
Opel może niebawem zyskać nowy model, tym razem prosto z... Chin. Leapmotor B10 ma szansę na zmianę znaczka na pasie przednim.
Niemiecki magazyn „Automobilwoche” poinformował, że Opel rozważa wprowadzenie do oferty modelu opartego na chińskim Leapmotorze B10. Byłby to pierwszy przypadek w ramach Grupy Stellantis, gdy pojazd z Chin stałby się "europejskim" produktem. Według źródeł branżowych proces analiz jest zaawansowany, natomiast decyzja końcowa nie została jeszcze podjęta.
Dlaczego Opel chciałby sprzedawać chiński samochód?
Według przedstawicieli marki Opel przedsięwzięcie stanowi potencjalnie „ciekawą okazję”. W ten sposób chcą odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie rynku na przystępne cenowo, dobrze wyposażone SUV-y. Marka podkreśla, że jednym z jej kluczowych celów jest umocnienie pozycji w Europie poprzez zwiększenie dostępności modeli elektrycznych. Ważne pozostaje także utrzymanie konkurencyjności cenowej.
Leapmotor B10 ma być bestsellerem w Europie
Leapmotor B10 to kompaktowy SUV elektryczny, wyposażony w układ napędowy o mocy 218 KM. Model ten niedawno zadebiutował na rynku europejskim jako część ekspansji chińskich producentów na rynki Unii Europejskiej.
Dużym atutem jest tutaj cena. W promocyjnym cenniku ofertę otwiera kwota 119 900 złotych. To tym samym jeden z najtańszych samochodów w tej klasie, oferujący jednocześnie zapas przestrzeni i nowoczesne wyposażenie. Atutem jest także szybkie ładowanie i duży zasięg.
Leapmotor dotrze do nas z Hiszpanii
Plan zakłada rozpoczęcie produkcji Leapmotor B10 na terenie Europy w 2026 roku. Montaż ma odbywać się w zakładzie Stellantis w Saragossie w Hiszpanii, tym samym, w którym produkowane są obecnie Opel Mokka i Citroën C3 Aircross. Zlokalizowanie produkcji w Europie mogłoby pozwolić na uniknięcie dodatkowych ceł importowych i skrócenie łańcucha dostaw.
O ile sama idea tworzenia rozsądnych cenowo elektryków jest sensowna, o tyle B10 jako Opel byłby bezpośrednim konkurentem dla Frontery. Trudno więc zrozumieć strategię grupy Stellantis i faktyczny cel takiego zabiegu. Być może sprzedaż Frontery póki co jest zbyt niska, a marka chce się skupić na wersji hybrydowej. Elektryk z Chin byłby więc po prostu alternatywą w dobrej cenie, z wysoką wydajnością i z szerokim spektrum możliwości. Teraz pozostaje czekać na oficjalną decyzję marki.


