Ograniczniki prędkości obowiązkowo w każdym aucie?

Unia Europejska po raz kolejny chce wpływać na bezpieczeństwo ruchu drogowego. I dobrze, szkoda tylko, że tym razem myśli się o tym, żeby samochody automatycznie dostosowywały prędkość do znaków drogowych.

Do realizacji pomysłu jeszcze daleko, ale urzędnicy Europejskiej Rady Transportu Drogowego myślą nad takim rozwiązaniem. Docelowo system miałby obowiązywać już od 2020 roku.

Miałoby to działać tak, jak chociażby asystent w VW Arteonie (w Szwajcarii się sprawdził). Powiązany z układem nawigacyjnym (ciekawe co z samochodami bez wbudowanych map) układ wyposażony w kamerę za szybą czołową rozpoznawałby znaki drogowe widoczne przy drodze i automatycznie ograniczał prędkość samochodu do wartości wskazanej. Próba pokonania ograniczenia pomagałaby tylko na chwilę, przykładowo podczas wyprzedzania. W praktyce, jadąc 90 km/h na ograniczeniu do ww. można by było wcisnąć gaz do oporu, a samochód na chwilę (nie wiadomo jak długą) rozpędzałby się do np. 120 km/h, po czym po ostrzeżeniu kierowcy, że jedzie za szybko, wymuszał zwolnienie do przepisowej.

 

Pierwsze testy podobnych systemów przeprowadzono już w Norwegii i ponoć zakończyły się sukcesem i zmniejszeniem liczby wypadków.

Można się spodziewać wielu problemów przy wprowadzaniu takich przepisów. Przede wszystkim, podniesie to koszty produkcji samochodu. Urzędnicy, nie wiadomo dlaczego, twierdzą, że to będzie nie więcej niż 250 Euro na samochodzie. Sądzę jednak, że producenci podniosą ceny o dobrych kilka tysięcy zł, skoro będzie to obowiązkowe.

Drugi problem, czysto krajowy to mnogość często bezsensownie stawianych ograniczeń i znaków, które "zostały" po różnych przebudowach. Albo system by się zawiesił, albo nasza jazda miała bardzo niewiele z płynnością.

No i co z czającymi się policjantami z drogówki?

Innymi słowy, niektórzy urzędnicy chcą dobrze, a kombinują zupełnie nie od tej strony co trzeba.