Perodua Bezza - TEST. Jeździłem malezyjskim sedanem i całkiem jestem z tego zadowolony

Perodua Bezza. Markę może kojarzycie, ale wiele Wam nie mówi? Bezza to mały sedan - jeden z popularniejszych w Malezji. A jak się tym jeździ?

Choć to może wydawać się dziwne, Malezja ma całkiem prężny przemysł motoryzacyjny. Składa się on co prawda z dwóch marek, ale "na oko", to trzy z czterech samochodów na ulicy mają logo Proton albo Perodua. Pierwsza marka wywodzi się z Mitsubishi i dość długo była właścicielem Lotusa. Perodua z kolei ma wiele wspólnego z Toyotą, a w zasadzie z Daihatsu. Mnie "do testu" przypadła Perodua Bezza - pierwszy model firmy, który nie jest "przeszczepem" od Japończyków.

Perodua Bezza - TEST. Ucieszyłaby tradycjonalistów

Ten model zadebiutował w 2016 roku, a w 2020 przeszedł lifting. Na zdjęciach widzicie wersję przed modernizacją. Główne zmiany to jednak stylistyka i odświeżone wnętrze.

Nie zmieniły się natomiast założenia i silnik. Choć w naszych warunkach małe sedany dawno już wypadły z mody, wciąż znaleźliby się ludzie, którzy szukają takiego nadwozia. W innym przypadku na rynku nie byłaby oferowana Dacia Logan. Tymczasem Perodua Bezza, choć nie tak nowoczesna jak rumuńsko-francuski produkt, ma w zanadrzu kilka zalet.

Tradycjonaliści docenią klasyczną jednostkę napędową. To wywodzący się z Toyoty silnik 1.3 o mocy 95 KM. Ma cztery cylindry, żadnego doładowania - czysta, prosta koncepcja. Do wyboru mamy pięciobiegową skrzynię manualną, albo klasyczny, czterobiegowy automat. Tak jak w naszym przypadku.

Nie jest to najszybsza skrzynia na świecie, ale zapewnia w miarę płynną i wygodną jazdę po mieście.

Perodua Bezza

Z tym wyposażeniem nie ma czego szukać.

Niestety, Perodua na naszym rynku musiałaby mocno zdrożeć ze względu na wyposażenie. W samochodzie są tylko dwie poduszki powietrzne i ESP oraz ABS, nie znajdziemy natomiast chociażby... regulacji kolumny kierowniczej. Za to jest system audio (z Bluetooth), sporo portów USB, fotel kierowcy z regulacją wysokości oraz oczywiście klimatyzacja. No i system bezkluczykowy. Najwyraźniej bez tego ani rusz. Taki samochód kosztuje w tym momencie niecałe 50 tys. zł!

Na pewno by się chętni znaleźli, zwłaszcza że to mierzący mniej niż 4,2 metra sedan z bagażnikiem o pojemności ponad 500 litrów. Dokładnie 508. Typowa Siena/Logan/Thalia. Tylko z tyłu jest znacznie wygodniej, bo miejsca jest jak w nieco większym aucie.

W przeciwieństwie do Dacii sama kanapa również nie wygląda jak zrobiona z losowo dobranej gąbki o miękkości "zero" - jest całkiem normalna. Podobnie jak przednie fotele, choć te są przysunięte bardzo blisko drzwi, przez co miejsca nie ma zbyt dużo.

W ogóle jest to samochód, po którym mocno widać cięcie kosztów. Plastiki są typowo "japońskie" - twarde i nieciekawe, ale solidne. Rękę księgowych widać za to po mocno uproszczonych zegarach, czy chociażby panelu klimatyzacji z "naklejkami" pokazującymi funkcje.

Jeździ! I niczym nie ustępuje "nowym"

Stara, klasyczna konstrukcja ma swoje zalety. Przede wszystkim, ma cztery cylindry, więc pracuje dość gładko i silnik jest dość cichy. Po drugie, całkiem sensownie rozwija moc. W mieście naprawdę nie będziecie potrzebowali nic więcej. Nawet skrzynia biegów "daje radę" i nie przeszkadza to, że nie jest ani szybka, ani nie ma większej liczby biegów. Ta przydałaby się na autostradzie oraz w górach. Perodua Bezza zrobiła ze mną ponad 1100 km w najróżniejszych warunkach. W kraju, w którym nie jeździ się bardzo szybko - sprawdza się w 100%. Ale nawet na autostradzie rozpędza się względnie przyzwoicie i da się utrzymać bez zgrzytania zębami te 120 - 130 km/h. Szybciej nie było gdzie pojechać, ale zapas pod nogą jest.

 

O ile traficie w pedał gazu. To absolutnie najmniejszy pedał jaki w życiu widziałem. Na oko ma rozmiar 2x5 cm, a po prawej stronie (bo RHD) od razu mamy wybrzuszenie błotnika. Przy przeciętnej stopie (rozmiar buta 43) nie raz zdarzało mi się "wciskać" wspomnianą podłogę, oprócz gazu. Co, jak się pewnie domyślacie, miało niewielki wpływ na dynamikę.

Pod tym błotnikiem za to na pewno przydałaby się mata wygłuszająca. Perodua Bezza od strony podwozia ma chyba gołą blachę, bo wszystkie możliwe dźwięki dobiegają właśnie stamtąd. No chyba, że dociśniecie gaz w górach i 121 Nm zabiera się do roboty po (dość ospałej) redukcji.

Jest to więc samochód ze wszech miar wystarczający. Nie przekonuje niczym specjalnym, ale i niczym nie ustępuje. Znam wiele równie głośnych samochodów i równie dynamicznych (lub nie).

Zaskakuje natomiast zużycie paliwa. Oczywiście, Perodua Bezza nie ma układu start-stop, miękkiej hybrydy, czy małego silniczka który mógłby przy delikatnej jeździe oszczędzać paliwo. A mimo to, z całej trasy (w której fakt, niedużo było miasta) udało mi się osiągnąć wynik na poziomie 5,9 l/100 km. W zależności od warunków, udało się zejść do około 5 l/100 km, a komputer maksymalnie pokazywał 6,1 - 6,2 l/100 km po jeździe w górach. Da się? Da się!

Na gorsze drogi

Fotele są całkiem nieźle, ale Perodua przekonuje wyższym prześwitem i małymi felgami. To znaczy akurat małe felgi powodują, że samochód jest jeszcze brzydszy niż mógłby być (po liftingu jest nieco lepiej, ale to wciąż mały sedan z grubym... bagażnikiem). Ale nie ograniczają komfortu jazdy. A wyższy prześwit pozwala bez stresu pokonywać gorsze drogi, czy progi zwalniające. Układ kierowniczy pracuje "po japońsku" - trudno mu cokolwiek zarzucić, ale i nie zachęca do sportowej jazdy. Zresztą, kierownica jest z takiego plastiku, że nawet nie zachęca, żeby ją trzymać za mocno.

Zastrzeżenia mam też do hamulców. W podbramkowej sytuacji okazuje się, że przydałoby się ich "nieco więcej".

Perodua Bezza 1.3 X - Podsumowanie i opinia

Oczywiście, samochód który widzicie, jest z wypożyczalni. Nie jest więc w topowej wersji i ma trochę kilometrów najechane. Ale mimo wszystko, nie spodziewałem się, że to będzie tak dobry towarzysz podróży. Nie zapewnia żadnych emocji (no chyba, że podczas gwałtownego hamowania), ale bez problemu łyka wielkie walizki, pozwala słuchać ulubionej muzyki, chłodzi, a przede wszystkim jeździ jak budżetowy, ale całkiem normalny samochód. Malezyjska egzotyka jest bardzo bliska japońskiej myśli technicznej - bez fajerwerków, ale oszczędnie i prosto. I tanio. Gdyby nieco poprawić wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa, spokojnie mogłaby konkurować z Dacią Logan. Kierowcy "Przewozu osób" byliby zachwyceni.