Ford Edge - SUV podręcznikowy

Ford ma całkiem spore doświadczenie w budowie SUV-ów . Dlatego „przeszczepienie” do Europy zmodernizowanego modelu Edge, plasującego się ponad Kugą, może okazać się strzałem w dziesiątkę i namieszać na rynku dużych SUV-ów.

Pierwsze jazdy nowym modelem Ford zorganizował w malowniczej Bawarii. Czy pagórkowaty teren z krętymi drogami pośród pól i wiosek, połączony z autostradami bez ograniczeń prędkości, a także leśne odcinki bez asfaltu, nie są idealnym miejscem na przetestowanie uniwersalności nowego modelu?

Zabierzmy się jednak za Edge’a od początku. To już druga generacja modelu, który do tej pory dostępny był wyłącznie w Stanach Zjednoczonych. Nowy model zaprojektowany został jako samochód globalny, korzystając z platformy na której Ford postawił nowe Mondeo, Galaxy i S-Maxa. Z tego ostatniego pochodzi zresztą również deska rozdzielcza Edge’a .

Z zewnątrz Edge robi wrażenie zarówno w wersji Titanium (modele czerwone i białe na naszych zdjęciach), jak i Sport (szaroniebieski i złoty). Jest duży, ale proporcjonalny, z ciekawie narysowaną linią i detalami. Zdecydowanie może się podobać, zwłaszcza że poza kolorami, o których nawet nie warto wspominać, w palecie jest kilka odcieni, które wyróżnią samochód na ulicy.

Ford Edge | fot. Marcin Napieraj

Europejczycy dostaną do dyspozycji dwie wysokoprężne jednostki napędowe. Obie mają dwa litry pojemności i będą dostępne wyłącznie z napędem na cztery koła. Pierwsza z nich to znany np. z testów na naszych łamach silnik o mocy 180 KM oraz manualną skrzynią biegów (wyłącznie), a drugi to nowy biturbo-diesel dysponujący 210 KM, sprzężony wyłącznie z sześciobiegową przekładnią Powershift.

Zanim jednak przejdziemy do wrażeń "dynamicznych", co nieco o "statyce". Ponad 4,8 metra długości i 2,85 m rozstawu osi wysyła Edge’a w okolice VW Touarega (ma niemal identyczne rozmiary). Choć technologicznie oba modele nie są do końca konkurencyjne, to pod względem przestrzeni możemy je spokojnie ze sobą zestawić. W Fordzie znajdziemy miejsce dla pięciu pasażerów i żaden z nich nie powinien narzekać. Zarówno tylna kanapa, jak i przednie fotele są bardzo wygodne, a przy swobodzie ruchów w każdym kierunku dają nadzieję, że Edge sprawdzi się jako idealny środek transportu na dalekie podróże. Po dwóch dniach jazd testowych moja opinia nie zmieniła się. Pozycja za kierownicą, wygoda fotela i przestrzeń są na najwyższym poziomie.

Pod automatycznie otwieraną klapą (również bezdotykowo, standardowo od wersji Titanium, lub w pakiecie dla wersji Trend) znajdziemy 602 litry przestrzeni bagażowej – bardzo dobry wynik. Zwłaszcza, że automatycznie składana tylna kanapa pozwoli nam powiększyć tą wartość do 1 847 litrów.

Nowy Ford, choć korzysta z elementów wziętych z innych modeli, wykończony jest, mam wrażenie, nieco lepiej. I raczej nie jest to tylko i wyłącznie kwestia opcjonalnej skórzanej tapicerki, w którą wyposażone zostały wszystkie egzemplarze. Ale miękkie wykończenia znalazły się również na boczkach drzwi, czy podłokietniku, a plastiki nie dawały nawet w trakcie jazd off-roadowych znaku życia. Jedyne zastrzeżenia będę miał do użycia dużej ilości "fortepianowej czerni" na drzwiach i konsoli środkowej. Ale co kto lubi.

Ford Edge | fot. Marcin Napieraj

Sama obsługa opiera się na systemie nawigacyjnym Sony wraz z fordowskim SYNC2 – działa dość dobrze (mam wrażenie, że reakcja na dotyk i prędkość działania jest nieco lepsza niż wtedy, kiedy miałem z nim ostatnio do czynienia), choć wciąż niektóre elementy są zbyt małe i przeciętnie czytelne, a samo audio brzmi nienajgorzej, choć bez rewelacji.

Potężny cruiser

180 KM vs prawie dwie tony? To nie brzmi za dobrze. Papiery mówią, że Edge z tym silnikiem rozpędza się do 100 km/h w 9,9 sekundy. Nie jest to wynik powalający z nóg, ale nie oszukujmy się, całkiem przyzwoity. Zwłaszcza, że to co charakteryzuje jazdę Edge’m to spokój i równomierny ciąg. Ten samochód nie zachęca do ostrej jazdy, ale pozwala na pełen relaks przy zachowaniu bezpieczeństwa i niewielkiego zapasu mocy. Przyspiesza dość gładko i sprawnie. Nieco gorzej idzie mu dopiero przy wysokich prędkościach. I niestety, brakuje mu nieco automatu. Krótka jedynka i minimalny brak "dołu" powodują, że w mieście, przy niewielkich prędkościach Edge traci swój spokój i może nieco irytować. Ale poza tym szczegółem, jeździ się nim niesamowicie przyjemnie i bezstresowo.

Ford Edge | fot. Marcin Napieraj

I niesamowicie cicho. Wszystkie wersje standardowo wyposażone są w system Active Noise Control, wspomagający wygłuszenie poprzez emitowanie przez głośniki częstotliwości szumów dobiegających podczas jazdy puszczanych w przeciwfazie. I to naprawdę działa. Edge w tym segmencie jest prawdopodobnie najcichszy, a i poza nim jest jednym z cichszych modeli na rynku. Ponieważ do dyspozycji mieliśmy niemiecką autostradę, potwierdzam, że przy 200 km/h można rozmawiać normalnym, niezbyt głośnym tonem.

Podwoziowo Ford również jest bardzo "mocny". Zarówno układ kierowniczy jak i zawieszenie zestrojono optymalnie. Nierówności gdzieś znikają, samochód delikatnie się ugina (ale bez wywoływania choroby morskiej wśród pasażerów), a jednocześnie pozwala na dość szybkie pokonywanie zakrętów. Zwłaszcza, że "kierownica" daje całkiem sporo precyzji i czucia drogi. Edge wydaje się być "złotym środkiem" i chyba mimo wszystko najbardziej nastrojonym na "przyjemność z jazdy" dużym SUV-em (nie wliczając do tego wszelkiej maści BMW i Porsche, bo to jakby inna bajka).

System Intelligent AWD chwaliłem już przy okazji Galaxy. Jego ustawienie w Edge również nie pozostawia wiele do życzenia. Choć może nie puściłbym tego samochodu w konkurs z Jeepem Grand Cherokee (Ford ma 203 mm prześwitu), to na szutrowo-błotnistym odcinku w bawarskim lesie radził sobie nieźle. I to mimo wybitnie nieterenowych opon 235/55R19. Akurat poprzedniego dnia padało, więc trasa między drzewami była walką z przyczepnością oraz głębokim błotem. Edge ślizgając się, ale trzymając zadanego toru jazdy – dał radę. Szybkość działania i sposób rozdzielania napędu jest naprawdę mocną stroną nowych Fordów wyposażonych w ten system.

Ford Edge | fot. Marcin Napieraj

Drugiego dnia przypadły nam kluczyki do modelu Sport, z nieco utwardzonym zawieszeniem, aktywnym układem kierowniczym, ale przede wszystkim mocniejszym silnikiem i automatyczną skrzynią biegów. Skrzynia to oczywiście strzał w dziesiątkę w tym samochodzie. Powershift jest szybki, płynny i bezbłędny. Choć ten układ napędowy również nie zachęca do szaleństw. Na pierwszy rzut oka dodatkowej mocy i momentu obrotowego (450 Nm zamiast 400 w słabszej wersji) nie "widać". Wg danych przekłada się to na 0,5 sekundy do 100 km/h mniej i prędkość maksymalną wyższą o 11 km/h. Niech będzie. W praktyce silnik "zbiera się" nieco lepiej i pozwala na szybsze wyprzedzanie. No i czasem na danie upustu swoim chęciom do dynamicznej jazdy. Kiedy trzeba to Edge "skacze do przodu" i żwawo nabiera prędkości.

Tutaj też ujawnia się nieco zmieniona charakterystyka zawieszenia. I większe koła. Komfort cierpi na tym co prawda minimalnie, ale wóz jest wyczuwalnie twardszy. I choć nie zaczął się przy tym prowadzić niczym Focus RS, to całość sprawia wrażenie bardziej zwartej i nieco lepszej podczas jazdy po zakrętach.

Ale wciąż lepiej sprawdzi się jako rodzinny cruiser do spokojnego i pewnego przemieszczania się na długich dystansach. To jego żywioł, w którym docenimy wszystkie zalety.

Także spalanie. Oczywiście podczas pierwszych jazd nie ma czasu na dokładne badania zużycia paliwa, jednak rzut okiem na komputer pokładowy daje nam informacje, że oba modele palą bardzo podobne ilości oleju napędowego. Wyniki wahały się między 6 a 11 l/100 km. A więc całkiem przyzwoicie.

Ford Edge | fot. Marcin Napieraj

Czy coś w Edge’u przeszkadza? Nieco ograniczone możliwości konfiguracji. Najchętniej jeździłbym wersją 180 KM doposażoną w skrzynię Powershift. Z chęcią przetestowałbym też wziętą z rynku amerykańskiego jednostkę Ecoboost o mocy 250 KM (o V6-kach nie wspominając).

Ceny już są

Edge’a dostaniemy w salonie od 166 600 zł za wersję Trend – dostępną wyłącznie z silnikiem 2.0 TDCI 180 KM. Taki Ford będzie stał na dziewiętnastocalowych felgach, miał kamerę cofania, automatyczną klimatyzację, tempomat, czy asystenta pasa ruchu. I bardzo bogatą listę opcji.

182 900 zł to koszt 180-konnej wersji Titanium. Ta już ma większość rzeczy, które są potrzebne do szczęścia. Od nawigacji, przez podgrzewane fotele, kierownicę i przednią szybę, po bezdotykowo otwieraną klapę i "wirtualne" zegary. W tej wersji pojawia się też mocniejsza jednostka napędowa – tu kwoty zaczynają się od 197 900 zł.

Wersja Sport, choć droższa od Titanium (o 6 000 zł), bardziej zmienia charakter samochodu, niż podnosi ilość wyposażenia. Niestety w żadnej z nich nie dostaniemy w standardzie lamp LED – są za dopłatą 6 300 zł. Za nieco mniejsze pieniądze (950 zł) możemy naszego Forda wyposażyć w inną ciekawostkę – nadmuchiwane w czasie wypadku pasy bezpieczeństwa dla pasażerów zewnętrznych miejsc tylnej kanapy. Dla dbających o rodzinę – "must have".

Ford Edge | fot. Marcin Napieraj

Jak podsumować te pierwsze jazdy nowym dużym Fordem? Udało się. Jeśli ktoś miałby napisać podręcznik, jak zbudować porządny rodzinny samochód w segmencie SUV, to powinien zwrócić się do inżynierów Forda, albo po prostu przepisać kilka testów Edge’a. W tym samochodzie może nic nie chwyta za serce (no, poza wyciszeniem), ale tak na dobrą sprawę ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Jest po prostu optymalny.