Podróż przez Europę jest teraz naprawdę dziwna. Przejechałem z Polski do Włoch
Podróż przez Europę nie przypomina teraz warunków sprzed kilkunastu miesięcy. Drogi świecą pustkami, a kontrole na granicach są bardzo szczegółowe. Kilka dni temu przyjechałem z Polski do Włoch - i choć jechało się wręcz luksusowo, to taka wizja najbliższej przyszłości zdecydowanie mnie przeraża.
Zacznijmy od podstawowej rzeczy - mój wyjazd nie jest związany z wypoczynkiem czy też podróżniczymi zapędami. Od pewnego czasu życie dzielę pomiędzy Warszawę i Florencję. Po wielu miesiącach nieobecności we Włoszech przyszedł moment, w którym z żoną uznaliśmy, że trzeba pojawić się w naszym drugim mieszkaniu i wrócić na chwilę do normalnej pracy, bez trybu zdalnego. Przez kilka tygodni zastanawialiśmy się nad środkiem transportu - taka podróż musiała być starannie zaplanowana. Samolot z ekonomicznego punktu widzenia wygrywał, przynajmniej w teorii. Jak się jednak okazuje ilość obostrzeń w zestawieniu z pociętą niemal do zera siatką połączeń lotniczych znacznie utrudnia przelot do Włoch. Do tego uznaliśmy, że auto daje nam znacznie większą niezależność i ułatwia ekspresowy powrót w krytycznej sytuacji, na przykład przy ogłoszeniu pełnego lockdownu.
Przede wszystkim taka podróż wymaga teraz specjalnych przygotowań
Co trzeba mieć ze sobą? Oczywiście negatywne wyniki testów na COVID-19, przeprowadzonych nie więcej niż 48 godzin wcześniej. Do tego mnogość dokumentów i deklaracji, wymaganych przy kontroli policyjnej we Włoszech. Musieliśmy także wypełnić papiery poświadczające konieczność ewentualnego podróżowania po godzinie 22. Włosi wprowadzili coś na kształt godziny policyjnej, a każde nieuprawnione wyjście z domu może wiązać się z mandatem. Do tego wszystkiego dorzuciliśmy umowę wynajmu naszego mieszkania i dokumenty dyplomatyczne, które w wyraźny sposób ułatwiają przemieszczanie się po Europie.
Mniej więcej tak wyglądała droga przez Czechy. Większy ruch pojawił się dopiero w okolicach Brna
Z Warszawy do Florencji jest blisko 1600 kilometrów. Pokonanie takiego dystansu w jeden dzień jest możliwe, ale potwornie męczy. Postanowiliśmy więc wyjechać z Wrocławia i pognać naszą ulubioną trasą przez Niemcy. Jak się jednak okazało nie jest to już możliwe - krótki odcinek przez okolice Insbrucku i dalej przez przełęcz Brennero jest obecnie otwarty tylko dla kierowców zawodowych, ze względu na wykrycie przypadków południowoafrykańskiej odmiany COVID-19 w Tyrolu. Tym samym pozostało nam przejechać przez Czechy i Austrię, czyli potencjalnie najpopularniejszą trasą, której wyjątkowo nie lubię.
Co warto wiedzieć wyjeżdżając za granicę?
- sprawdź jakie zasady panują w danym kraju
- testy nie zawsze są sprawdzane, ale w wielu krajach znajdują na liście wymogów umożliwiających wjazd do kraju - brak testu może zakończyć się przykrą niespodzianką lub mandatem
- obserwuj informacje dotyczące interesującej Cię trasy - strona UNECE jest jedną z najdokładniej aktualizowanych
- inne zasady tyczą się kierowców zawodowych - zawsze sprawdzaj informacje na stronach rządowych/UNECE, gdyż prasa często mocno przekłamuje w swoich newsach
- przygotuj teczkę z dokumentami, paszportami, umową najmu mieszkania, itp. - to znacząco ułatwi i przyspieszy kontrole
Drogi świecą pustkami
Wyjazd z Polski zaplanowaliśmy na godzinę 4:00, co powinno dać nam komfortowy zapas czasu na pokonanie całej trasy. Warto pamiętać, że przez Czechy i Austrię dozwolony jest wyłącznie tranzyt i to w ograniczonym okienku czasowym. Trzeba więc jechać, tankować, robić krótkie przerwy i liczyć na brak utrudnień.
U naszych południowych sąsiadów nie spotkaliśmy nawet jednej kontroli, co było sporym zaskoczeniem. Czechy przejechaliśmy więc ekspresowo, a pierwsze spotkanie z policją zaliczyliśmy na granicy austriackiej. Tutaj weryfikacja naszego przejazdu była już dużo dokładniejsza. Paszporty wpisano do specjalnej bazy, podobnie jak numer rejestracyjny samochodu. Poinformowano nas, że mamy 12 godzin na wyjazd z kraju i nie możemy nigdzie zatrzymać się na dłuższy pobyt.
Kontrola na granicy austriacko-czeskiej jest dość szczegółowa. Policja sprawdza każdy samochód. Ruch jest jednak na tyle mały, że podróż nie wydłuża się z powodu przymusowych postojów.
Przez Austrię nie lubię jeździć z wielu powodów, ale jednym z nich jest ogromny ruch na drogach. Nie spodziewałem się oczywiście tłoku rodem ze szczytu sezonu narciarskiego, ale oczekiwałem raczej większej liczby aut na drogach. Nic bardziej mylnego.
Nie brakowało odcinków, na których byłem jedynym samochodem, nawet przez kilkanaście kilometrów. Towarzystwo zapewniały jedynie pojedyncze ciężarówki i samochody. Stacje paliw świeciły pustkami - tam, gdzie kiedyś zdarzało się czekać w kolejce do dystrybutora, teraz nie było nawet jednego pojazdu na parkingu. Dziwny i smutny to widok.
Włosi prowadzą najbardziej szczegółowe kontrole - podróż bez solidnego uzasadnienia skończy się "nawrotką"
Co ciekawe Carabinieri nie stoją na granicy, a przy pierwszych bramkach na autostradzie, na wysokości miejscowości Tarvisio. Poza standardowymi dokumentami poproszono nas także o pokazanie zawartości bagażnika. Carabinieri dość dosadnie wyjaśnił, że gdybyśmy mieli narty w samochodzie, to zaliczylibyśmy jeszcze dokładniejszą kontrolę. Nasz przejazd również wpisano do bazy (dokumenty dotyczące pracy we Włoszech poświadczały konieczność wjazdu do kraju), po czym ruszyliśmy w kierunku Veneto i dalej do Toskanii.
Od granicy włoskiej aż do okolic Wenecji mijaliśmy pojedyncze samochody. Drogi świecą pustkami.
Ta autostrada także jest zatkana w sezonie. Wiele osób gna tędy z Polski, Czech czy Słowacji do największych kurortów narciarskich. Tymczasem tutaj ponownie byliśmy nierzadko jedynym autem na odcinku kilku lub nawet kilkunastu kilometrów. Na wielu parkingach pozamykano restauracje - czynne są jedynie stacje paliw, do tego nie wszystkie.
Tęsknię za normalnością
Pandemia raczej szybko się z nami nie rozstanie. Nie ukrywam, że po ponad roku jestem tym już bardzo zmęczony. Dzielenie życia pomiędzy dwa odległe od siebie miejsca w tej sytuacji jest bardzo wymagające i irytujące. Nieprzewidywalność całej sytuacji, nagłe zmiany dotyczące obostrzeń i skrajnie różne podejście w niektórych krajach sprawia, że przemieszczanie się po Europie nie sprawia żadnej radości, a wręcz stresuje. Każda podróż może zakończyć się fiaskiem jeszcze przed jej rozpoczęciem - wystarczy jedno rozporządzenie, które pokrzyżuje nam plany. Nikt jednak nie wie ile to jeszcze potrwa, dlatego pozostaje uzbroić się w cierpliwość, wdrażając się jednocześnie w tą nową rzeczywistość.