Próbowałem zrozumieć sens "trzeciego ekranu" po stronie pasażera. Efekty są mizerne

Usiadłem na fotelu pasażera, wyprostowałem ręce i skorzystałem z "trzeciego ekranu", tak modnego teraz dodatku w nowych samochodach. I wiecie co? To rozwiązanie nie ma sensu.

Jak być może zauważyliście, niemal wszyscy producenci odkrywają "potencjał", który drzemie w instalowaniu trzeciego ekranu na desce rozdzielczej. Wpasowany przed fotelem pasażera, ma zapewnić dostęp do rozrywki i multimediów w czasie jazdy. Z reguły wymusza mocno zmodyfikowany kształt kokpitu, a w sytuacji, w której nie decydujemy się na taki wyświetlacz, dostajemy wielką zaślepkę.

Korzystając z podróży po prawej stronie samochodu (co zdarza mi się wyjątkowo rzadko) w nowym Audi A5, postanowiłem skorzystać z tego rozwiązania. Myślałem, że przeżyje "wielkie oświecenie" i odkryję drzemiący w nim potencjał.

I wiecie co? Oczywiście nie zmieniłem swojej opinii - taki wyświetlacz nie ma sensu.

Ekran po stronie pasażera ma dawać wygodny dostęp do rozrywki i obsługi multimediów. Tak przynajmniej tłumaczą to producenci

Teoretycznie pasażer może więc ustawić nawigację, podejrzeć kluczowe informacje dotyczące podróży, lub zmienić radio. Zasadniczo więc nie są to jakieś odkrywcze rzeczy. Co więcej, to samo można zrobić z centralnego ekranu.

Ważniejsza zdaje się więc być funkcja "rozrywkowa", pozwalająca na oglądanie filmów. No dobrze, opaliłem więc YouTube, aby obejrzeć film. System odcinający kierowcy możliwość zerkania na wyświetlacz działa wzorowo - pomimo próby podglądania filmu, który włączyłem, nie mógł nic zobaczyć.

ekran po stronie pasażera

Problem w tym, że dźwięk i tak "leci" w całym samochodzie. Teoretycznie jest furtka, aby podpiąć słuchawki, ale nie znajdziemy jest w każdym samochodzie. Efekt jest więc taki - oglądacie sobie film, a kierowca i tak jest skazany na słuchanie jego ścieżki dźwiękowej. Wspaniale.

No dobrze, to może czas sprawdzić się jako pilot dla kierowcy? W końcu mogę mu dyktować dane z nawigacji, niczym w rajdach

Żartuję - przecież to nie ma sensu, skoro wszystkie informacje kierowca dostaje podane na tacy na zegarach i wyświetlaczu head-up display. Po 30 minutach klikania, szukania sensownych rozwiązań, testowania gier (tak, też są dostępne) i konfigurowania ustawień ekranu, po prostu go... wyłączyłem.

Moim oczom ukazał się wielki zegar, który leniwie odmierzał czas w czasie długiej podróży. Ja zaś sięgnąłem po swojego smartfona, słuchawki i oddałem się oglądaniu serialu w ciszy i spokoju. Od razu było jakoś przyjemniej...

Wniosek jest prosty: trzeci ekran nie ma sensu. Naprawdę

Nie dość, że z reguły wygląda niczym wpasowany na siłę, to jeszcze nie oferuje żadnych wybitnych opcji. Jakby tego było mało - gdy z niego rezygnujemy, to zostajemy z paskudnie narysowaną deską rozdzielczą.

Dochodzę do wniosku, że motoryzacja... głupie.