Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | TEST

Spróbuję Wam dziś przybliżyć, na czym polega rynkowy sukces miejskiego, wciąż świeżego crossovera spod znaku Renault. Na warsztat bierzemy przygotowaną ze smakiem odmianę Initiale Paris.

W lipcu dowiedzieliśmy się, że koncern Renault-Nissan objął prowadzenie w globalnej sprzedaży aut. To bez wątpienia w dużej mierze zasługa takich modeli jak Qashqai, czy właśnie testowany przez nas Captur. Koncern kładzie wyjątkowo duży nacisk na sprzedaż samochodów z najpopularniejszych segmentów, stąd, w przeciwieństwie na przykład do niemieckich marek, najbardziej „błyszczącymi” w gamie są właśnie crossovery, czy też małe SUVy. Czy tak naprawdę oznacza to ich wybitne zdolności w konkretnych kwestiach, czy może ogólne dobre wrażenie, jakie po sobie zostawiają przy bliższym spotkaniu?

Miły wstęp

Zupełnie przypadkiem trafiłem na egzemplarz Captura, który najbardziej przypadł mi do gustu pod względem kolorystyki. Świetny, fioletowy lakier Amethyste (jeden z trzech nowych), w połączeniu z platynowym wykończeniem dachu i lusterek, jest opcją wartą dodatkowe 2400 złotych, ale robi naprawdę świetne wrażenie. Warto zauważyć, że wspomniany kolor nadwozia dostępny jest tylko w najbogatszej odmianie. To kolejny dobry powód, by go wybrać, jeśli już zdecydujemy się na poziom wyposażenia Initiale Paris. Obie cechy testowanego egzemplarza są zresztą ściśle ze sobą powiązane, bowiem zarówno wspomniana wersja, jak i fioletowy lakier, zadebiutowały wraz z modernizacją auta.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

No właśnie, a co z bardziej rozsądnymi cenowo odsłonami Captura? Nie dostaniemy w nich choćby „diamentowego” grilla, czy kilku innych wstawek. Mimo to, mamy przed sobą nowocześnie wyglądający samochód, który nie zdążył się jeszcze dobrze zestarzeć, a już otrzymał udany facelifting. Stylowe LED-y do jazdy dziennej z przodu, tylne światła wykonane w tej samej technologii, czy „co najmniej” soczewkowe reflektory to detale sprawiające, że nawet bazowa wersja Life nie musi wyglądać źle. Nasuwa się wobec tego pytanie, czy we wnętrzu także nadeszły pozytywne zmiany. Captur nigdy bowiem nie słynął z wzorowej jakości wykonania, a raczej kojarzył się z typowo plastikowym wykończeniem.

Udana zmiana

Choć testowa Initiale Paris nie jest dobrą wersją do oceny ogólnego postępu w jakości wykonania, to z innych doświadczeń mogę Wam śmiało powiedzieć, że jest bardzo dobrze. Górne partie deski rozdzielczej, jak i boczków drzwi, wreszcie otrzymały miękkie wykończenie, podobne do tego w Clio. Reszta oczywiście pozostała twarda, ale nie powinniście się martwić o jej spasowanie, czy trzeszczenie, jak w przypadku wspomnianego hatchbacka, czy testowanego przeze mnie Kadjara. Wróćmy jednak do naszej testówki.

W miejscu miękkich tworzyw gościmy tu przeszytą kontrastową nicią skórę, z kolei elementy twarde nadal takimi pozostały, co nie powinno specjalnie dziwić. Najważniejsze, że wszystko to wygląda na porządnie zmontowane i w żaden sposób nie przypomina o swojej obecności podczas jazdy. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się tego po aucie, które przed faceliftingiem pod względem jakości wykonania zrobiło na mnie średnie wrażenie.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

W testowanym egzemplarzu dodatkowa moc drzemie w kolorystyce. Kremowo-czarna tonacja kabiny świetnie ożywia widok, a genialnym smaczkiem jest czterokolorowe wykończenie oparć foteli, które przywodzi mi na myśl Citroena DS3, którego testowałem kilka lat temu. Jak to u Francuzów, nie zabrakło też drobniejszych, ale składających się na udany całokształt detali, takich jak oryginalny wzór dywaników, logotypy Initiale Paris, czy wszechobecne chromowane, aluminiowe lub wykończone w lakierze fortepianowym elementy. Znalazło się nawet miejsce na pedały rodem z Clio R.S., czy miękkie wypełnienia schowków – przed pasażerem oraz w przednim podłokietniku.

Nieźle, ale bez rewelacji

Sama liczba skrytek jest spora. Nasze drobiazgi możemy także umieścić nad i pod konsolą środkową, w tunelu, drzwiach, a także w oparciach przednich foteli , które w przypadku najbogatszej posiadają na szczęście kieszenie w formie klasycznej siatki, a nie kolorowych gumek. Wróćmy jednak do schowka przed pasażerem, który bez wątpienia jest ciekawie rozwiązany.

Zamiast tradycyjnych, osłoniętych pokrywą półek, w standardzie otrzymujemy pojemną szufladę, która niesie za sobą kilka zalet, ale i wad. Owszem, zmieścimy tu sporo, a dzięki możliwości wysunięcia nie musimy głęboko sięgać po najdalej schowane przedmioty. Z drugiej jednak strony, do otwarcia schowka z pozycji kierowcy potrzeba nieco  więcej siły, a jeśli wieziemy właśnie wysokiego pasażera obok, może się to stać wręcz niemożliwe – przez zwyczajny brak miejsca.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

Dobrą pojemnością odznacza się bagażnik (standardowo: 377-455 litrów), który można skonfigurować na wiele sposobów, ustawiając wysokość podłogi oraz położenie tylnej kanapy. Trochę gorzej ma się sprawa widoczności do tyłu, którą ogranicza wysoka linia okien, zasłaniając część widoku na pas obok lub utrudniając orientację przy parkowaniu. W czasie jazdy pomagał nam oczywiście asystent martwego pola, ale przy zajmowaniu miejsca prostopadle tyłem przydałoby się nieco więcej powierzchni przeszklonej, jak i ciut bardziej pokaźne lusterka.

Jeśli już jesteśmy przy praktyczności, warto wspomnieć o dość przestronnej kabinie Captura. Francuski crossover nie jest może pod tym względem królem segmentu, ale oferuje całkiem rozsądną ilość miejsca w obu rzędach. Na niedobór przestrzeni w okolicach kolan możemy ponarzekać jedynie na miejscu kierowcy, ale wystarczy nieco obniżyć fotel, by się ją zwiększyć. Same siedzenia zasługują na pochwałę. Choć praktycznie brakuje im podparcia bocznego (co nie koliduje z charakterem auta), swoje główne zadanie spełniają wzorowo – są świetnie wyprofilowane i nie wymagają specjalnego przyzwyczajania kręgosłupa.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

Niestety, zanim to dostrzeżemy, do szału doprowadzi nas regulacja nachylenia oparcia, którą umieszczono z prawej strony, tuż pod podłokietnikiem. Może to tylko szczegół, ale nie jedyny, który potrafi zirytować. W zapasie jest jeszcze szereg innych, takich jak opóźnione pojawianie się obrazu z kamery cofania, zablokowana regulacja szyb na włączonym zapłonie, brak możliwości otwarcia auta przyciskiem na klamce po wcześniejszym zamknięciu z poziomu karty, czy konieczność jego dwukrotnego naciśnięcia, jeśli już mamy taką możliwość.

Na szczęście, najmniejszych problemów nie będziemy mieć z obsługą multimediów. Główny ekran jest prosty, czytelny i przyjemnie zaprojektowany, a jego działanie wystarczająco sprawne. Sterowanie komputerem pokładowym jest banalne, choć kasowanie spalania czy przebiegu poprzez przytrzymanie dwóch przycisków prawej manetki przy kierownicy momentami staje się mało wygodne i trwa nieco za długo. Do sterowania radiem kierowca standardowo otrzymuje wygodny pilot umieszczony z prawej strony kolumny.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

Szkoda, że nawet w najbogatszym pakiecie wyposażenia zabrakło dwustrefowej klimatyzacji, czy pełnej automatyki szyb (poza tą kierowcy), ale taki już urok segmentu B, jak i crossoverów na nim bazujących. Poza wspomnianym brakami, Captur Initiale Paris nie ma się specjalnie czego wstydzić, choć i nie powala na kolana wyposażeniem. Mamy tu przyjemnie grające audio Bose, świetną kierownicę przypominająca tę z Clio R.S., podgrzewane przednie fotele (ale tylko jednostopniowo), system wspomagania parkowania, skutecznie świecące reflektory LED-owe (choć dające dziwnie rozproszone światło), czy kartę Hands Free.

Czytelny charakter

Zdążyłem już wspomnieć o słabo trzymających na boki fotelach, zdradzając łagodne i typowo miejskie właściwości auta. Skromne podparcie ułatwia oczywiście wsiadanie i wysiadanie, co dla niektórych może być ważniejszą cechą niż brak podparcia przy dynamicznej jeździe. I choć z grubsza podzielam takie rozwiązanie w aucie pokroju Captura, to nie do końca akceptuję je na własnej skórze. W 90-stopniowe zakręty (głównie na skrzyżowaniach) warto wchodzić z naprawdę umiarkowaną prędkością, bowiem siedziska są duże i (dzięki skórze Nappa) momentami śliskie, a swoje dorzuca zupełnie nie trzymające się pionu nadwozie.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

Zawieszenie jest miękkie i komfortowo ustawione, dzięki czemu jazda po nierównościach nie robi na Capturze wrażenia nawet na największych dostępnych, 17-calowych kołach. To duża zaleta w dziedzinie wygody, szczególnie w erze aut, w których producenci coraz częściej decydują się na stosowanie twardszych amortyzatorów, czy sprężyn. Captur gwarantuje nam zarówno komfort fizyczny, jak i psychiczny – obok łagodnych nastawów „pod podłogą”, mamy do dyspozycji lekko pracujący układ kierowniczy (choć, poza niewielkimi prędkościami, także wystarczająco precyzyjny), a o nasze samopoczucie dba wrażenie odizolowania wnętrza od reszty świata.

Podwyższona pozycja za kierownicą, wygodne fotele i zawieszenie to jeszcze nie jest ostatnie słowo Renault w kwestii komfortu. Captur ma niezły prześwit, pomagający w ataku na wysokie krawężniki. Jest także bardzo dobrze wyciszony, co znacznie umila podróż nie tylko w mieście, ale i poza nim. Ponadto, w trasie zaskakuje zachowanie nadwozia wobec silnego wiatru, który nawet w autach o poziom większych potrafi narobić sporo problemów. W przypadku Captura, ani razu nie zdarzyło mi się walczyć z podmuchami na drodze ekspresowej, czy autostradzie.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

Przekraczanie pewnych prędkości nie będzie jednak dobrym pomysłem z innego powodu. 118-konna „turbobenzyna” potrafi być ekonomiczna pod warunkiem zachowania niskich obrotów. Do 120 km/h zużycie utrzymuje się na bardzo zadowalającym poziomie, jednak powyżej – zaczyna radykalnie wzrastać. W mieście zaobserwować możemy podobną tendencję i także tutaj bardzo dużo zależy od stylu jazdy. O ile spokojne poruszanie się po stołecznych drogach może przynieść spalanie w granicach 8-9 litrów na 100 kilometrów, o tyle bardziej dynamiczne przemieszczanie, czy częste przyspieszanie i hamowanie, mogą skutkować dość znacznym przekroczeniem „dziesiątki”.

Zużycie paliwa: Renault Captur TCe 120 EDC
przy 100 km/h 4,7 l/100 km
przy 120 km/h 5,7 l/100 km
przy 140 km/h 8,0 l/100 km
w mieście 9,7 l/100 km

Krok wprzód, krok w tył

Okazuje się jednak, że to, co stracimy pod dystrybutorem, odzyskamy w dynamice jazdy. Niecałe 120 koni mechanicznych na papierze nie brzmi specjalnie emocjonująco, ale uwierzcie mi, że bardzo sprawnie napędza ważące nieco ponad 1200 kilogramów Renault. Silnik „nie kopie po plecach” od samego początku, ale w niezłym tempie, liniowo rozwija swoją moc, robiąc kolejny mały kroczek w kierunku wygody jazdy. Najmocniejsza jednostka pod maską Captura nie ma zresztą na celu dostarczać wielkich emocji, a raczej sprostać podróżom z kompletem pasażerów, czy po prostu dawać większą pewność i sprawność na co dzień. O wykorzystaniu osiągów w zakrętach nie ma nawet mowy.

Renault Captur TCe 120 EDC Initiale Paris | fot. Dominik Kopyciński

Captur lubi spokojną jazdę i niech tak pozostanie. Nawet tryb Eco nie wywołał we mnie zbytnio negatywnych odczuć, choć skrzynia potrafiła czasem odrobinę za wcześnie wrzucić wyższy bieg, jeśli przesadziliśmy z delikatnością w „muskaniu” pedału gazu. Niestety, dwusprzęgłowa przekładnia EDC ma jedną wadę – przy niewielkich prędkościach zbyt mocno szarpie autem (możemy tego uniknąć jeżdżąc naprawdę powoli). Robi to też przy parkowaniu tyłem, gdy chcemy delikatnie zatrzymać samochód. Sama zmiana biegów jest sprawna, a skrzynia nie gubi się zbytnio przy komendach zadawanych prawą nogą. Lepiej sprawdziła się jednak w testowanym przez nas Clio Trophy, gdzie mogła pokazać swoją drugą naturę.

Cena za styl?

Przyzwyczailiśmy się już, że kupując Renault mamy niemal gwarantowany świetny stosunek możliwości i wyposażenia do ceny zakupu. Podobnie jest w przypadku Captura, ale pod warunkiem, że nie wybierzemy najdroższej możliwej konfiguracji. Dobra wiadomość jest taka, że – choćbyśmy się starali – bez pomocy akcesoriów, samymi opcjami nie uda nam się zbliżyć do kwoty 100 tysięcy złotych. Na liście dodatków widnieją jedynie dwukolorowe malowania nadwozia oraz dach panoramiczny. Choć w standardzie dostajemy sporo, cena nadal wydaje się być wysoka. To już indywidualna kwestia, czy jesteśmy w stanie tyle zapłacić za gustownie wykończone wnętrze i stylowo ozdobione nadwozie.

Podsumowanie

Renault Captur nie jest autem bez wad, ale w zupełności rozumiem jego popularność. Łatwość prowadzenia, wygoda codziennego podróżowania, dobre wyciszenie kabiny i komfort na nierównościach to cechy bardzo pożądane, a często nawet pierwszoplanowe. Testowane auto z benzynową jednostką pod maską (podobnie jak 3-cylidrowy motor o pojemności 0,9) nie będzie specjalnie ekonomicznym wyborem, ale w palecie widnieje też bardzo oszczędny diesel 1.5 dCi, który z pewnością nie zawiedzie zwolenników ekonomicznej jazdy. Initiale Paris to już pokaz możliwości, choć Captur w tej wersji udowadnia, że potrafi być nie tylko atrakcyjny, ale wręcz stylowy.