Rolls-Royce Silver Seraph Estate jest idealny i chcę go mieć. Kto pożyczy 162 500 euro?
Luksusowa limuzyna? A na co to komu, gdy można mieć coś takiego? To Rolls-Royce Silver Seraph, który stał się praktycznym i świetnie wyglądającym kombi.
Uwielbiam auta w wydaniu kombi. Praktyczne, efektowne i często ciekawie wyglądające. Zawsze rozpaczam więc nad brakiem takich wariantów dużych limuzyn. Wyobraźcie sobie taką Klasę S z wielkim bagażnikiem, albo praktyczne wydanie Audi A8. Marka z Ingolstadt, nomen omen, prawie "ugryzła" ten temat. Audi Avantissimo było zapowiedzią drugiej generacji modelu A8 i wyglądało absolutnie rewelacyjnie. Nowe A8 także zapowiedziano efektownym shooting-brakiem, czyli modelem Prologue (z którego potem zrobiono nudną limuzynę). Silver Seraph.
A Rolls-Royce Silver Seraph to już w ogóle ideał
Nie czuje się mentalnie skostniały, a starego Rolls-Royce'a chętnie zaparkowałbym w garażu. Silver Seraph to ciekawy wynalazek. Auto zaprezentowano w 1998 roku i był to ostatni model wypuszczony przed przejęciem marki przez BMW. Ten Rolls-Royce - co zresztą widać - to bliźniak Bentley'a Arnage'a. Bawarskie geny jednak już zostały tutaj przeszczepione, gdyż pod maską znalazł się silnik M73TUB54, czyli 5,4-litrowe V12. Warto wspomnieć, że było to pierwsze V12 w Rollsie od 1939 roku - tak, wbrew pozorom marka ta żyła głównie swoją kultową V8-ką.
E w 2011 roku został przebudowany na wariant kombi przez firmę British Motors z Werony. Ta malutka firma od lat handluje brytyjskimi autami, a konwersja Silver Serpaha była jej pierwszym podejściem do takiego tematu.
Wszystko dopięto tutaj na ostatni guzik
Kufer wykończono wełnianą wykładziną i skórą. Znajdziemy tam np. dwie parasolki czy zestaw kosmetyczny, który przyda się w podróży.
Sama linia nadwozia wygląda fantastycznie. Może i jest w niej coś z karawanu, ale ja tutaj widzę nawiązania do dużych kombi z lat siedemdziesiątych. Wielka przeszklona przestrzeń z tyłu robi świetne wrażenie i zadziwiająco dobrze komponuje się z bryłą Silver Serapha.
Jestem absolutnie zakochany w tym aucie. Grzałbym nim na co dzień na zakupy, do Castoramy po worki z ziemią i zabierałbym go na długie wakacyjne wyjazdy. Narty też wchodzą w grę - wystarczy dorzucić bagażnik dachowy. Szkoda tylko, że taka przyjemność kosztuje aż 162 500 euro. Auto sprzedaje dealer z Mediolanu, Magni&Carnevale.