Rolls-Royce Wraith Black Badge przełamuje konwenanse. I robi to w doskonały sposób - TEST, OPINIA
Przyjęło się, że Rolls-Royce to samochód dla eleganckiego dżentelmena, chodzącego w szytych na miarę garniturach, palącego najdroższe cygara i popijającego wieloletnią whisky z kryształowych szklanek. Czas jednak skończyć z tym stereotypem. Rolls-Royce Wraith Black Badge pokazuje, że równie dobrze za kierownicą takiego samochodu może wyglądać młody człowiek w bluzie z kapturem i w sportowych butach.
Stereotypy dotyczące właścicieli Rolls-Royce'ów przedawniły się lata temu, jednak wciąż pozostają mocno zakorzenione w mentalności wielu osób. Czy mnie to dziwi? Skądże. Te auta wciąż są egzotyką na polskich drogach. Jest ich coraz więcej, co cieszy, aczkolwiek nie jest to powszechny widok. Stąd też nawyk przypinania właścicielom tych samochodów pewnej charakterystycznej metki. W oczach wielu osób są to bogacze mieszkający w wielkich posiadłościach, nienagannie ubrani i ceniący sobie klasyczny luksus. I tu pojawia się Rolls-Royce Wraith Black Badge.
Te dwa ostatnie słowa znacząco zmieniają każdego Rolls-Royce'a. Jak najlepiej opisać czym jest "Black Badge"? Cóż, ja bym nazwał to nowoczesnością. To program, który pozwala na indywidualizacje wyglądu samochodu w nieco inny sposób. Klasyczna elegancja ustępuje tutaj miejsca zadziorności i sportowi. Można by pomyśleć, że to ostatnie słowo powinno być absolutnym kontrastem wszystkich cech Rolls-Royce'a. Cóż, nic bardziej mylnego.
Rolls-Royce Wraith Black Badge to auto pełne charakteru
Ten egzemplarz wbrew pozorom nie bije po oczach. Dystyngowany szary lakier o nazwie Gunmetal, czarna figurka "Spirit of Ecstasy" i delikatny pinstripe w kolorze pomarańczowym na bokach auta tworzy zadziwiająco przyjemny zestaw, który może przypaść do gustu. Nie ma tutaj nic kontrowersyjnego, ale nie ma też typowego klasycznego podejścia.
Wszystko zmienia się wraz z chwilą, w której otwieramy wielkie drzwi. Masywne "wrota' otwierane pod wiatr kryją za sobą bardzo odważne wnętrze, dalekie od tego, do czego przyzwyczaił nas przez lata wizerunek marki. Tutaj nie znajdziecie wielu odcieni beżu czy naturalnego drewna. Ich miejsce zajmuje skóra w kolorze Mandarin. Jego nazwa wiernie odwzorowuje jaskrawość, której możecie się spodziewać - ostry pomarańcz otacza nas z każdej strony. Kontrastuje z nim czerń poszczególnych detali oraz dekory "Technical Fibre", przypominające nieco włókno węglowe.
Czy jest to kontrowersyjna konfiguracja? Bez wątpienia. Czy jest zła? Nic z tych rzeczy. Właśnie tak odważne zestawienia kolorystyczne pokazują to, czym szczyci się marka Rolls-Royce. Mowa o możliwościach. Te są w zasadzie nieograniczone.
Każdy kaprys można tutaj przekuć w wykonanie. Odcień nieba, który uchwyciło się na zdjęciu na wybrzeżu Amalfi może stać się kolorem lakieru. Kolor tapicerki, który zapamiętaliśmy z jakiegoś samochodu z dzieciństwa może zagościć w tym pojeździe. Jedynym limitem jest wyobraźnia. Tutaj nawet można zrezygnować ze skóry na rzecz wysokogatunkowego pluszu - wystarczy jedno słowo, a Rolls-Royce zrobi co w swojej mocy, aby spełnić oczekiwania klienta.
To jest właśnie moc marki z Goodwood
Te nieograniczone możliwości były do tej pory wykorzystywane właśnie przez osoby o dość klasycznym guście. Rolls-Royce musiał jednak wyjść z tych stereotypowych ram - i w tym pomogła mu gama Black Badge. Wystarczy spojrzeć na inne auta noszące tę nazwę. Wszystkie wyróżniają się odważnymi barwami i nietypowymi zestawieniami tworzyw.
Rolls-Royce Wraith Black Badge przenosi w inny świat
Te wszystkie peany kierowane pod adresem Rolls-Royce'a nie są przypadkowe. Niektórzy powiedzą "no dobrze, ale co wyróżnia ten samochód na tle innych drogich limuzyn"?
Odpowiedź jest krótka - wszystko. To tak jakbyście kupili jakiś drogi garnitur, na przykład od Dolce&Gabbana i porównali go z garniturem szytym na miarę. Teoretycznie mogą być podobne, ale ten drugi jest stricte dopasowany do potrzeb właściciela, wykonany z idealnie dobranych materiałów i ponadczasowy. Co więcej, pewnie posłuży przez lata, dzięki precyzyjnemu wykonaniu.
Wszystko zmienia się z momentem zamknięcia drzwi. Za klamkę nie ciągniecie - wystarczy przytrzymać przycisk, który zrobi to za nas. Delikatny metaliczny dźwięk blokady jest ostatnią rzeczą, która dobiegnie do nas z zewnątrz. Bezramkowe szyby dociągają się do uszczelek, odcinając nas od świata zewnętrznego. Zostajemy więc z zapachem skóry, pięknymi tworzywami i niesamowitą przestrzenią, której na pierwszy rzut oka nie widać.
Lubię obcować z przyjemnymi materiałami - i nie ukrywam, że przygodę z tym samochodem zacząłem od dotykania. Każdy detal jest przemyślany i tak wykończony, żeby nie zawieść klienta. Schowek obszyto skórą nawet częściowo w środku. To samo tyczy się kieszeni w drzwiach, które z zewnątrz i w środku pokrywa ten materiał. Plastiki są w mniejszości - tam gdzie się da zastępują je np. eleganckie metalowe dodatki.
Wszystko to, pomimo tej bijącej po oczach pomarańczowej kolorystyki, utrzymane jest w klasycznym stylu. Nic nie rozprasza, nic nie przyciąga naszej uwagi. Dyskretnie schowany ekran zdaje się być dodatkiem wymuszonym przez XXI wiek, a nie pierwszą potrzebą w tym samochodzie. Fotele rozpieszczają komfortem, choć - o dziwo - dla mnie były minimalnie zbyt krótkie. Szybko jednak o tym zapomniałem, głównie za sprawą jednego magicznego przycisku.
Dwanaście cylindrów
Jeszcze kilka lat temu jednostki V12 były dość powszechnie wykorzystywane w topowych limuzynach prestiżowych marek. Mercedes i BMW konkurowały między sobą z takim silnikiem. Audi stawiało na solidne W12, znane też z Bentleya. A teraz?
Cóż, Niemcy odpadli z gry. BMW musiało zrezygnować z tej jednostki. Mercedes najprawdopodobniej do niej wróci, choć tylko w Maybachu. Audi postawiło na V8, które w ich opinii jest stosowną rekompensatą.
V12 to coś więcej niż tylko pompka dla ego właściciela. To też inżynieryjny kunszt i pokaz możliwości. Tutaj Rolls-Royce ma za co dziękować BMW, gdyż to ono dostarczyło ten silnik. Po delikatnych modyfikacjach stosowany jest we Wraithie od 7 lat. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie żadnej innej jednostki w tym samochodzie.
Aksamitna praca koresponduje tutaj z delikatnym bulgotem, który intensyfikuje się przy mocniejszym dociśnięciu gazu. Po uruchomieniu auta wystarczy więc tylko przesunąć lewarek skrzyni biegów w pozycję D i możemy ruszać.
Rolls-Royce Wraith to unikalne doświadczenie
Jeździłem wieloma limuzynami i niejednym wielkim autem. Miałem też okazję spędzić trochę czasu za kierownicą kuzyna tego samochodu, czyli w BMW M760Li. Nigdzie jednak nie poczujecie się tak dziwnie, jak za kierownicą Rolls-Royce'a.
Słowo "dziwnie" nie jest przypadkiem. Gdzieś daleko przed nami kończy się maska, o czym dyskretnie przypomina statuetka Spirit of Ecstasy. Silnik wydaje delikatne dźwięki, choć są tak dobrze tłumione, że można je przeoczyć podczas spokojnej jazdy. Nierówności są jedynie delikatnie wyczuwalne, a cienka jak diabli kierownica łączy się z układem kierowniczym o dużym przełożeniu. Efektem tego jest uczucie manewrowania jachtem. Ster nadaje kierunek, ale potrzeba chwili, aby za ruchem ręką poszedł ruch samochodu.
Nie ma w tym nic złego czy męczącego. Wręcz przeciwnie - jest to przyjemnie kojące, zwłaszcza po wielu nowoczesnych samochodach, które próbują zaoferować kompromis w prowadzeniu, ale robią to w fatalny i bardzo cyfrowy sposób.
Snując się w leniwym tempie można docenić tutaj wiele elementów. Na przykład nagłośnienie, które oferuje ciepłe, czyste i klarowne brzmienie, zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Niesamowite jest także działanie klimatyzacji. Wiecie, to urządzenie znamy z wielu aut. Tutaj jednak jej działanie jest niezauważalne. Nie ma szumu wentylatorów, dziwnych różnic temperatur, nie spotkamy się z trudnościami z idealnym ustawieniem nawiewu. Po prostu wszystko działa tak jak należy i jednocześnie tak, jakby celowo miało pozostawać w ukryciu.
Rolls-Royce Wraith pokazuje na co pozwala technologia
Pamiętajcie, że to samochód, który zadebiutował w 2013 roku. A to oznacza, że prace nad nim trwały już znacznie wcześniej. Konstrukcja ma więc lekką ręką ponad 10 lat, a mimo to imponuje i jest nieporównywalnie lepsza od wielu... nowych topowych aut.
Odpowiedzią na pytanie "za co tutaj płaci się tyle pieniędzy" jest właśnie ta technologia. Jej zadaniem nie jest efekciarstwo, a dyskretna praca w celu zwiększenia komfortu podróżowania. To coś niespotykanego w innych markach, gdzie kolorowe ambientowe podświetlenie, wszechobecne systemy wspierające jazdę i gadający asystenci bazujący na sztucznej inteligencji starają się nam zaimponować i niekiedy pomóc.
Ale Rolls-Royce Wraith Black Badge potrafi być też szybki
632 KM i podwójne doładowanie robią tutaj swoje. 870 Nm wędrujących na tylną oś ma ogromne chęci nie tylko zerwać przyczepność, ale i spalić całkiem sporo gumy, co zwalniając ze służby ESP z pewnością można byłoby zrobić. Stwierdziłem więc, że ten "sportowy" charakter trzeba też sprawdzić na drodze.
Rolls-Royce Wraith Black Badge w ruchu wygląda unikalnie. Lakier Gunmetal i pinstripe w pomarańczowym kolorze tworzą bardzo ciekawy duet.
I wiecie co? Tym samochodem można naprawdę "sprawnie" pojechać. Nie mam na myśli osiągów, gdyż one, zgodnie z ideologią Rolls-Royce'a, są po prostu wystarczające. A to oznacza 4,5 sekundy sprintu do setki i 250 km/h prędkości maksymalnej.
Komfortowe zawieszenie ma tutaj sporo pracy, bowiem gotowe do jazdy auto wazy 2500 kg, a na przedniej osi ma ważący ponad 200 kilogramów silnik. Z tym zadaniem radzi sobie zadziwiająco dobrze. Nawet przy wysokich prędkościach stabilność i pewność jazdy w zakrętach jest zadziwiająco wysoka, choć gdy odrobinę przesadzimy z prędkością, to najpierw spotkamy się z podsterwonością, którą łatwo obrócić w nadsterowność, momentalnie "ubijaną" przez czujną elektronikę. Przy takim momencie obrotowym na tylnej osi sprawne działanie tego systemu jest niekiedy zbawienne - i to często w najmniej oczekiwanych sytuacjach.
Walory praktyczne także imponują
Po dwóch dniach spędzonych z tym samochodem wiem jedno - chciałbym nim pojechać w bardzo długą podróż. Takie 2000 kilometrów za kierownicą byłoby idealnym startem. Autostrady, ulubiona muzyka i dowolnie wybrany kierunek. Bagaże mogą spokojnie spoczywać w 470-litrowym bagażniku, a na pokładzie bez problemu zmieścimy 4 osoby.
Te dwa tylne miejsca - wbrew pozorom - są bardzo przemyślane. Jest tutaj zarówno przestrzeń na nogi jak i nad głową. Tam zamiast popularnego w wielu autach szklanego auta mamy unikalne dla Rolls-Royce'a "niebo". Pięknie oświetlone elementy układają się w konstelacje, a pojawiające się co jakiś czas "spadające gwiazdy" tworzą unikalną atmosferę. I nie nazywajcie tego "bajerem" - to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaką widziałem w nowych autach.
Dla kogo jest więc Rolls-Royce Wraith Black Badge?
Czas zająć się najtrudniejszym pytaniem, choć tak naprawdę odpowiedź na nie jest banalnie prosta. To samochód dla osób, które wiedzą czego potrzebują i czego pragną. Czasami trzeba nakarmić swoją lekką próżność - to nie jest grzech, a wręcz wskazana rzecz. Jeśli więc dorobiliście się milionów przed trzydziestką i możecie kupić sobie takie auto, a poszukujecie czegoś zarazem eleganckiego i ekstrawaganckiego, to Black Badge jest właśnie dla Was.
Widok wysiadającego z tego samochodu młodzieńca w bluzie z kapturem i w modnych butach nie powinien budzić zdziwienia. Tak samo nie czujcie się zaskoczeni, jeśli zza kierownicy wyłoni się młoda dziewczyna lub odlotowo ubrana osoba w średnim wieku.
Po prostu nie ma czegoś takiego jak "osoba, która nie pasuje do Rolls-Royce'a". Jeśli widzicie się za kierownicą takiego samochodu, to jest on dla Was.
Ja, przyznając szczerze, bez chwili zawahania postawiłbym Wraitha w garażu. W innej konfiguracji, to prawda - bo wybrałbym jasne nadwozie, niebieskie wnętrze i matowe drewno z szarym odcieniu. Nie widziałbym jednak problemu w zakupie Rolls-Royce'a dysponując odpowiednią sumą pieniędzy. Marzenia są w końcu po to, aby je spełniać, nieprawdaż?
Niebawem poznamy nową generację tego auta
Będzie ona bazowała na Ghoście, który w opinii wielu osób jest kolejnym szczeblem w tej drabinie doskonałości. Wiem jednak, że paru rzeczy będzie mi brakowało w nowym aucie. Na przykład mechanicznych wskaźników, które tutaj hipnotyzują. Majestatycznie huśtająca się cienka wskazówka rezerwy mocy i prędkościomierza ma w sobie ogromy urok i przypomina drogi szwajcarski zegarek. Teraz ich rolę przejęły wyświetlacze, co moim zdaniem nie przystoi takiemu samochodowi. Ale kto wie, może jestem w błędzie.
SILNIK | benz, biturbo, V12, 48 zaw. |
---|---|
TYP ZASILANIA PALIWEM | wtrysk bezpośredni |
POJEMNOŚĆ | 6592 cm3 |
MOC MAKSYMALNA | 465 kW (632 KM) przy 5600 obr./min |
MAKS. MOMENT OBROTOWY | 870 Nm przy 1700 - 4500 obr./min |
SKRZYNIA BIEGÓW | automatyczna, ośmiobiegowa |
NAPĘD | tylny |
ZAWIESZENIE PRZÓD | wielowahaczowe, pneumatyczne |
ZAWIESZENIE TYŁ | wielowahaczowe, pneumatyczne |
HAMULCE | tarczowe went./tarczowe went. |
OPONY | p: 255/40 R21; t: 285/35 R21 |
BAGAŻNIK | 470 l |
ZBIORNIK PALIWA | 83 l |
TYP NADWOZIA | coupe |
LICZBA DRZWI / MIEJSC | 2/4 |
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) | 5285/1947/1507 mm |
ROZSTAW OSI | 3112 mm |
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ | 2440/370 kg |
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM | -/- |
ZUŻYCIE PALIWA | 16,2 - 16,4 l/100 km |
EMISJA CO2 | 365 -370 g/km |
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h | 4,5 s |
PRĘDKOŚĆ MAKSYMALNA | 250 km/h |
GWARANCJA MECHANICZNA | 4 lata |
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER | dożywotnia |