Shelby Series 1 nigdy nie było gwiazdą. Ma wnętrze rodem z Poloneza, nie porywa wyglądem
Istnieje spora szansa, że nigdy nie słyszeliście o tym samochodzie. Shelby Series 1 był sportowym modelem tej znanej marki, który nigdy nie podbił rynku. Jeden z nielicznych egzemplarzy trafił na sprzedaż - ale nie jest czymś, o czym śni się po nocach.
Carroll Shelby naprawdę liczył na sukces tego auta. Ten jednak nigdy nie przyszedł, a Shelby Series 1 szybko zniknął w cieniu innych samochodów. Nie powinno to jednak dziwić, gdyż w tym modelu brakuje czegoś, co przyciągnęłoby ludzi z grubym portfelem.
Idea była słuszna - Shelby nawiązał współpracę z Oldsmobilem i pozyskał od nich nowoczesne V8 z modelu Aurora. Wpasowano je w nowoczesną i świetnie zaprojektowaną konstrukcję, którą opracowano z myślą o świetnym prowadzeniu.
I potem coś poszło nie tak, gdyż całość okraszono przeciętnym wizualnie nadwoziem i paskudnym wnętrzem. Zresztą możecie ocenić je sami.
Shelby Series 1 wygląda jak skrzyżowanie Panoza i Miaty, do tego z wnętrzem z Poloneza
To bez wątpienia najsłabsza strona tego modelu. Czuć w nim klimat lat dziewięćdziesiątych w USA, aczkolwiek tych złych. Krągłości i miękkie linie łączą się z masywnym nadwoziem i z absolutnie tragicznym wnętrzem.
Ciężko jest oczekiwać od samochodu z takiej półki wysmakowanego kokpitu. Niemniej tutaj dostajemy kierownicę, która wygląda niczym wyjęta z Poloneza. Zresztą sam kształt deski rozdzielczej, z dziwnie wpasowanym lewarkiem skrzyni biegów, również przywodzi na myśl nasz wspaniały polsko-włoski wynalazek, który napędzał cały kraj.
Na szczęście pod maską znajdziemy coś całkiem przyjemnego, choć wciąż nie rzucającego na kolana. Shelby dość nietypowo wybrał firmę Oldsmobile na partnera przy tym projekcie. Pod maską wylądowała więc nowoczesna konstrukcja 4.0 V8 Aurora, która generuje 323 KM i 392 Nm momentu obrotowego.
To wszystko trafia na tylne koła za pośrednictwem 6-biegowej manualnej skrzyni biegów. Shelby Series 1 od początku kierowano więc do wprawionym i wymagających klientów, lubujących się w dobrej zabawie za kierownicą.
Shelby zaliczyło też potworną wpadkę przy budowie nadwozia
Otóż całe poszycie wykonano z włókna węglowego. Problem w tym, że lakier po położeniu wsiąkł w splot karbonu, przez co wyglądał jak kładziony przez Cytryna i Gumiaka w garażu pod Wolą Dzbącką. Z tego powodu wszystko wyrównano szpachlą, po czym ponownie polakierowano. Świetna robota, można iść na Budweisera.
Jest to jednak rarytas dla kolekcjonerów - co widać po licytacji
Shelby Series 1 trafił na aukcję na portalu Bring A Trailer, gdzie osiągnięto już kwotę sięgającą 70 000 dolarów. To ósmy z 249 wyprodukowanych egzemplarzy. Przed powrotem na drogi warto jednak zafundować tutaj solidny serwis - na liczniku jest raptem 2800 mil, a opony Goodyear Eagle F1 pamiętają 1999 rok.