Skoda Enyaq iV 80. Wielki elektryk bez udziwnień, tak po prostu - TEST, OPINIA
Ma pięcioro drzwi, dużo miejsca na tylnej kanapie, garść fizycznych przycisków i okrągłą kierownicę, a na ulicy zupełnie nie zwróci Waszej uwagi. Skoda Enyaq iV 80 to jeden z nielicznych elektryków o wyjątkowo normalnym wyglądzie. I w tym tkwi ogromny potencjał tego auta.
Trudno mi powiedzieć, czy jest to jakaś dziwna moda, ale jak zapewne zauważyliście auta elektryczne z reguły są inne. Niektórzy producenci próbują zrobić z nich auta wyciągnięte żywcem z filmów science-fiction. Inni zaś inspirują się skrzyżowaniem delfina i sztuki wystawianej w muzeum Guggenheima i w Tate Modern. Nie ma w tym nic złego, choć nie każdemu takie projekty odpowiadają. Problem polega na tym, że do tej pory tych zwykłych elektrów było jakby mało. Albo inaczej - w zasadzie ich nie było. Skoda Enyaq iV 80 może więc idealnie wstrzelić się w oczekiwania tych osób, które chcą jeździć autem elektrycznym pozbawionym fajerwerków. I co jak co, ale w tej roli sprawdzi się doskonale.
Przede wszystkim Skoda Enyaq iV 80 jest bardzo przestronna
I jednocześnie nie jest wielka. Ma 4649 mm długości i rozstaw osi wynoszący 2765 mm. Szerokość to "tylko" 1879 mm, czyli okolice Kodiaqa. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy centymetr przestrzeni jest tutaj doskonale wykorzystany. Jest to oczywiście zasługa platformy MEB, czyli kluczowego w procesie elektryfikacji dziecka grupy Volkswagena.
Dzięki przesunięciu kabiny do przodu udało się uzyskać naprawdę ogromne wnętrze. Ilość miejsca na tylnej kanapie jest bardzo imponująca (przy okazji kanapa jest wygodna i ma długie siedzisko, nie zapomniano też o podłokietniku, schowkach i gniazdach ładowania), a bagażnik o pojemności 585 litrów cieszy swoim ustawnym kształtem.
Dużo miejsca na nogi i nad głową, masa schowków (aż trzy kieszenie w oparciach foteli!) i osobna strefa klimatyzacji.
Jakby tego było mało, to pod nim kryje się jeszcze sporych rozmiarów schowek na kable. Oczywiście jest tutaj garść haczyków, uchwytów czy nawet gniazdo 12V. W końcu to Skoda, a Czesi zdecydowanie wyróżniają się dbałością o takie detale. Szkoda tylko, że z przodu zamiast dodatkowego kufra mamy przestrzeń zajętą przez jednostkę napędową.
Kokpit wygląda znajomo, nieprawdaż?
Skoda poszła tutaj w dobrym kierunku i postawiła na nawiązanie w stylistyce do deski rozdzielczej z Octavii. Nie oznacza to jednak, że są one niemal identyczne. Przede wszystkim Enyaq zyskał wiele własnych wyróżników. Na przykład przed kierowcą znajduje się jedynie mały prędkościomierz. Podobnie jak w Volkswagenie ID.3 zainstalowano tutaj bardzo skromny pod kątem wymiarów wyświetlacz (ma 5 cali), który przekazuje wyłącznie podstawowe dane - prędkość, zasięg, informacje z nawigacji i tempomatu. Jeśli chcecie odnaleźć dane dotyczące zużycia energii, to musicie już zapuścić się w meandry systemu multimedialnego. Szczerze mówiąc jest to dość upierdliwe i irytujące - tym bardziej, że resetowanie danych wygląda "spaceru" po kilku zakładkach.
Sam system multimedialny pod kątem grafiki i obsługi jest w zasadzie taki sam jak w Skodzie Octavii. Tym, co go wyróżnia, jest wykorzystanie 13-calowego ekranu z wyświetlaczem o bardzo wysokiej rozdzielczości. Dobrze komponuje się on z kokpitem tego auta, choć sięganie do skrajnie położonych kafelków jest trudne i nawet przy moich długich rękach wymagało oderwania pleców od oparcia fotela.
Pod ekranem, nawiewami i panelem z kluczowymi przyciskami znajdziemy tunel środkowy pełen schowków i skrytek. Znajdziemy tutaj dwa gniazda USB-C, ładowarkę indukcyjną, miejsce na drugiego smartfona, uchwyty na kubki i otwartą kieszeń. A jakby tego było mało, to cały tunel środkowy jest podwieszany, dzięki czemu pod nim wygospodarowano kolejne dwie duże półki. No i oczywiście jest jeszcze głęboki schowek w podłokietniku, skrytki w drzwiach i zapas przestrzeni przed pasażerem.
Jak można ocenić materiały wykończeniowe?
Szczerze mówiąc naprawdę ciężko jest się do czegoś przyczepić. Boczki drzwi i deska rozdzielcza pokryte są miękkimi plastikami i skóropodobną tkaniną. Fotele w testowanym egzemplarzu także obszyto skórą.
Jedynym słabym elementem, zarówno pod kątem ergonomii i wykończenia, jest uchwyt do zamykania drzwi. Opisywać go nie będę - zobaczcie jak wyglada i oceńcie sami to rozwiazanie.
A teraz najlepsze: Skoda Enyaq iV 80 ma świetny zasięg i jest wyjątkowo oszczędna
Wszystko to jest zasługą dużej baterii o pojemności 82 kWh (77 kWh realnie wykorzystywanych). To w tej chwili topowa opcja w Enyaqu i jednocześnie ta zdecydowanie warta uwagi. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - uzyskanie deklarowanego przez Skodę zasięgu na poziomie 400 kilometrów jest tutaj w pełni wykonalne. Nie tyczy się to wyłącznie jazdy miejskiej, a podróżowania w trasie. Otóż elektryczna Czeszka zadziwiająco oszczędnie obchodzi się z prądem. Przy prędkości do 120 km/h zapotrzebowanie na prąd waha się w granicach 20-23 kWh. W mieście zaś bez jakiejkolwiek zabawy w eko-jazdę da się uzyskać wartości na poziomie 15-18 kWh.
Pierwsza jazda Enyaqiem trwała raptem kilka godzin. W tym czasie pokonałem dokładnie 160 kilometrów i zużyłem średnio 19,6 kWh. W tym czasie zrobiłem jednak próby przy 100-140 km/h, na chwilę docisnąłem gaz do podłogi, aby sprawdzić prędkość maksymalną (160 km/h), oraz weryfikowałem przyspieszenie z gazem w podłodze.
Ta ostatnia rzecz jest szczególnie ciekawa. Nowe auta elektryczne przyzwyczaiły nas do zaskakujących osiągów. Tymczasem w Enyaqu zaskoczeniem jest brak takowych. 204 KM brzmią nieźle, ale entuzjazm nieco opada przy spojrzeniu na masę samochodu. Ta wynosi nieco ponad dwie tony, tak więc jednostka elektryczna ma sporo pracy. Wynoszący 310 Nm moment obrotowy także musi zakasać rękawy i wykorzystywać swój potencjał.
Pierwsza setka pojawia się na zegarach w 8,5 sekundy. Do tej wartości elektryczna Skoda rozpędza się bardzo sprawnie, aczkolwiek po przekroczeniu magicznej granicy możliwości tego auta stają się zdecydowanie skromniejsze. Trudno to jednak uznać za wadę w momencie, w którym specyfikację Enyaqa można porównać mniej więcej do 150-konnego Kodiaqa 1.5 TSI.
Hamulce kontra rekuperacja
W modelu z baterią 80 kWh standardowo otrzymujemy łopatki za kierownicą, którymi zarządzamy rekuperacją. Mamy tutaj trzy poziomy działania, a do tego dostępny jest tryb B, działający cały czas z konkretną siłą. Przyznam szczerze, że lubię bawić się ręcznym sterowaniem rekuperacją, gdyż daje to najlepsze efekty. Na długich odcinkach "z góry" można ją ograniczyć, aby nabrać prędkości, zaś widząc zmieniające się światła warto włączyć lekkie odzyskiwanie energii. Nie tylko bez problemu dohamujemy do skrzyżowania, ale też przede wszystkim nie będziemy zużywać klocków i tarcz (a przy okazji odzyskamy odrobinę energii).
Miło zaskakuje prowadzenie
Skoda Enyaq iV 80 może i jest ciężka, ale koncern Volkswagena znalazł dobre rozwiązanie pozwalające na zachowanie odpowiednich właściwości jezdnych. Postawiono tutaj na napęd na tylną oś. W kolejnych miesiącach poznamy wariant AWD, a odmiana RWD jest obecnie jedyną oferowaną. Przekazywanie całej mocy na tył zapewnia nie tylko lepszą trakcję, ale także odciąża układ kierowniczy. Tym samym nie spotka nas tutaj zjawisko "torque steering". Tendencja do podsterowności jest widoczna, aczkolwiek wektorowanie momentu obrotowego skutecznie ją wygasza.
Co ciekawe gdy zbyt szybko wejdziemy w zakręt i za wcześnie dodamy gazu, tylna oś będzie próbowała nieco uciec spod naszej kontroli. Nie liczcie jednak na efektowne drifty wokół latarni pod Tesco - ESP jest niewyłączalne i ingeruje bardzo szybko.
Amortyzacja? Zawieszenie to kompromis pomiędzy odpowiednio sztywnymi nastawami, a sporym komfortem podróżowania. Nadwozie nie buja się niczym mała i źle wyważona łódka rzucona na wzburzone morze. Zarazem na nierównościach czy progach zwalniających nic nie tłucze i nie dobija.
Układ kierowniczy jest odpowiednio komunikatywny, choć daje dość sztuczne odczucia z jazdy. O dziwo nie oferuje też "dużej lekkości" w operowaniu, zwłaszcza na postoju. To dość duża niespodzianka, choć zadziwiająco sympatyczna.
Skoda Enyaq iV 80 kosztuje co najmniej 211 700 zł
Nie jest to niska kwota, a od niej dopiero zaczyna się cała zabawa. Egzemplarz, który widzicie na zdjęciach, to jeden z samochodów z wczesnej produkcji, do tego wyposażony pod korek. Ceny tego auta nie udało mi się ustalić (gdyż konfigurator i cennik podają nieco sprzeczne dane), ale z łatwością przekracza ona 260 000 zł. Dużo? Owszem, choć jak na tak przestronne i efektywne auto elektryczne nie jest to wygórowana kwota. Do tego jest to jeden z nielicznych przedstawicieli segmentu, który tak jak wspomniałem nie stawia na futurystyczną stylistykę.
Powiem więcej - Skoda Enyaq jest bardzo uniwersalna wizualnie i zarazem zupełnie nie zwraca na siebie uwagi. Czesi nazywają to auto SUV-em, ale moim zdaniem bliżej mu do nieco rozbudowanego kombi. Prześwit nie jest tutaj zbyt duży, tak więc poza utwardzonymi drogami raczej nie warto się pojawiać.
Do plusów tego auta należy front - z ciekawymi lampami, nie podzielonymi na dwie części jak w spalinowych SUV-ach. Prosta i estetyczna linia boczna oraz minimalistyczny tył tworzą spójny i przyjemny dla oka zestaw.
Z jakimi autami konkuruje Enyaq?
To trudne pytanie, gdyż tak naprawdę rynek aut elektrycznych mocno się zmienia. W tej chwili model ten można zestawić z Volkswagenem ID.4 (debiutującym właśnie na polskim rynku), czy z Teslą Model Y. Teoretycznie gdzieś w tej lidze gra też IONIQ 5, choć jest to auto o zupełnie innym profilu i bardzo specyficznej stylistyce.
Skoda Enyaq iV 80 - moja opinia
Czeski elektryk miło mnie zaskoczył. Nie jest udziwniony jak nowości Volkswagena i ma znacznie przystępniejsze w obsłudze multimedia (a to ważna rzecz). Jednocześnie przy tak niskim zapotrzebowaniu na prąd staje się wyjątkowo kuszącą propozycją, która może być bardzo uniwersalna także podczas długich podróży. Na polskim rynku wielkiego sukcesu mu nie wróżę (przynajmniej dopóki nie pojawi się system atrakcyjnych dopłat), ale w pozostałych europejskich krajach z pewnością będzie częstym wyborem.