Skoda Octavia RS 2.0 TFSI DSG

Też macie to dziwne wrażenie, że wokół Was jest ciemno i zimno? Ktoś zabrał Wam słońce, zatruwszy powietrze dziwną bielą odbierającą wszelki entuzjazm życiowy? Podobno w grudniu to normalne. Ale jest jeden niezawodny sposób na odmianę tego stanu rzeczy. Wystarczy trafić na błysk. Błysk mocy.

Godzina 16:20. Grudniowe popołudnie w środku tygodnia. Zimowa ciemność zalewa miejskie ulice, a dzień przecieka niepostrzeżenie między wskazówkami zegarka. Gdzie podziało się światło? Nie ma go rano ani po południu. Gdyby choć jeden blask, jeden promyk na kilkanaście minut zajrzał przez okna pomieszczeń i rozbił w proch zimową melancholię... Nic z tego. Praca to godziny brzęczenia świetlówek zawieszonych nad biurkami oficerów korporacji. Wreszcie wychodzę na parking po całym dniu tkwienia w potrzasku, pragnąc poczuć coś innego, świeżego, jasnego...

Wsiadam do niebieskiej Octavii RS, która wita mnie na dzień dobry dyskretnym blaskiem lampek umieszczonych pod zewnętrznymi lusterkami. Drzwi zamykają się z solidnym kłapnięciem grubych uszczelek. W uszach dźwięczą mi słowa Karoliny. "Czekamy na ciebie z kolacją. Może choć raz będziesz o czasie". Jasne. Jasne, że będę... Jak mógłbym nie być. Uruchamiam silnik, a wskazówki zegarów zataczają krąg, ocierając się o maksymalne wartości. Przez ułamek sekundy prędkościomierz pokazuje 270 km/h... To znak, że nie siedzę w zwykłej rodzinnej Skodzie za ok. 50 tys. zł, lecz w jej wyjątkowej odmianie za minimum dwukrotność tej kwoty (Octavia RS kosztuje od 106 200 zł wzwyż).

Jeśli pominąć niezbyt krzykliwe ospoilerowanie i podwójną końcówkę wydechu z tłumikiem zawieszonym nisko nad ziemią, właściwie nic nie wskazuje na możliwości tego samochodu. A jednak... Chodzi przecież o chwile, gdy Ania i Bartek zapięci z tyłu w fotelikach dziecięcych uśmiechają się od ucha do ucha, a Karolina krzyczy z bocznego fotela: "Niedobrze mi! Przestań - wiesz, że tego nie lubię".

Tylko na to czekam
To błysk mocy, który wybawia mnie od codziennej monotonii grudnia spowitej ciężką bielą martwego powietrza. Coś, co wyciąga z ciemności i przetacza krew w rytmie pracy układu korbowo-tłokowego, stabilizowanego dwoma wałkami wyrównoważającymi. Do wykarmienia 200-konnej fabryki wrażeń spoczywającej nad przednią osią Skody potrzeba bezpośredniego wtrysku paliwa oraz turbosprężarki, zdolnej wpompować odpowiednio dużo powietrza do komór spalania czterocylindrowej jednostki TFSI.

Wszystko razem zapewnia impuls. Potrzebuję go teraz bardziej niż Prozacu. Po dniu ciężkiej pracy w sztucznym oświetleniu, zasiadam za sterami Octavii RS i redukuję biegi, dojeżdżając do skrzyżowania. Plastikowa manetka ze znakiem "minus" przytwierdzona do kierownicy klika pod moim palcem przy akompaniamencie silnika nabierającego obrotów. Spod maski dobiegają ciche syknięcia, przerywane załączaniem kolejnych biegów. 4-3-2-1-stop. Tuż przed zatrzymaniem dwusprzęgłowa skrzynia biegów poszarpuje samochodem, gubiąc płynność ruchu. To zapowiedź.

Czuję pod skórą nadejście szarży mocy...
Umieszczony między zegarami komputer pokładowy pokazuje temperaturę oleju, wzrastającą do 94 stopni Celsjusza. Czerwone światło sygnalizatora zalewa moje czoło, przenikając gałki oczne. Robię delikatnego zeza, zatapiając spojrzenie w jego ostrej, ciepłej barwie. Kłóci się z żółtą poświatą latarni ulicznych penetrujących wnętrze Skody, wykończone czarnymi tworzywami i ciemną podsufitką. Plastikowe imitacje aluminium potęgują wrażenie chłodu.

W ciemności zimowego popołudnia czekam na skrzyżowaniu na jeden promyk zieleni, który na chwilę wpuści pod moje powieki puls życia. Zaczyna się! Dreszcz na moment przechodzi po plecach, a impuls przeszywa układ nerwowy, biegnąc w kierunku prawej stopy. Wciskam przytwierdzony do podłogi metalowy pedał gazu. Octavia RS wyrywa do przodu, gubiąc przyczepność pod napędzanymi kołami.

Linia maski unosi się do góry, a manetka zmiany biegów klika, zapinając kolejne przełożenie - bez zwłoki, bez utraty ciągu. DSG wrzuca "dwójkę", w mgnieniu oka zbijając wskazówkę obrotomierza w dół. Ciąg dwulitrowego TFSI, wydającego z siebie delikatny warkot, przeszywa przednią gródź, po czym prawie od razu linie przerywane między pasami ruchu zaczynają zlewać się w jedną całość. Szybciej - łapiąc do wnętrza samochodu toń sodowych lamp miejskiego oświetlenia, zmuszam wskazówkę obrotomierza do osiągnięcia czerwonego pola... "Trójka", dość! Stop! Wewnętrzny dzwonek podświadomości przypomina o przepisach ruchu drogowego. Na sekundę, na moment, na jeden łyk normalności.

Nie, nie... Nie teraz. Czy to już koniec?
Znów przykryje mnie nijakość zimnego wieczora. Wilgoć mokrych ulic i zapach miejskiego powietrza osłodzonego dymem z kominów przepalających odpadki. Nie chcę tego! Krzyczę wewnątrz siebie zagłuszając rozsądek. Bez zbędnych redukcji naciskam pedał gazu. Silnik z "niskiej trójki" podrywa się do boju. Kopniak maksymalnego momentu obrotowego (280 Nm) dostępnego już od 1800 obr./min ponownie zaczyna wbijać w oparcie siedzenia pokrytego alcantarą.

Blask latarni buszuje po wnętrzu Skody pędzącej wąską ulicą wzdłuż szeregu zaparkowanych aut. Wskaźnik chwilowego spalania szaleje w okolicach 45 l/100 km, a skrzynia DSG, tym razem przełączona w automatyczny tryb sportowy, przeciąga zmiany biegów aż do ostatniego momentu. Wszystko przy cichym warkocie połączonym ze świstem. RS-ka jest w swoim żywiole - w samym środku błysku mocy, budującego wrażenie gonitwy donikąd, jakie towarzyszy wciskającym w fotel przyspieszeniom.

Nagle przednie koła gubią na moment przyczepność... Z głębi deski rozdzielczej dobiega ostrzegawczy brzęczyk, informujący o spadku temperatury zewnętrznej i możliwym oblodzeniu jezdni. Strach każe przestać. Kontrola trakcji złowrogo błyska, przypominając o śliskim asfalcie pokrytym świeżo zmarzniętym deszczem. Trzymam kierownicę mocno, w każdej chwili gotowy do odpuszczenia gazu w odpowiedzi na nieplanowaną podsterowność.

Gonitwa trwa dalej!
Znów dotykam świata dzikiej prędkości, od której pozornie stateczną Skodę z 585-litrowym bagażnikiem i mnóstwem miejsca na tylnej kanapie dzielą sekundy frywolnej zabawy prawą nogą. Redukcje biegów to serie strzałów, między którymi obrotomierz skacze do góry, a silnik świszczy, czekając na kolejne rozkazy.

Tuż przed wejściem w zakręt da się wyczuć, że hamulcom z efektownymi czerwonymi zaciskami brakuje morderczego chwytu, typowego dla mocniejszych hothatch-y. Z drugiej strony właśnie dzięki temu łatwiej jest je dawkować w czasie dużo spokojniejszej jazdy. To samo dotyczy układu kierowniczego Skody. RS-ka posłusznie składa się w zakręty, ale wspomaganie kierownicy nie poraża sportowo skalibrowaną sztywnością. Jest jakby... przeniesione z innych, słabszych aut bazujących na platformie Golfa piątej generacji. Nieco syntetyczne, choć ciągle gotowe, by bez protestów przyjąć wyzwanie współpracy z 200-konnym benzyniakiem.

Na tym nie kończy się lista kompromisów, które wypełniają Octavię RS. Należy do nich również całkiem komfortowe zawieszenie z kolumnami MacPhersona z przodu i układem wielowahaczowym, prowadzącym tylną oś.

W rytmie buczącego basu...
...płynącego wprost z niezbyt dobrego, choć aż 12-głośnikowego audio (1500 zł dopłaty!), podwozie Skody pozwala wprost przelatywać nad szarością dziurawej miejskiej nawierzchni. Niżej (o 12 mm) i sztywniej od "cywilnych" kuzynek Octavii RS, jednak ciągle niezwykle komfortowo jak na kompaktowych rozmiarów auto, osiągające "setkę" w godne podziwu 7,3 sek. Dzięki umiejętnie zestrojonemu zawieszeniu nawet opcjonalne 18-calowe felgi RS-ki (1300 zł dopłaty) obute w niskoprofilowe opony nie są w stanie wyrządzić krzywdy kręgosłupom pasażerów.

Przednie siedzenia o odpowiedniej twardości także wpływają na ogólny poziom wygody podróży, choć daleko im do kubłów z bocznym podparciem sięgającym łokci. Za dopłatą 900 zł można je za to wyposażyć w bardzo wydajne trójstopniowe podgrzewanie, które co ciekawe za kolejne 600 zł więcej może obejmować także zewnętrzne miejsca tylnej kanapy. Ale to chyba opcja dla tych, którzy nie używają szybkiej Skody tak, jak powinni. Ja do nich nie należę, dlatego rozpalony miejską gonitwą za błyskiem mocy zjeżdżam na stację benzynową, by na moment ostudzić temperament pod dystrybutorem. Spodziewam się najgorszego. W drodze do kasy słyszę w kieszeni dzwonek telefonu...

To Karolina
Znów czeka na mnie o godzinę dłużej niż jej obiecywałem. Spokojnym głosem, trzymając telefon w trzęsącej się dłoni, przysięgam wrócić do domu w ciągu kwadransa, po czym patrzę na paragon. Czy rzeczywiście jest aż tak źle? Kamień z serca - już pobieżna arytmetyka wskazuje na całkiem przyzwoite wartości spalania 200-konnej Skody. 12,7 l/100 km przy ostrej jeździe miejskiej z wykorzystaniem możliwości silnika i niecałe 7,8 przy dynamicznej podróży w trasie. Octavia RS naprawdę jest niesamowicie uniwersalna. Nie za twarda, wystarczająco zrywna, a dzięki DSG odporna na talent Karoliny do dewastowania sprzęgieł oraz moją nerwowość podczas postojów w korkach. Kończąc luźne myśli, chowam paragon do kieszeni i spoglądam na kasjerkę dziwnie wpatrzoną w półkę z chipsami stojącą tuż za mną.

- Ciemno dziś, prawda? - rzucam od niechcenia.
- Tak, nienawidzę grudnia. Człowiek potrzebuje światła. Choćby jednego błysku... Wie pan o co chodzi?
- Jasne, że wiem. Nawet czuję, że zaraz nadejdzie taki błysk - mówiąc to, obracam w dłoni klucz do niebieskiej Octavii RS. Czas jechać do domu...

Zalety:
+ mocny, dobrze brzmiący i dość oszczędny silnik
+ zawieszenie będące niezłym kompromisem na nasze drogi
+ przestronne i funkcjonalne wnętrze
+ atrakcyjny wygląd

Wady:
- wysoka cena
- zbyt przeciętny układ kierowniczy
- plastikowe manetki do zmiany biegów poruszające się razem z kierownicą
- w polskiej ofercie brakuje odjazdowego lakieru Rallye Green Metallic - sprawdźcie go na brytyjskiej stronie internetowej Skody

Podsumowanie:
Rodzinne GTI w wersji "light". Szybkie, pełne udanych kompromisów, ale też niestety dość drogie. Ta Skoda z pewnością jest Simply Clever - i to w pełnej rozciągłości znaczenia tego hasła...