Skoda Yeti 1.8 TSI 4x4 Laurin & Klement
Mało kto wie, że Skoda, poza przebojową Octavią, małą Fabią, czy ekstremalnie przestronnym Superbem, produkuje jeszcze zupełnie inne pojazdy. W ofercie Czesi maja autobusy, trolejbusy, tramwaje czy... lokomotywy. Dlatego my właśnie zajmiemy się czymś zupełnie innym.
Gdyby umiejscowić Yeti w gronie produktów "kolejowych", to można byłoby porównać ją do małego wagonu. W miarę przestronne, kanciaste, na kółkach. W widocznej na zdjęciach wersji, nie dość że ten "wagon" jest samobieżny, to jeszcze całkiem szybki - koła napędza jednostka 1.8 TSI o mocy 160 KM. A na dodatek to prawdziwa "salonka" - najbogatsza odmiana Laurin & Klement.
Za mało Laurina w Klemencie
Albo odwrotnie. Wnętrze testowanego Yeti powinno podkreślać wyjątkowość wersji wyposażenia. Oczywiście, na pokładzie znalazła się skórzana tapicerka w kolorze brązowym z kontrastowymi przeszyciami i wytłoczonym logo wersji. Znalazło się ono również na progach. Poza tym, kierowca oraz czwórka jego pasażerów dostają dokładnie to, co właściciele innych, lepiej wyposażonych Yeti. Od ciemnoszarych plastików, przez trójramienne koło kierownicy, wyświetlacz nawigacji satelitarnej, czy opcjonalny panoramiczny dach, po maksymalnie ergonomiczne przyciski, schowki, podłokietniki i inne tego typu elementy wnętrza. Jedynie fotel kierowcy dostał elektryczną regulację z pamięcią, co raczej rzadko się zdarza. Jakościowo to również jest typowa Skoda. Nie ma szału, ale na dobrą sprawę ciężko przyczepić się do czegokolwiek. Plastiki są dość miękkie, na boczkach drzwi znalazła się eko-skóra, a podczas jazdy nic nie wydaje niepożądanych dźwięków.
Jednak po L&K spodziewałem się dużo więcej. W prezentowanej konfiguracji nie robi takiego wrażenia, jak powinno. Na szczęście, na pocieszenie pozostają nam aspekty praktyczne. Tutaj Yeti mocno punktuje. Miejsca nad głową oczywiście wystarczy nawet w przypadku jazdy w kapeluszu - zarówno z przodu jak i z tyłu. Na nogi i na wysokości ramion również jest go w sam raz, żeby zająć odpowiednią pozycję. Pomaga w tym wygodny fotel, który choć pozbawiony nieco trzymania bocznego, jest naprawdę mocnym elementem wnętrza.
Z tyłu, dzięki osobnym, sprytnie składanym fotelom, da się stworzyć praktyczną "bagażówkę" bądź samochód dla pięciu osób, którym będzie względnie wygodnie. Oczywiście nie na bardzo długiej trasie - tutaj Yeti zdecydowanie lepiej wypada jako samochód czteroosobowy z dużym podłokietnikiem z uchwytami na napoje.
Nieco gorzej będzie się podróżowało w "przedziale bagażowym". Kufer z opcjonalnym kołem zapasowym robi się po prostu przeciętny - czterosoobowej rodzinie może nie wystarczyć na dwutygodniowe wakacje w górach. Na plus jest jego ustawność, dodatkowe schowki pod podłogą i łatwość powiększenia w przypadku składania siedzeń. Tylko wciąż uważam, że w samochodach tego typu, gdzie środkowe siedzenie składa się w podłokietnik, powinna być możliwość osłonięcia "dziury", która powstaje między przedziałem pasażerskim a bagażowym.
Czeskim ekspresem prawie jak po szynach
Pozostając w kolejowej estetyce tekstu tak można byłoby podsumować wrażenia z jazdy Yeti. Pod maską spoczywa znany z całej gamy produktów VAG silnik 1.8 TSI o mocy 160 koni mechanicznych. Prawie wszystkie te konie standardowo ciągną Yeti za przednią oś, za pośrednictwem sześciobiegowej przekładni manualnej. W przypadku jednak, kiedy nie ma dość trakcji, żeby Skoda zachowywała się przyzwoicie przy przyspieszaniu (i nie tylko), do akcji wkracza układ dopinający tylne koła, działający w systemie Haldex czwartej generacji.
To dobry system, który działa szybko i niepostrzeżenie, pozwalając nie tylko na bardzo szybkie ruszenie (8,4 sekundy w sprincie do 100 km/h), ale również na pewną jazdę po zakrętach o obniżonej przyczepności. Yeti zachowuje się przy tym wystarczająco neutralnie dla większości kierowców, zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter samochodu. To, co można zarzucić Skodzie, to brak możliwości "spięcia" napędu na stałe, choćby przy niewielkiej prędkości. Co prawda nie jest pełnoprawną terenówką, ale większość "miejskich SUV-ów" ma taką opcję - przydatne zwłaszcza przy ruszaniu zimą w ciężkich warunkach. Widać producent ufa w szybkość działania swojego systemu. To, co mamy do dyspozycji, jeśli chodzi o terenową jazdę, to jedynie system wspomagający zjeżdżanie ze wzniesień, osłony pod silnik i nieco wyższy prześwit.
Dynamika w sprincie, jak już wspomniałem, jest naprawdę dobra. Pod tym względem Yeti zupełnie nie ma się czego wstydzić. Mniej więcej do 120 km/h czarna Skoda zaskakuje chęcią do przyspieszania, i to mimo tego, że silnik ma nieco bardziej wyczuwalny moment zawahania po wciśnięciu pedału gazu niż na przykład w Passacie 1.8 TSI. Turbina pompuje ładnie, a wyprzedzanie jest dużą frajdą, zwłaszcza że skrzynia biegów z krótkim lewarkiem pracuje bardzo przyzwoicie i dość precyzyjnie. Tam, gdzie w grę przestaje wchodzić czysta moc silnika, a do głosu dochodzi godna prawdziwej lokomotywy aerodynamika, silnik mimo zapasu mocy i momentu obrotowego (250 Nm między 1500 a 4500 obr./min.) zwalnia nieco swoją chęć do szybkiego rozpędzenia "salonki z Kvasin". Elastyczność autostradowa jest na poziomie wystarczającym, ale w żadnym wypadku nie można już powiedzieć, że samochód jest bardzo dynamiczny.
Na pocieszenie zostaje przyzwoite prowadzenie. Zarówno dzięki napędowi na cztery koła, optymalnemu ustawieniu zawieszenia oraz udanemu układowi kierowniczemu, Yeti chętnie pokonuje zakręty, trzymając się przy tym całkiem dobrze obranego kierunku. W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że jedzie jak po szynach, ale to "prawie" jest całkiem słusznym określeniem. Pudełkowaty kształt i dość wysoko umieszczony środek ciężkości powodują wychylanie się nadwozia. Niezbyt niebezpieczne i dramatyczne, ale wyraźne. To spowalnia nieco zapędy kierowców do sprawdzenia, jak bardzo Yeti 1.8 TSI nadaje się na samochód "sportowy". Nie nadaje się. Zawieszenie jest dość sprężyste, ale wyważone dość "po niemiecku". W połączeniu z dużymi kołami powinno sprawiać, że komfort jest ograniczony.
I owszem, jest ograniczony, ale mimo wszystko jest. Nie można powiedzieć, że Yeti nie nadaje się na długą podróż. To oczywiście kwestia preferencji, ale na pewno nie będą nas po dłuższej jeździe boleć kręgosłupy, plomby nie wypadną, a pasażerowie nie będą domagać się przerw częściej niż będzie tego wymagać tankowanie. Dodatkowo wpływać będzie na to wyciszenie i choć przy wysokich prędkościach będzie wyraźnie słychać szum opływającego Skodę powietrza, to silnik został nieźle wygłuszony. Na dokładkę pracuje praktycznie bezwibracyjnie.
Drogie bilety
Za pierwszą klasę w wykonaniu Skody trzeba sporo zapłacić, ale wyposażenie jest bogate. Skoda sama zaparkuje, doprowadzi nas tam, gdzie chcemy, zagra nasze ulubione kawałki, podgrzeje zimą "cztery litery". Do tego wpuści słońce do środka, zabezpieczy w czasie wypadku, schłodzi w upalne dni (każdą stronę osobno) i dodatkowo będzie dobrze wyglądać w czarnym metalicznym kolorze i na specjalnych felgach. Jednak żeby rozpocząć przygodę z Yeti Laurin & Klement, trzeba mieć minimum 108 350 zł - taniej za L&K z tym silnikiem się nie da. Po dołożeniu wszystkiego, o czym wspomniałem wyżej, robi się całkiem niezła sumka - 118 150 zł. A to już wystarcza nawet na całkiem dobrze wyposażoną Octavię.
Do kosztów zakupu należy dołożyć jeszcze koszty eksploatacji. O ile podróżowanie w trasie potrafi skończyć się spalaniem w okolicach siedmiu litrów, to Yeti co 100 kilometrów na autostradzie zużyje ich około 9. W mieście spalanie oscyluje wokół danych fabrycznych (10,1 l/100 km), choć średnie testowe, z użyciem klimatyzacji oraz podczas prób przebicia się z centrum Warszawy w dowolne miejsce o dowolnej porze, skończyło na 10,6 l/100 km. Posiadanie ekskluzywnej wersji Yeti jak widać powoduje całkiem sporą dziurę w portfelu. Czy warto?
Zalety:
+ dynamiczny silnik o wysokiej kulturze pracy
+ praktyczne wnętrze
+ bogate wyposażenie
Wady:
- przeciętna ekonomika
- niewielki bagażnik
- za mało podkreślona ekskluzywność wersji
Podsumowanie:
Każdy musi chyba sam odpowiedzieć sobie na pytanie postawione przeze mnie na końcu testu. Yeti Laurin & Klement w wersji 1.8 TSI to moim zdaniem najciekawsza propozycja z gamy - zdecydowanie mniej oklepana od chociażby 2.0 TDI (swoją drogą, jeszcze droższego). Samochód ten ma kilka wad, mniejszych lub większych, ale w ogólnym rozrachunku jest dość udaną koncepcją. Cieszy, że Skoda wprowadza z powrotem L&K jako najdroższe, specjalne wersje swoich samochodów - nawiązanie do tradycji w ten sposób zawsze jest mile widziane. Mimo to Yeti w tej wersji za mało odróżnia się od wersji Elegance - może poza tym, że podobnie skonfigurowana odmiana Elegance będzie droższa i to sporo. Możemy więc mieć "więcej i taniej". Dynamiczny silnik, udane zawieszenie i bogate wyposażenie skuszą miłośników miejskich SUV-ów. Niewielki bagażnik i wysokie spalanie raczej wyślą tych najbardziej "praktycznych" w inny kąt salonu Skody. Czyli: na pewno dobrze, że jest w ofercie. Bez wątpienia jest to niezły samochód. Ale czy sensowny? A czy potrzebne są wyłącznie sensowne samochody?