Spór o zakaz sprzedaży samochodów spalinowych narasta. W branży wyrosły dwie strony

Oficjalnie zakaz sprzedaży samochodów spalinowych ma wejść w życie w 2035 roku. Coraz większa liczba producentów apeluje o zmianę daty, widząc w niej potencjalne zagrożenie dla całej branży. Są jednak firmy, które wręcz proszą o zachowanie tej daty. Skąd u nich taki punkt widzenia? Wszystkiemu winna jest oczywiście strategia.

Kilka dni temu Hakan Samuelsson, obecny dyrektor wykonawczy Volvo, udzielił dość ciekawego wywiadu. Ściągnięty z emerytury menadżer ma dokonać cudu. Szwedzka marka pod rządami Jima Rowana zabrnęła w bardzo dziwne miejsce. Chciała rywalizować z Teslą i postawiła na nowoczesne oprogramowanie i na pełną elektryfikację. Tym samym zakaz sprzedaży samochodów spalinowych był tutaj bardzo na rękę. Jak jednak wiemy nowa koncepcja odbiła się dużą "czkawką", gdyż sprzedaż spadła, a nowe konstrukcje trapi dużo problemów.

Samuelsson w ciągu dwóch lat ma wdrożyć program naprawczy, a także szuka i szykuje odpowiedniego kandydata na jego fotel. Zgodnie z jego koncepcją, będzie to osoba ze struktur marki, która da radę utrzymać przyjętą strategię.

Szwedzki menadżer podkreślił w wywiadzie, że "przyszłość motoryzacji jest na pewno elektryczna", a wprowadzenie zakazu sprzedaży pojazdów z silnikami spalinowymi powinno być utrzymane. Teraz podobną opinię wyraził szef siostrzanego Polestara, Michael Lohscheller.

I tu pojawia się powód, dla którego niektóre marki twierdzą, że zakaz sprzedaży samochodów spalinowych w 2035 roku musi wejść w życie. Otóż nie mają one pola do popisu

W ostatnich latach wiele koncernów przyjęło różne strategie. Niektórzy postawili na elektryfikację, ale zachowali też gamę silników spalinowych. Mając znacznie większe możliwości mogli w kryzysowej sytuacji zainwestować w rozwój nowych jednostek hybrydowych. Tak zrobiła grupa Volkswagena, co widać po działaniach właśnie Volkswagena, ale także Porsche czy Audi.

Podobną strategię przyjął Mercedes, aczkolwiek tutaj kwestia rozwoju nowych silników jest pod znakiem zapytania. Możliwości finansowe koncernu otwierają jednak drzwi do alternatywnych rozwiązań, takich jak potencjalny zakup silników 2.0 od BMW.

BMW z kolei nie zrezygnowało ze sprzedaży silników spalinowych i ciągle je rozwija. W tym samym czasie inwestowali też w elektryfikację, co dało im bardzo komfortową pozycję w obecnych czasach.

Volvo i Polestar są na drugim krańcu spektrum, nawet pomimo wsparcia ze strony właściciela, grupy Geely

Mówimy tutaj o dużo mniejszych markach, które mają ograniczone pole do działania. Choć ich właściciel, wspomniane Geely, to gigant, to w praktyce ich udział w codziennych działaniach Volvo i Polestara jest wbrew pozorom mniejszy, niż by się mogło wydawać.

zakaz sprzedaży samochodów spalinowych 2035

Co więcej, Geely nie jest skore do inwestowania w silniki spalinowe, gdyż trzyma się swojej globalnej strategii. Volvo z kolei nie do końca chce budować samochody Geely z własnym znaczkiem, choć właśnie stworzyło drugi taki samochód - chińskie XC70. Ten model paradoksalnie może trafić do Europy, będąc kołem ratunkowym.

Volvo i Polestar naciskają więc na to, aby nie rezygnować z zakazu sprzedaży samochodów elektrycznych w 2035 roku, gdyż dla nich jest to największa szansa na utrzymanie się na powierzchni i na zachowanie konkurencyjności. Samuelsson podkreślił, że w jego opinii do 2035 roku kilka "zachodnich" europejskich marek motoryzacyjnych zniknie z rynku. Myślę, że wbrew pozorom na liście kandydatów może być właśnie jego własna firma.

Kto ma rację?

Na to pytanie nie ma poprawnej odpowiedzi. Ja osobiście uważam, że zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku nie przyniesie nam niczego dobrego, a jedynie pogrąży i tak kulejącą branżę motoryzacyjną w Europie. Tutaj toczy się walka o coś więcej, niż tylko o utrzymanie setek tysięcy miejsc pracy. Stawką jest niezależność od Chin, która maleje z roku na rok.

Źródło: Automotive News Europe