Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line | TEST

Zbliżając się ku kresowi kultowego Volkswagena, przygotowaliśmy dla Was materiał, który być może będzie ostatnim naszym doświadczeniem z tym modelem.

Już ponad rok temu słyszeliśmy bowiem o planach, które uwzględniały produkcję „garbusa” jedynie do końca 2018 roku. Nie było wtedy mowy o następcy. W maju tego roku potwierdziły się spekulacje dotyczące przyszłości modelu Beetle, jednak tym razem grupa Volkswagena jako przyczynę podała aferę dieselgate, a o braku następcy mówi się także w przypadku modelu Scirocco. Jeśli więc chcecie zdążyć kupić pociesznego Żuka, nie pozostało Wam zbyt wiele czasu. Postaram się w dużym stopniu przybliżyć, jak spisywał się retro-hatchback podczas tygodniowego testu.

Pozytywny wizerunek

Trudno nie uśmiechnąć się choć na chwilę, oglądając z bliska nietuzinkowego w swoim kształcie czarnego stwora. Testowana przez nas wersja R-Line jest jego bardziej sportową odsłoną, a tym samym jest mniej klasyczna w formie niż tańsza i uboższa Design. To jednak tę drugą darzę osobiście większą sympatią, w dużej mierze za sprawą świetnych, klasycznych wzorów felg, których nie spotkamy praktycznie w żadnym nowym aucie.

Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line | fot. Dominik Kopyciński

Sam Beetle jest stosunkowo dużym autem, przez co może wydawać się nieco przerośnięty, stojąc w towarzystwie innych aut. W naszym egzemplarzu szczególną uwagę zwracają duże, 19-calowe felgi o polerowanej powierzchni. W mojej opinii są nieco przesadzone, ale innym oglądającym się podobały. Dodatkowego charakteru najmocniejszej wersji dodają czerwone zaciski hamulcowe, powiększony spojler na klapie oraz dwie końcówki układu wydechowego umieszczone po przeciwnych stronach. Muszę przyznać, że te trzy cechy są mocnym argumentem za wersją R-Line, bowiem tylko w połączeniu z nią możemy zdecydować się na wybór silnika 2.0 TSI.

Niemiecka definicja stylu

We wnętrzu w pewnym sensie udało się zbudować pewien retro-klimat, ale nie jest to do końca to, czego oczekiwałbym po takim aucie. Volkswagen powinien brać przykład z Fiata, który w znakomity sposób zadbał o każdy detal w swoim flagowym produkcie, czyli „pięćsetce”. Tutaj niestety przebija się mnóstwo elementów z innych modeli, takich jak lewarek skrzyni DSG, zwyczajnie wyglądające fotele, typowa kierownica, znany i prosty w obsłudze ekran dotykowy, czy cały do bólu przeciętny panel klimatyzacji. Szczególnie ten ostatni element to idealna okazja do popisu – klienci w tak charakterystycznych projektach są w stanie wybaczyć nawet pewne niedoskonałości w obsłudze. Do diabła z szablonowością w takich autach jak Beetle!

Na szczęście jest kilka detali wartych dostrzeżenia, jak na przykład górny schowek przed pasażerem, którego nie spotkamy w Golfie, czy Passacie. Na kierownicy pojawił się charakterystyczny emblemat opisujący model, z kolei ciekawą formę zyskały zegary, które wstawiono w zagłębienie w kształcie litery D. Ciekawy jest ich układ – postawiono na symetrię, dlatego obrotomierz jest identycznej wielkości jak wskaźnik paliwa. Zwykle byłbym w stanie wyśmiać podobne rozwiązanie, ale w oryginalnych projektach właśnie o takie zabiegi chodzi. Szkoda, że czcionka nadal pozostała tą samą, której projektanci Volkswagena zapewne używają w swoich służbowych komputerach. Na pocieszenie, wzorem Scirocco, dostajemy za to trzy dodatkowe wskaźniki na szczycie deski rozdzielczej.

Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line | fot. Dominik Kopyciński

Czego by nie mówić, kabina wygląda na pewno ciekawiej niż w Golfie, czy kosmicznie przestarzałym już Scirocco. Nasz egzemplarz otrzymał przyjemną kolorystykę, w której główne skrzypce gra czerwone pokrycie foteli, dobrze współpracujące z kilkoma odcieniami szarości i czarnym fortepianowym lakierem, akurat tutaj odgrywającym pozytywną rolę. Jakość wykonania i montaż elementów stoją na zadowalającym poziomie, a miejsca jest pod dostatkiem o dziwo nawet z tyłu, gdzie przewidziano dodatkowe miejsce na głowę podcinając tuż przy tylnej szybie podsufitkę.

Poważnie potraktowano także kwestię praktyczności. Poza wspomnianym schowkiem przed pasażerem, mamy do dyspozycji jeszcze dwa inne w desce rozdzielczej i kilka w tunelu środkowym, a mnie najbardziej do gustu przypadły gumowe uchwyty w drzwiach, które bardzo stabilnie trzymały półtoralitrową butelkę wody. Mamy więc niezłą funkcjonalność, a nawet odrobinę stylu.

Wydajny popychacz

Pod maską testowanego auta drzemie 220 KM i 350 Nm, z czego ten drugi parametr według danych technicznych jest dostępny już przy 1500 obr./min. Rzeczywiście, Beetle z dwulitrowym silnikiem TSI przyspiesza bardzo zdecydowanie już przy niskim położeniu wskazówki obrotomierza, dzięki czemu praktycznie przez cały czas mamy do dyspozycji siłę, pozwalającą nawet bez redukcji sprawnie przyspieszyć. Szkoda, że rozpędzaniu towarzyszy typowy, przeciętnie brzmiący dźwięk, który ze średnim skutkiem został „przyozdobiony” dodatkowym, wydobywającym się prawdopodobnie z głośników. Zabrakło nawet typowych strzałów akcentujących zmianę biegu na wyższy.

Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line | fot. Dominik Kopyciński

W związku z tym, że Beetle 2.0 TSI jest naprawdę szybki, w skrajny sposób sprawdziliśmy także hamulce i zawieszenie. Powiększone przednie tarcze dobrze radzą sobie z wyhamowaniem prawie półtoratonowego auta, z kolei zawieszenie pozwala na dość radykalne zmiany kierunku jazdy. Tradycyjnie, kontrolę nad tym drugim sprawuje układ kierowniczy o przyjemnie krótkim przełożeniu, ale przeciętnym czuciu i reakcji. W ciasnych zakrętach pomoże nieźle działający układ XDS (elektroniczna szpera), któremu oczywiście daleko do mechanicznego rozwiązania. Beetle jest mniej więcej na tyle sportowy, na ile wygląda – czyli z umiarem. Niezłą pracą charakteryzuje się skrzynia biegów. Nie jest to jeszcze poziom znany z topowego Golfa R (przed-, jak i poliftingowego), ale w większości sytuacji przekładnia okazuje się dość sprawna i ciężko ją wyprowadzić z równowagi.

Ważnym elementem w prowadzeniu auta jest koło kierownicze i tu, podobnie jak w wielu innych modelach producenta z Wolfsburga, mamy do dyspozycji dość cienki, sporej wielkości wieniec, który mógłby mieć nieco bardziej regularne kształty i mocniej zaokrąglony przekrój. Trzyma się go bardzo pewnie, ale przez swoją „kanciastość” momentami staje się średnio przyjazny dla dłoni. Dobrym trzymaniem i niezłą wygodą charakteryzują się fotele, które także nie odbiegają zbytnio od innych produktów spod znaku VW.

Technologia na czasie?

Jak dwulitrowy motor benzynowy radzi sobie z popularną w dzisiejszych czasach ekonomią? Jeśli chodzi o podróże poza miastem – jest bardzo dobrze. Nawet podróżując z prędkością oscylującą wokół 140 km/h, mamy realną szansę zmieścić się w ośmiu litrach na każde 100 kilometrów. Trzeba jednak uważać w mieście, bo każde niespokojne ruchy prawą nogą niepotrzebnie angażują skrzynię biegów do redukcji. Zwyczajna jazda średnio zapchanymi ulicami da nam wyniki przekraczające 12, a nawet spokojnie dochodzące do 13, z kolei przy maksymalnym wykorzystaniu osiągów silnika nawet dwójka z przodu jest łatwa do osiągnięcia. Dodam tylko, że wyniki są niewiele lepsze od tych w Scirocco R przed facelitingiem, którym jeździłem kilka lat temu. A nawet wtedy nie były one zbytnio satysfakcjonujące.

Zużycie paliwa: Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG
przy 100 km/h 5,3 l/100 km
przy 120 km/h 6,5 l/100 km
przy 140 km/h 7,8 l/100 km
w mieście 12,7 l/100 km

Beetle ma kilka wpadek wpływających na czerpanie maksimum radości z prowadzenia. Po pierwsze, na pokładzie nie znajdziemy przycisku odłączającego kontrolę trakcji – na szczęście skalibrowano ją tak, by nie reagowała stuprocentowo w przypadku zerwania przyczepności, a w sposób dość poprawny dozowała siłę przekazywaną na koła (pod warunkiem jazdy po suchej nawierzchni). Po drugie, denerwujące okazuje się działanie systemu start-stop, który zawsze potrzebuje chwili na zastanowienie. Po trzecie – dlaczego zabrakło możliwości wyłączenia systemu Auto Hold, blokującego samochód np. podczas postoju na załączonym biegu? Nieprzyjemne uczucie „wyrywania” samochodu z asfaltu przy każdym ruszeniu nie każdemu przypada do gustu. Owszem, gdyby system działał bardziej delikatnie, nie miałbym nic przeciwko jego stałemu załączeniu.

To jeszcze nie koniec. Nie wiadomo dlaczego, tryb manualny skrzyni przełącza się z poziomu D, a nie S, oznaczającego jej sportową pracę. W związku z tym, jeżdżąc dynamicznie, nie możemy szybko włączyć trybu manualnego – oczywiście poza wciśnięciem łopatki, ale wtedy po kilku sekundach braku ingerencji z naszej strony skrzynia i tak powraca do pełnego automatu. Optymalnym byłoby oczywiście rozwiązanie znane z innych modeli grupy Volkswagena (np. Golfie R lub Audi S3), w których przełączanie między trybami D i S odbywa się „dotykowo”, a więc pozycja lewarka w obu przypadkach jest w jednakowej pozycji.

Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line | fot. Dominik Kopyciński

Beetle jako model mający już kilkuletni staż na rynku nie jest też autem wykorzystującym wszystkie nowinki technologiczne. Brakuje tu choćby wyboru trybów jazdy, ustawiających twardość amortyzatorów, siłę działania pedału gazu i układu kierowniczego, czy kilku systemów bezpieczeństwa, które producent już dawno zastosował w tańszych modelach. Dla mnie osobiście nie są to specjalne wady, ale myślę, że mimo wszystko warto na to zwrócić uwagę. Krótko mówiąc – Beetle, podobnie jak Scirocco, stał się dla Volkswagena czymś w rodzaju oprogramowania, któremu producent nie chce już zapewniać wsparcia technicznego.

Słona dopłata za styl

Mimo to, Volkswagen życzy sobie bardzo dużo praktycznie za każdą wersję współczesnej interpretacji „garbusa”. Cennik rozpoczyna się od niecałych 80 tysięcy złotych za 105-konną odmianę silnika 1.2 zestawioną z poziomem wyposażenia Design, który jest na szczęście na dobrym poziomie i obejmuje m.in. czujniki parkowania z przodu i z tyłu, automatyczną klimatyzację, tempomat, czy radio z CD i MP3, czytnikiem kart SD i 8 głośnikami.

Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line | fot. Dominik Kopyciński

Zabraknie z kolei sterowania z kierownicy, reflektorów ksenonowych, sportowych foteli z regulacją lędźwiową, czy świetnie grającego zestawu audio firmowanego przez producenta gitar – amerykańskiego Fendera. Za kwotę 118 990 złotych otrzymujemy testowaną wersję R-Line z silnikiem 2.0 TSI i „automatem”, która wciąż nie ma „wszystkiego”. Egzemplarz ze zdjęć skonfigurowano bowiem na niespełna 140 tysięcy złotych.

Podsumowanie

Czy można się zakochać w Volkswagenie Beetle? Być może tak. Doceniam „garbatego” za zewnętrzny styl, dobrze odrobioną lekcję z mechaniki, przyjemnie grający zestaw audio, czy funkcjonalną i całkiem przestronną kabinę. Nie kupuje mnie przeciętne brzmienie silnika, a przede wszystkim projekt wnętrza, w którym zbyt wiele zapożyczono z innych modeli. Beetle jest trochę za mało szalony, jak na potencjał, który drzemie w legendzie i wyjątkowym klimacie tego modelu. Miejmy nadzieję, że Volkswagen, mimo odrzucenia pomysłu następcy, kiedyś do niego wróci. I zrobi to z większym przytupem, szczególnie, jeśli nie będzie chciał zrezygnować z wysokich cen.

Dane techniczne

NAZWA Volkswagen Beetle 2.0 TSI DSG R-Line
SILNIK benzynowy, turbo, R4, 16 zaw.
TYP ZASILANIA PALIWEM wtrysk bezpośredni
POJEMNOŚĆ 1984
MOC MAKSYMALNA 220 KM (162 kW) przy 4500-6200 obr./min.
MAKS. MOMENT OBROTOWY 350 Nm przy 1500-4400 obr./min.
SKRZYNIA BIEGÓW automatyczna, 6-biegowa
NAPĘD przedni
ZAWIESZENIE PRZÓD kolumny MacPhersona
ZAWIESZENIE TYŁ wielowahaczowe
HAMULCE tarczowe went./tarczowe
OPONY 235/40 R19
BAGAŻNIK 310/905
ZBIORNIK PALIWA 55
TYP NADWOZIA hatchback
LICZBA DRZWI / MIEJSC 3/4
WYMIARY (DŁ./SZER./WYS.) 4288/1825/1488
ROZSTAW OSI 2524
MASA WŁASNA / ŁADOWNOŚĆ 1376/494
MASA PRZYCZEPY / Z HAMULCEM -/-
ZUŻYCIE PALIWA 9,0/5,5/6,8 (test: 12,7/6,5/-)
EMISJA CO2 157
PRZYSPIESZENIE 0-100 km/h 6,7
PRZĘDKOŚĆ MAKSYMALNA 231
GWARANCJA MECHANICZNA 2 lata
GW. PERFORACYJNA / NA LAKIER 12 lat/3 lata
OKRESY MIĘDZYPRZEGLĄDOWE wg wskazań komputera
CENA WERSJI PODSTAWOWEJ Design 1.2 TSI: 79 190
CENA WERSJI TESTOWEJ 118 990
CENA EGZ. TESTOWANEGO 138 210