Volvo V40 Cross Country D4 Summum A/T
Mamy już wiosnę, ale przywołajmy sobie w pamięci jeszcze na chwilę zimę - te milsze fragmenty, a nie jej długość. Było biało i pięknie - w sam raz, żeby opuścić szare, brudne, zasolone miasto i wyjechać na wieś podziwiać naturę. A jak wiadomo, do tego potrzebny jest odpowiedni samochód.
Bierzemy więc starego Suzuki Samuraia, albo nowsze Jimny i... wróć! To nie ta bajka i nie ten test. W końcu należymy do tzw. "klasy średniej", mamy trochę pieniędzy, może nawet jesteśmy "lemingami" i mamy pewne wymagania co do samochodu, poza tym, że dowiezie nas na koniec świata. Pewnie lepiej by było, żeby dojechał trochę bliżej po bezdrożach, a dalej po autostradzie. I żeby mało palił. I żeby był bezpieczny. I elegancki. I dynamiczny. I komfortowy. I w ten sposób trafiamy do Volvo. Zwykłe V40 jest za bardzo "miejskie". XC70 jest za duże, a XC60 z kolei jest SUV-em, co też nie do końca nam pasuje. Na szczęście Szwedzi postanowili zrobić coś pomiędzy. Kompaktowy samochód, z podniesionym nadwoziem i osłonami - V40 Cross Country. No to bierzemy - z mocnym dieslem (D4 177 KM) i automatem (zwykły sześciobiegowy Geartronic), w bogatej wersji (Summum). I z przednim napędem - bo inaczej się nie da.
Bez zaskoczenia
Na pewno nie zaskoczy Was wnętrze w V40. I nie mówię nawet o tym, że mogłoby być inne, czy że znacie je z innych modeli. Po prostu wnętrza Volvo nie zaskakują w pozytywny sposób. Wsiada się i od razu wie się wszystko. Każdy element znajdziecie tam, gdzie byście go szukali (oczywiście poza dość upiorną zmianą sterowania strefami klimatyzacji). Ergonomia w Volvo jest na wysokim poziomie mimo tego, że przycisków jest sporo, a opcji jeszcze więcej. W kwestii uruchamiania różnych elementów jest jeszcze jedna rzecz. Na pewno nie zwróciliście na to uwagi, ale jeśli o mnie chodzi to byłem mocno zaskoczony. Sposób obrotu gałek, czy siła i "miękkość" przyciskania guzików są "w sam raz" - takie jak byście się spodziewali.
To również rzutuje na ogólne poczucie jakości. Szwedzi postarali się i tutaj - materiały są przyjemne, mają ciekawą fakturę, są miękkie tam, gdzie trzeba. Do tego mają rewelacyjną kolorystykę. Mało który producent w tym segmencie zdecydowałby się na brązowo-miedzianą konsolę środkową imitującą szczotkowane aluminium oraz całkowicie brązową deskę rozdzielczą. Dochodzi do tego oczywiście również skórzana tapicerka - z materiału solidnego i miłego w dotyku. Jest ergonomia i jakość, a co z komfortem? W końcu na wypad za miasto nie będzie miło jechać "na taborecie" wciśniętym gdzieś między drzwiami a tunelem środkowym.
Fotele rozpieszczają - mają elektryczną regulację, pamięć oraz odpowiednie wymiary, żeby każdy poczuł się w nich komfortowo. Natomiast jeśli chodzi o przestrzeń, to jest już gorzej. O ile jednak z przodu możemy uznać, że V40 jest "szyte na miarę", to z tyłu nie ma już powodów do dumy. Kanapa jest dość wygodna, ale jeśli za kierownicą, bądź na prawym fotelu usiądzie ktoś wysoki, to z tyłu nie zostanie zbyt dużo miejsca na nogi. Inne samochody z segmentu kompaktów, nawet te mniej "premium" kuszą większą przestrzenią.
Podobnie zresztą jest z bagażnikiem. Treść została podporządkowana formie - mała tylna klapa skrywa niezbyt duży bagażnik za wysokim progiem załadunku. Teoretycznie do dyspozycji jest 335 litrów - nie za dużo, ale przyzwoicie. Jednak "na oko" mam wrażenie, że ta wartość dotyczy wersji bez koła zapasowego. Nie jest problemem wypełnienie kufra dwiema walizkami. Co za tym idzie, pod względem wnętrza, V40 Cross Country jest świetnym samochodem na dowolne wycieczki... dla dwóch osób.
Na wieś
Czterdzieści milimetrów - tyle więcej otrzymujemy wraz z dopiskiem Cross Country. Ta wartość dodana zawiera się w prześwicie. I, przynajmniej w kwestii naszego egzemplarza, to tyle, jeśli chodzi o "żywotne" elementy "przełajowe". Napęd na cztery koła dostępny jest wyłącznie z benzynowymi jednostkami T4 i T5. A dodatkowo nasz egzemplarz stoi na osiemnastocalowych felgach, na które nalano trochę gumy i nazwano to szumnie oponą. Mało to terenowe. Szeroka opona na pewno nie pomaga w przypadku takich warunków, jakie panowały w teście. W połączeniu z całkiem mocnym silnikiem powoduje to pewną nerwowość w prowadzeniu i skłonności do podsterowności większej niż spodziewana. Natomiast jeśli nawierzchnia jest czysta, to Volvo będzie prowadzić się zgodnie ze stereotypem - bezpiecznie. Będzie neutralny, łatwy do przewidzenia i stabilny. Układ kierowniczy nie jest przewspomagany i pomaga zarówno w kwestiach parkowania, jak i zapewnia spokój podczas podróży z dużymi prędkościami.
Tłumienie nierówności również przebiega bezproblemowo. Niski profil opony obniża nieco komfort wynikający z "przyjemności" podróżowania naszymi ulicami, jednak zawieszenie sprawnie wyłapuje większość przeszkód i pozwala na sensowną jazdę. Dalekie jest też od "bujania" pasażerami w trakcie jazdy. Dobrym słowem na jego określenie jest "sprężyste" - tego typu kompromis podoba mi się w zestawieniu z przeświadczeniem o tym, że samochód ma służyć na przykład na długich trasach.
Podniesiony prześwit za to na pewno przyda się na drogach nieutwardzonych - jeśli zostawicie Volvo na "siedemnastkach", powinien sprawdzić się całkiem nieźle również tam, gdzie normalnym samochodem będziecie mieli obawy wjechać. Nie jest to żaden Off Road, ale powiedzmy, że krawężniki w mieście przestaną aż tak bardzo straszyć, a wiejski domek zacznie być kuszącą alternatywą.
Ponieważ Volvo jest bezpieczne, ma mnóstwo systemów - od korekty toru jazdy przy zjeżdżaniu z pasa ruchu, po świetny aktywny tempomat i systemy zapobiegające kolizjom przy małych prędkościach. Podczas dynamicznej jazdy miejskiej możecie się zdziwić, ile kontrolek, ostrzeżeń i lampek może migotać. Trzeba jednak przyznać, że przynajmniej wszystkie z nich działają tak jak to zaprojektowano i nie ma tutaj nadpobudliwych systemów, które będą nagle hamować naszym samochodem mimo, że tego nie chcemy, albo zdławią nam silnik. No i można je wszystkie powyłączać.
Na koniec jeszcze mały drobiazg - związany z zimą. W parkowaniu teoretycznie pomaga kamera cofania. Jednak szwedzcy specjaliści od aerodynamiki nie dogadali się z inżynierami wymyślającymi, gdzie co umiejscowić. Efekt jest łatwy do przewidzenia - obraz z kamery jest wiecznie niewyraźny, zabłocony, umazany i mokry.
Pięć garnków radości
Już się zachwycałem kiedyś brzmieniem jednostki od Volvo. Teraz znów to robię. Co prawda zrozumiecie to dopiero, gdy wsiądziecie do środka - na zewnątrz od tak sobie cyka dieselek. W środku za to jest bardzo cicho. Do momentu, kiedy dociśniecie gaz. Silnik bardzo miło zbiera się wtedy do pracy - warkot pięciocylindrówki naprawdę godny jest posłuchania, nawet w dieslu. Konstrukcja Volvo ma też to do siebie, że lubi wysokie (jak na "klekota") obroty i spokojnie ciągnie powyżej 4000 obr./min. Do dyspozycji jest 177 KM i 400 Nm. Te ostatnie dostępne w zakresie 1750-2750 obr./min. Daje to przełożenie na 8,3 sekundy w sprincie - jak na półtoratonowy samochód z automatyczną skrzynią - całkiem nieźle. Zwłaszcza, że wersja z biegami zmienianymi przez kierowcę za pośrednictwem 6-stopniowej przekładni ręcznej, przyspiesza wolniej.
Skrzynia, którą zastosowano w Volvo, to klasyczna przekładnia. Dwusprzęgłowy Powershift dostępny jest tylko z benzynową jednostką T4. Mimo, że teoretycznie "z innej epoki", Geartronic bardzo dobrze uzupełnia się z silnikiem. Jest z jednej strony dość szybki, a z drugiej zmienia biegi płynnie i pozwala na komfortową jazdę. A w razie czego przeciągnie bieg w odpowiednie miejsce, bądź szybko zredukuje. Ten tandem generalnie zachęca do dynamicznej jazdy. Trzeba się mocno powstrzymywać, bo zegary najczęściej pracują w trybie Performance - z wielkim obrotomierzem na środku i wskaźnikiem użycia mocy. Jeszcze tylko dobra muzyka w systemie Premium Sound (polecam legendarne Highway Star) i można mknąć. Właśnie autostradą, gdzie Volvo w pełni rozwija swoje skrzydła. Ale nawet poza drogami szybkiego ruchu daje dużo frajdy. Wyprzedzanie jest proste i przyjemne. Samochód nabiera mocy bez specjalnych "skoków" - po prostu zaczyna dużo szybciej jechać.
Przy tym wszystkim udaje mu się spalać całkiem przyzwoite ilości paliwa. Tyle tylko, że aby jeździć oszczędnie, trzeba uważać, bo rozpiętość w spalaniu podczas testu była naprawdę duża. Bardzo dynamiczne poruszanie się w mieście (choć czasem w dość statycznych stołecznych korkach) daje wyniki powyżej "dychy". Superoszczędna jazda w trasie, z niewielką prędkością może skutkować spalaniem na poziomie czterech litrów z małym haczykiem. Jednak średnio poza miastem zmieścimy się w 6,5 l/100 km, a w mieście z baku będzie ubywać niecałe 9 litrów co 100 kilometrów.
Wysoki koszt
Nie ma co tu więcej pisać. V40 Cross Country nie jest tanim samochodem. Najtańsze, jakie możemy kupić, będzie kosztować 98 tysięcy (za diesla 1.6 115 KM). Jeśli chcemy mieć do dyspozycji 177 KM i wolną lewą nogę, musimy przygotować minimum 125 120 zł (D4 Kinetic + skrzynia automatyczna). Nasz egzemplarz wchodzi już jednak na zupełnie inną orbitę. Doliczamy lakier, tapicerkę, pakiety Business Professional, Bezpieczeństwo Aktywne, City&Intro, odpowiednie felgi, audio Premium Sound, dach panoramiczny i kilka innych drobiazgów. Wtedy w salonie Volvo zostawiamy 189 660 zł. A to wciąż niewielki samochód. Za 200 tysięcy można już szukać zupełnie innego "podniesionego" samochodu. Volvo wygrywa jednak na tym, że nikt z konkurencji premium (i nie tylko) nie oferuje samochodu tej wielkości, który spełniałby te same założenia co V40 Cross Country.
Jeśli o mnie chodzi, to Cross Country ma sens, mimo braku 4x4. Podniesione zawieszenie zawsze się przyda w naszych warunkach. Samochód w żadnym wypadku nie traci swoich właściwości trakcyjnych. Za to na pewno zyskuje na wyglądzie - groźnie wyglądające dokładki, osłony i progi raczej nie spowodują, że będziemy przedzierać się "v-czterdziestką" przez najgorsze bezdroża, ale razem z ładnymi felgami i brązowym lakierem sprawiają, że najmniejsze Volvo wygląda dużo lepiej właśnie w tej wersji. Wnętrze jest genialne w swoje prostocie, świetnie wykończone i wygodne. Tyle tylko, że niezbyt przestronne - w sam raz dla rodziny "2+kot". Silnik ze skrzynią są świetne. Czego więc trzeba więcej? Chyba głównie pieniędzy.
Zalety:
+ przytulne, "domowe" wnętrze dynamiczny
+ ciekawie brzmiący silnik
+ niezłe, "neutralne" zawieszenie
Wady:
- bardzo wysoka cena po doposażeniu
- mały bagażnik i niewielka przestrzeń na tylnej kanapie
- brak 4x4 w opcji z większością silników.
Podsumowanie:
Dla dwóch osób - w sam raz na daleką podróż.