Toyota C-HR+ żegna hybrydę i płynie z prądem. Do tego wygląda bardzo dobrze
Jest większa, atrakcyjniejsza i nie ma napędu hybrydowego. Ba, tutaj nie znajdziecie nawet silnika spalinowego. Toyota C-HR+ to kolejny krok japońskiej marki w kierunku elektromobilności - dość zaskakujący pod wieloma względami.
Słowo "elektromobilność" na ogół niewielkiej grupie osób kojarzy się z tą marką. Japończycy wbrew pozorom od lat eksperymentują z samochodami na prąd. Swoje pierwsze kroki w tym kierunku postawili w latach dziewięćdziesiątych, gdy na drogi wyjechała krótka seria pierwszej generacji modelu RAV4 na prąd. Z kolei w latach dwutysięcznych Tesla pomogła im w opracowaniu trzeciej generacji tego auta w wydaniu elektrycznym. Ostatnie lata to z kolei rozwój gamy bZ, którą w Europie reprezentuje SUV bZ4X. Ciekawostką jest fakt, że właśnie ten model stał się najczęściej kupowanym elektrykiem w... Norwegii. Teraz oferta tego producenta będzie miała aż trzy modele na prąd. Do pokazanego kilkanaście tygodni temu Urban Cruisera dołącza najważniejsza nowość - Toyota C-HR+ 2026.
Choć nazwa brzmi znajomo, to wbrew pozorom ten samochód nie ma nic wspólnego ze spalinowym kuzynem. Elektryczny wariant jest znacznie większy, ma inną stylistykę i oferuje przestronniejsze wnętrze. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że... może to być strzał w dziesiątkę.
Toyota C-HR+ 2026, czyli "wszystko w punkt". To dobry kierunek
Podczas prezentacji tego samochodu padło stwierdzenie, które moim zdaniem idealnie podsumowuje strategię Toyoty. To cytat z wypowiedzi Akio Toyody, który podkreślił, że jego marka "nie zostawi nikogo z tyłu i zapewni mobilność dla każdego".
Kliknij tutaj, aby obejrzeć naszą wideoprezentację Toyoty C-HR+ na YouTube - WIDEO
Pod tymi słowami kryje się prosty plan: oferować wszystko, czego oczekuje rynek. Japończycy dalej stawiają na hybrydy, ale obok nich pojawi się więcej modeli PHEV. Elektryki także zaczynają pełnić coraz ważniejszą rolę w ofercie Toyoty. Poza tym inżynierowie tej marki dalej pracują nad wykorzystaniem wodoru, a także nad paliwami syntetycznymi.
Toyota C-HR+ to produkcyjna wersja prototypu, który ujrzał światło dzienne w 2022 roku. Finalny design delikatnie się zmienił i zyskał kilka ciekawych elementów. Na przykład pas przedni zachował typową dla nowych produktów tej marki sygnaturę świetlną, ale światła mijania i drogowe ulokowano w osobnych modułach w zderzaku, pod ledami do jazdy dziennej.
Linia boczna także mocno zmieniła się względem spalinowego wydania modelu C-HR. Jest dużo bardziej elegancka i spójna. Nie znajdziemy tutaj tej dziwnej szyby w tylnych drzwiach, a przeszklenie zajmuje większą powierzchnię boczną.
Bryła tyłu także nawiązuje do spalinowego kuzyna, niemniej jest dużo mniej "pękata" i bardziej aerodynamiczna. Jakby nie patrzeć C-HR+ zdaje się być po prostu... atrakcyjniejszy. Może właśnie to jest przepis na sukces?
Nowy C-HR+ bazuje na platformie e-TNGA
Elektryczne wydanie tego modelu ma 4520 mm długości i 2750 mm rozstawu osi. Oznacza to, że jest o 16 cm dłuższym samochodem względem wersji spalinowej, a rozstaw osi oferuje dodatkowe 11 centymetrów. I to tutaj czuć, zwłaszcza na tylnej kanapie, gdzie miejsca jest znacznie więcej. Oczywiście linia dachu nie rozpieszcza pod kątem przestrzeni nad głową, niemniej mając 185 cm wzrostu bez problemu mogłem komfortowo usiąść "sam za sobą".
Deska rozdzielcza Toyoty C-HR+ jest w zasadzie taka sama, jak w modelu bZ4X po liftingu. Zmiany ograniczają się do materiałów wykończeniowych i do innej tapicerki. Ciekawe "wełniane" obszycie foteli wygląda bardzo dobrze i jest przyjemne w dotyku. Nie zabrakło tutaj nowych multimediów z ekranem o przekątnej 14,6 cala, znanych chociażby z Lexusa.
Bagażnik w tym modelu ma 416 litrów pojemności, co jest dobrym wynikiem jak na taki samochód. Oczywiście tylna kanapa składa się i pozwala na powiększenie przestrzeni ładunkowej.
Toyota C-HR+ 2026 - dwie baterie do wyboru, największa oferuje 77 kWh pojemności brutto, ładowanie AC z mocą do 22 kW
Japończycy w nowym modelu skupili się na znacznie lepszej specyfikacji napędu. W CH-R+ dostaniemy dwie baterie: mniejszą (pojemność 57,7 kWh brutto) i większą - 77 kWh brutto.
W pierwszym przypadku silnik elektryczny zapewni 167 KM i przeniesie moc tylko na przednie koła. Wersja z baterią 77 kWh zyskuje 224-konną jednostkę elektryczną. Ofertę zamyka zaś flagowa wersja z napędem na cztery koła i z dwoma silnikami.
Ta generuje 343 KM, co przekłada się na lepszą trakcję i na przyspieszenie do setki w 5,2 sekundy. Tym samym mówimy tutaj o jednym z szybszych modeli tej marki.
Japońska marka skupiła się na poprawieniu kwestii ładowania. Maksymalna moc, którą uzyskamy przy ładowaniu prądem stałym, to 150 kW. W przypadku ładowania AC standardowa ładowarka pokładowa obsługuje moc do 11 kW, ale opcjonalnie można zdecydować się na opcję 22 kW. To ciekawy ruch, gdyż dla wielu osób taka propozycja stanowi świetną alternatywę dla szybkiego ładowania.
Toyota stawia tutaj na dobre wyposażenie standardowe
Na pokładzie znajdziemy cały przekrój rozwiązań Toyota Safety Sense i T-MATE, wspierających kierowcę w różnych sytuacjach. Mowa tutaj o kamerach 360 stopni, czujnikach martwej strefy i kamerach oraz radarach, które uruchamiają automatyczne hamowanie awaryjne w krytycznej sytuacji.
C-HR+ to także pierwszy model Toyoty, w którym dostaniemy gwarancję na baterię na... milion kilometrów. Toyota gwarantuje, że bateria zachowa co najmniej 70% swojej pojemności przez okres do 10 lat. Podstawowa gwarancja producencka obowiązuje przez 8 lat lub 160 000 km z możliwością przedłużenia gwarancji w Battery Care Program na okres do 10 lat lub 1 000 000 km pod warunkiem wykonywania corocznej kontroli stanu baterii w ASO.
Kiedy ten model wyjedzie na drogi?
Najprawdopodobniej pod koniec tego roku. Bliżej debiutu w salonach poznamy cennik i dokładne wyposażenie nowej Toyoty C-HR+. Japońska marka twierdzi, że ten model będzie idealnym uzupełnieniem gamy i może stanowić ciekawą alternatywę dla produktów grupy Volkswagena, Stellantisu czy nawet dla Tesli.