Toyota poszalała kiedyś z miejskim elektrykiem. Nie miał kierownicy, ale w środku wyglądał jak Pagani

16 lat temu na salonie w Tokio pojawiła się Toyota FT-EV II. Elektryczna, miejska, tania. Ale wnętrze zaskakiwało designem i detalami.

Lubimy wracać do starych konceptów. Przede wszystkim, kiedyś było ich więcej, były bardziej kreatywne i "namacalne", a nie istniejące głównie w wirtualnych prezentacjach koncernów. No i często, tak jak Toyota FT-EV II pokazują, że rzeczywistość rozjeżdża się z założeniami. A i w tanim miejskim aucie można było poszaleć z wnętrzem, które stało się niemalże biżuteryjne.

Toyota FT-EV II miała być elektrykiem do miasta

Przypomnijmy. To był rok 2009, Japończycy pokazali właśnie świetne (acz niedocenione, bo drogie) iQ i zapowiadali elektryczną przyszłość miejskich aut. Nie chcemy być złośliwi, ale coś nie wyszło. Do dziś Toyota nie ma takiego samochodu i na razie go nie planuje. I, w sumie, dobrze, choć akurat tego typu samochodzik mógłby się sprzedawać i "nadaje się na elektryka".

Toyota FT-EV II

Toyota FT-EV II miała 2,73 metra długości, była więc krótsza nawet od iQ. Mimo tego, mogła pomieścić 4 osoby na dość oryginalnie wystylizowanych fotelach. Jak to możliwe? Dzięki napędowi elektrycznemu i mocno przesuniętej linii przedniej szyby miejsca było tam znacznie więcej niż we wspomnianym iQ. Do tego drzwi były przesuwane, co ułatwiało dostęp do wnętrza. Fajnym patentem była obniżona linia przedniej szyby, przez co kierowca na pewno widział znacznie więcej podczas manewrowania.

Samochód napędzany był jednostką elektryczną zasilaną w akumulatorów litowo-jonowych. Rozpędzał się do 100 km/h i mógł przejechać do 90 km/h na jednym ładowaniu.

Kokpit niczym w kwiatowym Pagani

Albo Spykerze lub nowym DeTomaso. Toyota FT-EV II mogła zachwycić swoim wnętrzem, choć daleko mu do jakichkolwiek seryjnych modeli.

Japończycy postawili na złoto i metalowe detale. Cyfrowe zegary umieszczono na osobnych, metalowych wysięgnikach, podświetlając je na biało i dodając efekt 3D. Mimo znacznie gorszego zaawansowania techniki niż obecnie, ten kokpit wyglądał znacznie bardziej futurystycznie niż ekrany w dzisiejszych autach.

Do tego... nie miał kierownicy. Toyota wstawiła "yoke" do swojego samochodu. Jak wiemy, to rozwiązanie w większości przypadków jest bez sensu. Ale tutaj Japończycy dorzucili jeszcze jeden gadżet. Ponieważ FT-EV II sterowana była "by Wire", można było samochód łatwo przestawić w tryb pełnego sterowania ręcznego. Gaz i hamulec były obsługiwane z wolantu. To byłoby znaczne ułatwienie dostępności samochodu dla osób niepełnosprawnych.

Mimo niewątpliwych walorów praktycznych, największe wrażenie na mnie robi stylistyka tego wnętrza, przywodząca na myśl jakieś steampunkowe maszyny. Wystarczyłoby obszyć kokpit drogą skórą, dołożyć jakieś przeszycia i pasowałby do jakiegoś ultraluksusowego samochodu.

A Toyota póki co nie stworzyła równie ciekawego auta miejskiego.