Volkswagen Golf eHybrid podważa sens wersji GTE. I jest bardzo wydajny - TEST, OPINIA
Volkswagen Golf eHybrid to najsłabsza hybryda plug-in w gamie tego modelu i zarazem jedyna, którą tak naprawdę warto wziąć pod uwagę. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta.
Jak już pewnie zdążyliście zauważyć, cała grupa Volkswagena mocno postawiła na hybrydy plug-in. I tak oto ten sam zestaw rozwiązań dostajemy w niemal każdym nowym modelu. SEAT, Skoda, Volkswagen, Audi - marka nie ma znaczenia, gdyż klocki, z których poskładano te auta są identyczne. A to oznacza dwa warianty takowej hybrydy. Słabsza oferuje 204 KM, mocniejsza - 245 KM. W obydwu przypadkach dostajemy baterię o pojemności 13 kWh i silnik 1.4 TSI, generujący "samotnie" 150 KM. Do czynienia miałem już z Octavią RS iV, a teraz w moje ręce trafił Volkswagen Golf eHybrid. Wyjaśnię więc Wam, dlaczego nie warto dopłacać do mocniejszej wersji.
Przede wszystkim Volkswagen Golf eHybrid oferuje to samo, co Golf GTE
Okej, moc jest nieco mniej, a na aucie nie znajdziecie sportowych dodatków i niebieskich logotypów GTE. Nie zmienia to jednak faktu, że układ jezdny jest tutaj niemal identyczny. Wersja GTE nie zyskała obniżonego sportowego zawieszenia, głównie z powodu obecności ciężkiej baterii. Jest jej więc bliżej do normalnego Golfa, niż do popularnej wersji GTI.
Poza tym te dodatkowe konie mechaniczne poczujecie tylko przy naładowanej baterii oraz w momencie, w którym wdusicie gaz w podłogę. Czy taka moc imponuje? Cóż, na pewno mniej, niż w 245-konnym modelu GTI.
Poza tym pamiętajcie, że obecność baterii to dodatkowe kilogramy, które tutaj czuć. Tym samym hybryda ma w sobie więcej cech z auta do leniwego pokonywania kilometrów, niż ze sportowca, którym zwyczajnie nie jest. Poza tym substytutem wyglądu wersji GTE może być pakiet R-Line.
A jaki jest Volkswagen Golf eHybrid?
Uniwersalny, oszczędny i zadziwiająco wydajny. O aucie pisałem już dwukrotnie, tak więc temat wnętrza pominę. Wspomnę tylko, że ilość miejsca w kabinie się nie zmieniła, a bagażnik jest jedynie nieznacznie mniejszy, co stanowi dużą zaletę tego auta.
Osiągi są naprawdę imponujące. Sprint do setki zajmuje 7,4 sekundy przy naładowanej baterii, a prędkość maksymalna to 220 km/h. W tej kategorii ciężko jest się więc do czegokolwiek przyczepić.
Kluczowa w hybrydzie plug-in jest oszczędność. W przypadku jazdy w trybie bezemisyjnym ważny staje się zasięg, a w trybie hybrydowym niskie zużycie paliwa.
I w tych kategoriach Golf eHybrid wypada wzorowo. Przede wszystkim jestem miło zaskoczony zasięgiem. Otóż na jednym ładowaniu pokonałem bez większego problemu 58 kilometrów. To jednak nie wszystko, gdyż podczas jednego z pomiarów postanowiłem rozładować baterię do zera, aby zweryfikować różnicę w zużyciu paliwa przy braku prądu. I tu pojawiła się spora niespodzianka, gdyż mając 30 kilometrów zasięgu na prądzie wyjechałem na autostradę, gdzie ustawiłem tempomat na 130 km/h. Z taką prędkością przejechałem właśnie równo 30 kilometrów, co było dla mnie ogromną niespodzianką, wszak hybrydy plug-in nie lubią wysokich prędkości. Za to więc należy się spory plus.
A jak wypada zużycie paliwa?
Tutaj widać różnicę, którą wnosi wsparcie ze strony elektryka Dla przykładu - przy 140 km/h i naładowanej baterii zużycie paliwa wynosi 5,6 litra na sto kilometrów. Kiedy jednak prądu zabraknie, to wzrasta ono do 8 litrów na setkę. Różnica jest więc naprawdę spora.
Zużycie paliwa (naładowana bateria): | Volkswagen Golf eHybrid |
przy 100 km/h: | jazda w trybie elektrycznym |
przy 120 km/h: | jazda w trybie elektrycznym |
przy 140 km/h: | 5,6 l/100 km |
w mieście: | jazda w trybie elektrycznym |
Oczywiście tryb hybrydowy możemy wywołać "na żądanie". Postanowiłem więc sprawdzić jego możliwości w mieście, przy naładowanej i rozładowanej baterii. To w końcu warunki, które będą typowe dla tego auta.
Zużycie paliwa w mieście (naładowana bateria): | 1,1 l/100 km |
Zużycie paliwa w mieście (rozładowana bateria): | 5,1 l/100 km |
Morał jest więc krótki i prosty - naładowana bateria daje nam tutaj możliwości, które są kluczowe w hybrydzie plug-in.
Czy zakup takiego auta się opłaca?
151 790 zł - tyle dokładnie kosztuje taki oto Volkswagen Golf eHybrid w wydaniu Style. Aby jednak wyglądał jak egzemplarz ze zdjęć, to trzeba dorzucić kolejne 10 000 zł w opcjach. Tym samym docieramy do granicy 162 000 zł.
Dla porównania Golf 1.5 eTSI z miękką hybrydą, wyróżniający się naprawdę niskim zużyciem paliwa, będzie w identycznej konfiguracji o ponad 20 000 zł tańszy. Te zaoszczędzone pieniądze można więc spokojnie wydać na paliwo. Przyjmując cenę bezołowiowej 95 nawet na poziomie 5,4 zł i średnie zużycie paliwa na poziomie 7 litrów, pozwoli nam to przejechać blisko 53 000 kilometrów.
Hybryda plug-in ma więc sens (w Polsce, gdzie nie ma dopłat i dodatkowych korzyści dla takich aut) tylko w dwóch przypadkach. Pierwszy z nich to sytuacja, gdy Wasz pracodawca oferuje Wam auto służbowe i musi być ono hybrydą plug-in. Mając możliwość ładowania się w domu i w biurze zyskujecie naprawdę wygodny i sensowny środek transportu.
Drugi przypadek tyczy się indywidualnych przekonań. Jeśli Waszym zdaniem hybryda plug-in jest po prostu bardziej ekologiczna i macie jak wykorzystać potencjał napędu elektrycznego, to wybór jest prosty. Ja jednak wybierałbym rozumem i portfelem, co przełożyłoby się na zakup klasycznego Golfa lub nawet wersji GTI. A chcąc jazdy na prądzie wybrałbym zwyczajnie Volkswagena ID.3. Tam przynajmniej zyskuję darmowe parkowanie i możliwość korzystania z buspasów. A nie sposób zauważyć, że w cenie Golfa eHybrid dostaniecie ID.3 w wersji Pure Performance City (bateria 45 kWh, zasięg do 350 km) lub "gołe" Pro, czyli baterię 58 kWh i zasięg do 430 km.
Moja opinia
Nie od dzisiaj wiadomo, że hybrydy plug-in są półśrodkiem dla producentów. Pozwalają im wygodnie obniżyć średnią emisję dwutlenku węgla dla gamy modelowej i zachowują użyteczność spalinowego auta. Prawda jest jednak taka, że dostajemy tutaj z reguły miks najgorszych cech - nadwagi, ograniczonego zasięgu i wysokiej ceny. Uważam więc, że warto zdecydować się albo na klasyczny model spalinowy (niekoniecznie mniej oszczędny), albo na pełnego elektryka.