Szefa Volkswagena mówi wprost: nie jesteśmy konkurencyjni. Wcale mnie to nie dziwi
Volkswagen przechodzi przez trudny okres. Szef marki i koncernu, Thomas Schäfer, nie stosuje eufemizmów i mówi wprost: "nie jesteśmy już konkurencyjni". Z tego powodu Niemcy wdrażają plan restrukturyzacyjny, który oznacza bardzo ostre cięcia.
Myślę, że nawet autorom powieści science-fiction nie udałoby się napisać scenariusza tak obfitego w akcję, jaką zafundowały nam ostatnie 4 lata. Pandemia koronawirusa postawiła na głowie cały świat. Bezpośrednio wpłynęło to na gospodarkę i na łańcuchy dostaw, które po prostu przerwano. W międzyczasie przechodzimy rewolucję w świecie motoryzacji, a za naszą zachodnią granicą trwa wojna wywołana przez Rosję. W obliczu tych wszystkich sytuacji manewrowanie wielkim koncernem jest bardzo trudne, a Volkswagen mówi wprost, że poszedł w złym kierunku.
Stojący za jego sterami Thomas Schäfer nie używał tutaj łagodnych słów. W jego opinii Volkswagen jako marka stał się mało konkurencyjny. Teraz ta marka, jak i cała grupa, stawiają na radykalne zmiany, które teoretycznie pozwolą na powrót na dobre tory.
A to oznacza tylko jedno: cięcia kosztów i zwolnienia. Volkswagen jest pod kreską
Schäfer ogłosił oficjalny plan, który pozwoli teoretycznie na znalezienie 10 miliardów euro oszczędności. To ogromne pieniądze, umożliwiające Volkswagenowi nabranie tempa i przywrócenie konkurencyjności.
Na pierwszy ogień trafili oczywiście pracownicy. Według Thomasa Schäfera konieczna jest zmiana całej struktury firmy. Przeniesienie jej z czasów motoryzacji spalinowej w erę elektryfikacji nie tylko nie przynosi korzyści, ale przede wszystkim kosztuje majątek.
Plan zakłada wcześniejsze emerytury dla starszych pracowników i zwolnienia w wielu działach. Część z nich zostanie zlikwidowana i skonsolidowana w ramach większych struktur. Obecnie trwają negocjacje ze związkami zawodowymi, które mają umożliwić rozpoczęcie odpowiednich działań.
To jednak nie wszystko. Volkswagen chce też wprowadzić cięcia w innych miejscach
Spodziewajmy się więc jeszcze większej unifikacji, uproszczenia aut i być może współdzielenia podzespołów pomiędzy większą liczbą marek. Nie zdziwi mnie też potencjalna współpraca z chińskimi firmami - to może być jedno z ostatnich kół ratunkowych.
Oficjalne plany dotyczące pozostałych działań Volkswagena poznamy w najbliższych miesiącach. Niemiecka marka może też zrezygnować z części modeli, skupiając się wyłącznie na tych najbardziej dochodowych.
Tylko tych jest jak na lekarstwo. W ostatnich latach podjęto wiele złych decyzji
Poprzedni szef koncernu, Herbert Diess, chciał podjąć rywalizację z Teslą. Aby dogonić amerykańską firmę zainwestowano miliardy w nową platformę MEB, a także w CARIAD - firmę odpowiedzialną za oprogramowanie do wszystkich aut z grupy Volkswagena.
CARIAD zawiódł jednak wszystkich, gdyż nie tylko zafundował gigantyczne opóźnienia, ale też i niedopracowany software. Do tego stylistyka nowych Volkswagenów nie została zbyt ciepło przyjęta przez rynek.
Jednocześnie elektryki Volkswagena są coraz droższe. Niemcy nie mogą tutaj podjąć rywalizacji z Teslą, która konsekwentnie obniża ceny swoich samochodów. Marka dość mocno liczyła na wierność wielu klientów, aczkolwiek w dobie elektryfikacji stawiają oni na dobry stosunek ceny do zasięgu na jednym ładowaniu. A tutaj Tesla Model 3 i Tesla Model Y rozdają karty.
Z drugiej strony rynek zaczynają przejmować Chińczycy, kuszący niższymi cenami. Pragmatyzm bierze górą, zwłaszcza w obliczu naprawdę wysokiej jakości pojazdów z Państwa Środka.
To bez wątpienia największe wyzwanie Volkswagena od czasów kryzysu w marce w 1993 roku
Wówczas producent z Wolfsburga był dosłownie "miesiące" przed bankructwem. Na szczęście stery przejął w odpowiednim momencie Ferdinand Piëch, który żelazną ręką wyprowadził markę na prostą. Czy znowu uda się powtórzyć ten scenariusz?
Obawiam się, że nie. Konkurencja jest silniejsza niż kiedykolwiek, a elektromobilność pochłania abstrakcyjne pieniądze. Jednocześnie sprzedaż samochodów na prąd nie rośnie tak szybko, jak zakładało wiele marek.