To niemal idealny SUV, ale nie z tym napędem. Tutaj lepiej wybrać klasycznego diesla
W segmencie dużych SUV-ów mam swojego faworyta. Volkswagen Touareg jest idealnie cichociemnym samochodem, z dużymi możliwościami i niebywałym wręcz komfortem podróżowania. Jest jednak małe "ale" w postaci napędu. Wersja eHybrid, wpisująca się w kierunek rozwoju tej marki, to najsłabszy element w ofercie tego modelu.
W klasie dużych SUV-ów mamy cały przekrój ciekawych samochodów z metką premium. Możecie wybrać BMW X5, Mercedesa GLE lub Audi Q7. Dla chętnych pozostaje Volvo XC90. Jest też Lexus RX, który bije rekordy popularności w Polsce. Wiele osób zapomina, że w tej samej lidze gra dość cichociemny gracz, który zasługuje na uwagę - czyli właśnie Volkswagen Touareg.
Nie będę ukrywać, że od lat uważam go za najlepszy samochód w gamie tej marki. Powiem więcej - Niemcy przez pewien czas podkreślali, że Touareg przetrze szlak dla innych modeli i będzie kierunkiem zmian w marce. Tak się jednak nie stało, a wiele fantastycznych rozwiązań zarzucono. A szkoda, bo byłyby strzałem w dziesiątkę.
Zacznijmy jednak od największej wady tego samochody, czyli od napędu plug-in hybrid. Tutaj nie ma to sensu
Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. O ile inne auta zbudowane na tej platformie, czyli Porsche Cayenne czy Audi Q7 dostały zmodyfikowane akumulatory, o tyle Volkswagen został z baterią oferującą raptem 14,3 kWh pojemności netto. Dla porównania Cayenne ma blisko 22 kWh do wykorzystania. Różnica niby niewielka, ale bardzo odczuwalna.
Tutaj prąd kończy się po prostu ekspresowo. Po odpięciu wtyczki i po przejechaniu raptem 20 kilometrów w bardzo leniwym i płynnym tempie, bateria jest wydrenowana do zera. A wówczas do akcji wkracza 3-litrowe benzynowe V6, które może i przyjemnie mruczy, ale równie przyjemnie wciąga paliwo.
Oczywiście napęd hybrydowy w mieście wykorzystuje swoje możliwości i pozwala na jazdę na prądzie na krótkim dystansie (przy rozładowanym akumulatorze rzecz jasna), ale wciąż nie jest w stanie wpłynąć na mocne obniżenie zużycia paliwa.
W trasie też nie jest zbyt dobrze. Prędkości autostradowe oznaczają zużycie paliwa w przedziale 12-14 litrów. Choć 75-litrowy zbiornik należy do tych dużych w obecnych czasach, to osuszenie go następuje zbyt szybko.
Volkswagen Touareg eHybrid - zużycie paliwa (rozładowana bateria)
przy 100 km/h: | 8,8 l/100 km |
przy 120 km/h: | 12,2 l/100 km |
przy 140 km/h: | 14,3 l/100 km |
w mieście: | 9-13 l/100 km |
Co więcej, wersja eHybrid jest też dużo cięższa. I to czuć. Co prawda 381 KM radzi sobie z tym samochodem na prostych, ale za to w zakrętach czuć obecność dodatkowych kilogramów. Aby nie było niedomówień - wersja eHybrid waży 2443 kg, czyli o ponad 300 kg więcej od diesla.
Tutaj niezmiennie jednak zaskakuje zawieszenie pneumatyczne z aktywnymi stabilizatorami
Mała rzecz, a tak zmienia odbiór samochodu. To skuteczna metoda maskowania nadwagi i zarazem coś, dzięki czemu Touareg prowadzi się bardzo dobrze. Skrętna tylna oś zwiększa też zwinność tego auta, a to przydaje się przy jego gabarytach. W końcu cały czas mówimy o mierzącym 4,9 metra długości SUV-ie.
Co mnie urzeka w tym samochodzie?
Po pierwsze - wnętrze. Touareg wprowadził nowy kokpit Innovision, który miał być standardem w kolejnych modelach. W praktyce poza tym SUV-em pojawił się w jeszcze jednym samochodzie. Mowa tutaj o drugiej generacji Phaetona, która nigdy nie wyjechała na drogi.
Naprawdę nie rozumiem dlaczego Volkswagen zrezygnował z tego świetnego pomysłu. Wielki, 17-calowy ekran, ulokowano nieco niżej i ukryto go w linii deski rozdzielczej. Jego obsługa jest banalnie prosta, a szybkość działania bije na głowę wiele innych samochodów. Całość prezentuje się bardzo elegancko i w mojej opinii wygląda lepiej, niż doklejony do deski rozdzielczej tablet, stosowany przez niemal wszystkie marki.
Drugą kwestią jest komfort przebywania we wnętrzu. Mamy tutaj genialne i bardzo wygodne fotele, świetną pozycję za kierownicą i ogrom miejsca dla pasażerów podróżujących na tylnej kanapie. Co więcej, materiały wykończeniowe są naprawdę dobre i w niczym nie ustępują droższym samochodom.
Wersja po liftingu ma też kilka plusów - na przykład lepsze spasowanie poszczególnych elementów kokpitu. Nie uświadczycie tutaj żadnych niechcianych dźwięków, a wyciszenie podczas jazdy z wyższymi prędkościami jest absolutnie fenomenalne. Uwierzcie mi, tutaj nawet 140 km/h na liczniku sprawia wrażenie leniwego toczenia się 70 km/h.
Trzecią rzeczą jest design. Co prawda jestem większym fanem modelu sprzed liftingu, ale na szczęście Volkswagen nie zepsuł wyglądu tego samochodu. Podświetlany logotyp z tyłu budzi nieco kontrowersji, ale jest opcją, którą da się pominąć.
Poza tym w Touaregu mamy szereg nowoczesnych rozwiązań
Tu najbardziej doceniam świetne oświetlenie LED MATRIX, które tworzy "dywan świetlny" przed samochodem. Droga jest perfekcyjnie doświetlona, a aktywne wycinanie wiązki (np. przy innych samochodach lub na skrzyżowaniach) działa doskonale.
Dużym problemem tego modelu jest cena
Ta pozostaje atrakcyjna przy dieslach, gdy nie zanurkujemy w czeluściach konfiguratora. Wersja eHybrid startuje od blisko 403 990 złotych, a egzemplarz, który widzicie na zdjęciach, kosztuje 517 640 złotych. Włożenie "stówki" w opcjach jest formalnością.
Wchodząc w przedział przekraczający 500 000 złotych jesteśmy w jednej lidze z Mercedesem, BMW i Audi. A tutaj niestety dla wielu osób liczy się znaczek. Skoro w tej samej cenie mogą mieć "gwiazdę" lub "cztery pierścienie", to jaki jest sens wybierania Touarega?
Wniosek nasuwa się sam
To świetny samochód, o ile wytniemy z niego część drogiego wyposażenia. Wciąż będzie przyjemnym samochodem, ze świetnym wyciszeniem i dobrym zawieszeniem, a jednocześnie pozostanie nieco przyjaźniejszy portfelowi. Duży plus należy się za to, że pod maską wciąż są diesle V6, idealnie pasujące do charakteru takiego samochodu.
Szkoda, że jest to najprawdopodobniej ostatnie wydanie tego samochodu. Na następcę raczej bym nie liczył - a jeśli już się pojawi, to będzie po prostu ogromnym elektrykiem.