Szybcy Szwedzi. Volvo 850R i V70R to dyskretni pogromcy autostrad
Wyglądają dyskretnie, nie rzucają się w oczy, a na autostradach znikają w okamgnieniu w akompaniamencie cudownie brzmiących pięciu cylindrów. Volvo 850R i V70R to dwa fascynujące auta tej marki, kochające długie proste i wysokie prędkości.
Gdy w lusterku widzisz Volvo, to z reguły nie spodziewasz się niczego szybkiego. Nie ma w tym nic dziwnego - Szwedzi nigdy nie oferowali auta, którego osiągi wywoływałyby głośne "wow", ani też nie stworzyli modelu o iście fascynujących właściwościach jezdnych. Nie oznacza to jednak, że inżynierowie marki nie majsterkowali przy swoich dziełach. Inspiracje płynące z sukcesów w BTCC sprawiły, że Szwedzi postanowili wprowadzić do oferty auto, które będzie nawiązywało w charakterze do zwycięskiego torowego modelu. I to był strzał w dziesiątkę - tak narodziło się Volvo 850R.
Volvo 850R było bardzo "cichociemne"
No, prawie - bo najpierw było Volvo 850 T5-R
W przypadku tego modelu samotna litera R oznacza popularniejsze i częściej spotykane auto. Volvo 850 T5-R pojawiło się jako pierwsze, w 1995 roku. W zależności od wariantu oferowało od 210 KM (włoski wariant) do 240 KM. Sprzedawano je w zaledwie trzech kolorach - Cream Yellow, czyli legendarnym "bananie", Stone Black i Olive Green Metallic. Ten pierwszy odcień był najpopularniejszy - wyprodukowano 2537 takich aut. Czarnych T5-R powstało 2516, zaś zielonych już tylko 1911.
Auto okazało się być hitem. Wszystkie egzemplarzy rozeszły się w kilka tygodni i nie zaspokoiły popytu klientów. Postanowiono więc stworzyć model, dla którego "punktem wyjścia" będzie 850 T5-R. Tak właśnie powstało Volvo 850R. Ten sam silnik z rodziny Volvo Modular (B5234T4 i B5234T5) oferował od 240 do 250 KM. Moc różniła się w zależności od przekładni. Automaty i standardowe manualne skrzynie oferowały mniejszą moc. Wprowadzono też specjalnie opracowaną skrzynię M59, która łączyła w sobie także mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu. Zapewniało to oczywiście znacznie lepsze prowadzenie w zakrętach.
Ten egzemplarz Volvo 850R pochodzi z USA
Amerykanie dostali tylko trzy lakiery do wyboru - Bright Red, Polar White i Black Stone. W Europie dostępne były jeszcze trzy kolory: Dark Grey Pearl, Dark Olive Pearl i Turquoise Pearl. Tylną klapę przyozdobił nowy spoiler, a we wnętrzu znalazły się sportowe fotele i topowe radio.
Ten egzemplarz na pierwszy rzut oka nie wygląda jak typowe 850R. Wprawne oko, które zna temat, zauważy inny tylny zderzak, brak emblematu i nieco zubożone wnętrze. Wszystko ze względu na kradzież - auto najprawdopodobniej zostało rozkradzione jeszcze w USA, skąd trafiło do Polski kilka lat temu.
To egzemplarz z automatyczną skrzynią biegów, czyli oferujący 240 KM i 300 Nm momentu obrotowego. Taka moc zapewnia sprint do setki w 7,5 sekundy i prędkość maksymalną wynoszącą 235 km/h. Jak na rok 1996 były to świetne wartości - zwłaszcza w Volvo, mającym wizerunek dobrego rodzinnego auta.
Hałasuje, wciska w fotel i generuje serotoninę
Mały i prosty kluczyk, jeden ruch nadgarstka i przyjemny gang pięciu cylindrów wita nas radośnie, oznaczając jednocześnie gotowość bojową. Mechaniczność pracy wszystkich elementów poprawia humor. Kierownica, wbrew pozorom, pracuje lekko i precyzyjnie. Dozowanie gazu to czysta przyjemność, a każde mocniejsze wciśnięcie gazu owocuje przyjemnym grzmieniem płynącym prosto z wydechu.
Nic tutaj nie rozprasza. Banalnie proste wskaźniki przekazują podstawowe dane i nie odciągają uwagi. Deska rozdzielcza jest banalna w swoim wyglądzie i jeszcze prostsza w obsłudze. W tym tkwi jednak sekret tego auta - nic tutaj nie rozprasza.
My za to możemy rozproszyć kogoś na autostradzie. Osiągi tego auta nie są już tak imponujące jak lata temu, ale wciąż potrafią zaskoczyć. Kiedy więc zaczniemy znikać typowej białej Octavii pędzącej wiecznie lewym pasem możemy spodziewać się, że kierowca Skody musiał być mocno zdziwiony.
Volvo V70R to auto z nieco innej bajki
Zacznijmy od prostego porównania. Volvo 850R to prawdziwy wiking, jeden z tych napakowanych facetów rodem z popularnego serialu, z długą i gęstą brodą, który surowy stek zapija wiadrem piwa. Volvo V70R z kolei przypomina jego pra-pra-pra wnuka, który opanował już obróbkę termiczną mięsa i korzysta ze sztućców podczas jedzenia. Wyglądają zupełnie inaczej, ale łączy ich gorąca skandynawska krew.
Zaprezentowane w 2004 roku Volvo V70R (i S60R) to auta z zupełnie innej bajki. Szwedzi w między czasie odkryli cyrkiel i półokrągły fragment kątownika oraz mocno "ucywilizowali" się z designem. Ba, nawet pokusili się o pewne zabawy z formą i kolorem.
Przykłady? We wnętrzu w przypadku manualnej skrzyni biegów znajdziemy unikalny drążek "spaceball". Tarcze zegarów wykończono metalicznym niebieskim tłem, a nadwozie przyozdobiono dyskretnymi elementami, które podkreślały unikalny charakter tego modelu.
To co najlepsze jest jednak "pod spodem"
Szwedzi mieli sporo czasu na wyciągnięcie wniosków ze swoich pierwszych modeli R, czyli właśnie z 850-ki. Przez 8 lat dzielących debiut tych aut powstawało jeszcze S70 i V70 R pierwszej generacji, gdzie dalej eksperymentowano z różnymi rozwiązaniami.
Chęć dorównania konkurencji sprawiła. że w przypadku drugiego wcielenia V70 postawiono wszystko na jedną kartę. Silnik B5454T4 podkręcono do 300 KM i 400 Nm w wydaniu dla skrzyni manualnej, tak jak w egzemplarzu ze zdjęć. Moc powędrowała też na wszystkie cztery koła dzięki napędowi Haldex.
Volvo V70R starzeje się z godnością - wciąż wygląda atrakcyjnie i wpada w oko.
Nowością było także adaptacyjne zawieszenie Four-C. To co teraz jest standardem w wielu autach kompaktowych, wtedy budziło podziw i zaskoczenie. Wiecie czemu? Otóż w 2004 tylko garść marek oferowała takie rozwiązanie. Wśród nich był Mercedes, BMW, Ferrari (360 z systemem Sachsa), Lancia (Thesis) i Chevrolet z modelem Corvette. W dopracowaniu całej konstrukcji palce maczał Öhlins, co pozwoliło stworzyć idealne trzy tryby pracy - Comfort, Sport i Advanced. Co ciekawe to środkowe rozwiązanie jest najbardziej uniwersalne i najlepiej sprawdza się w codziennej eksploatacji. Poza tym Four-C bardzo nie lubi długotrwałej jazdy w ustawieniu Comfort - skraca to jego żywotność. Ma być sportowo i kropka!
Jazda tym autem to czysta przyjemność
Volvo 850R jest przyjemne, ale czuć po nim wiek konstrukcji. Wyciszenie i komfort odbiegają od standardów aut nawet sprzed kilku-kilkudziesięciu lat.
Tymczasem w V70R jest zupełnie inaczej. Po uruchomieniu silnika słychać jedynie delikatny warkot 5-cylindrów. Układ kierowniczy pracuje zadziwiająco lekko, ale jednocześnie przekazuje dużo informacji. Fotele przyjemnie otulają, kierownica idealnie leży w dłoniach, a kolejne biegi zgrabnie zajmują należne miejsca. Nuda?
Zegary w Volvo V70 R to kwintesencja prostoty i stylu. Niebieskie metalizowane tarcze wyglądają fantastycznie.
Nic z tych rzeczy. Wystarczy kawałek długiej prostej i rozprostowanie mięśni prawej nogi. Turbo dziarsko bierze się wówczas do pracy i zaczyna czynić cuda, w ekspresowym tempie podnosząc wskazówkę prędkościomierza.
Tutaj ten jakże satysfakcjonujący proces akcentowany jest dzięki częściowo zmodyfikowanemu wydechowi Heico. Gang pięciu cylindrów jest absolutnie niepowtarzalny i budzi niesamowite emocje.
Zakręty także nie są wyzwaniem. Haldex zapewnia większą przyczepność, a świetna konstrukcja sprawia, że nawet mocne przesadzanie z prędkością w łukach nie owocuje podsterownością.
A wszystko to w sympatycznej aurze
Volvo 850R to lekko zardzewiały topór wikinga w porównaniu do wyrafinowania kokpitu modelu V70. Przyjemne tworzywa, świetne wykończenie i prostota obsługi sprawiają, że łatwo jest tutaj się odnaleźć, a nawet wpasować "na dobre". Ciężko bowiem nie docenić komfortu i przestrzeni oferowanych przez ten samochód. Jego uniwersalność jest niepowtarzalna. I choć osiągi ustępowały wielu sportowym samochodom BMW, Audi czy Mercedesa, to jednak Volvo jest na tyle unikalne, że nijak nie da się go zestawić z niemiecką trójcą.
Zresztą sami dziennikarze podkreślali to w swoich materiałach. Volvo V70R zostało okrzyknięte perfekcyjnym "tato/mamo wozem" dla tych, którzy kochają prowadzić. Tej maszyny nie wykastrowano z emocji, zachowując jednocześnie jej uniwersalność.
Aż chciałoby się powrotu takich wynalazków
Volvo jest już jednak w zupełnie innym miejscu. Litera R została wyróżnikiem modeli R-Design, a najnowsze wcielenie sportowych modeli Polestar poddało się elektryfikacji i nie jest tak imponujące. Pięć cylindrów pożegnaliśmy już lata temu, a lada moment w ogóle pożegnamy spaliny wylatujące z rury wydechowej tych szwedzkich aut. Elektryfikacja tutaj wygrała i nie da się jej zatrzymać.
Podziękowania dla Classic Motors i Macieja Majewskiego za udostępnienie tych aut do materiału