Tak to jest, jak rząd zabiera się za zmiany w prawie pod wpływem tragedii. Wyszło jak zwykle, choć założenia były słuszne

Zmiany w przepisach, mające na celu poprawę bezpieczeństwa? Jesteśmy jak najbardziej "Za"! Ale patrzę na najnowsze propozycje i zastanawiam się kto i co miał na myśli. Cały projekt wygląda jakby ktoś powiedział "zróbmy coś, bo media nas zjedzą!"

  • Rząd zaproponował zmiany w przepisach i karach, mają poprawić bezpieczeństwo ruchu
  • Teoretycznie, uderzą głównie w uczestników nielegalnych wyścigów
  • Moja opinia na ten temat jest taka, że ktoś zrobił to na kolanie i nawet nie pomyślał, czy osiągnie jakiś cel

Czy w ostatnich miesiącach słyszeliście o tym, że rząd będzie coś robił dla bezpieczeństwa ruchu drogowego? Nic się nie działo, wszyscy uznali, że chyba jest nieźle, więc zmiany w przepisach nie są konieczne. "Chyba" jest nieźle, bo wypadkowość w Polsce delikatnie rośnie, zamiast spadać.

Ale wszyscy słyszeli o tragicznych wydarzeniach na naszych drogach. Zabójstwo na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie to jeden z najmocniejszych przykładów. Ze względu na śmierć jednej osoby oraz nagranie z tragedii oraz zachowanie sprawców, media miały używanie przez wiele dni, wałkując ten temat. Spowodowało to oczywiście rządową reakcję typu "pies Pawłowa" - skoro nam coś zarzucają, to musimy pokazać, że coś robimy. Co? Nieważne, ma być mocny przekaz, żeby wyglądało, że ma to sens.

Czy zmiany w przepisach są konieczne? Tak!

A czy takie? Warto się zastanowić!

Z całej dyskusji o tragediach wyciągnięto najwyraźniej tylko jeden wniosek. Winne są wyścigi samochodowe. Chyba.

Zmiany w przepisach, które proponuje rząd (i które mogą wejść w życie już w przyszłym roku) mocno stawiają na tych, którzy drogi traktują jak tor wyścigowy. Tylko, czy to wszystko ma sens?

Lepiej wypaść z drogi, niż dać się nagrać?

Na pierwszy ogień weźmy zmianę dotyczącą kar za drift. Już teraz za niebezpieczną jazdę bokiem można dostać solidny mandat, wynoszący do 5000 zł. Bolesne.

Teraz będzie za to grozić mandat nie niższy niż 1500 zł, zatrzymane też zostanie prawo jazdy. Na ile, nie wiadomo, może na 3 miesiące? Do tego przepadek samochodu na 30 dni, albo na stałe, po orzeczeniu sądu.

No dobra, ale kiedy jest drift? A o tym, to zadecyduje policjant. Czy dodaliśmy za dużo gazu na zakręcie i nas wyniosło, czy zrobiliśmy to celowo? To oceni policjant. Według własnego uznania i nie wiadomo na podstawie czego. Jeśli "góra" zażąda wyników, może okazać się, że lepiej "nie ogarnąć" i wpaść do rowu, niż stracić prawo jazdy, samochód i jeszcze dostać potężny mandat.

To oczywiście przypadek ekstremalny, ale nie niemożliwy. Sądzę, że większość zastosowań dla tego przepisu, będzie dotyczyć nagrań z kamerek i zamieszczanych w mediach społecznościowych.

Nielegalne wyścigi będą przestępstwem. Tylko nikt nie wie, kiedy takie będą

Kolejne zmiany w przepisach dotyczą nielegalnych wyścigów. Dotychczas policja miała problem z karaniem, bo nie bardzo miała za co. I tu trzeba było coś zmienić. Stwarzanie zagrożenia na drodze - można było podnieść mandaty. Stopniowanie tego zagrożenia? To też byłby pomysł.

Tymczasem okazuje się, że branie udziału, promowanie wyścigów oraz ich organizacja, będą przestępstwem zagrożonym karą od 3 miesięcy do 5 lat. Za samo promowanie na 3 lata (ciekawe czy udostępnianie filmików w social mediach też można potraktować jako promowanie wyścigów). Do tego przepadek samochodu oraz grzywna do 5000 zł.

zmiany w przepisach

I znów nasuwają się problemy z interpretacją, w którym miejscu mamy do czynienia z wyścigiem, a w którym ze zorganizowanym wydarzeniem. Problem będzie dokładnie taki sam. W miejscu zbiórki pojawi się policja i wszyscy będą twierdzić, że przyjechali pogadać o furach, albo że w ogóle przypadkiem kogoś spotkali. A jeśli policja będzie interweniować w trakcie wyścigu, to... i tak miała spore możliwości karania. Tu jednak zmiany są "pół na pół".

Sensowne, absurdalne zmiany w ściganiu przekraczających prędkość

Czy należy z całą surowością i dobitnie karać tych, którzy za nic mają ograniczenia prędkości? Tak!

Zmiany zaczniemy od "niezłych". Czyli teraz będzie można stracić prawo jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h na drogach jednojezdniowych poza terenem zabudowanym. Zakładając sensownie ustawione ograniczenia, to jest bardzo dobra zmiana. Najwięcej wypadków zdarza się właśnie w takich warunkach i takich kierowców, którzy zasuwają jak ostatni idioci w gęstym ruchu, należy tępić.

Ale, nowe zmiany w przepisach dotyczą też dróg ekspresowych i autostrad. Przekroczenie prędkości o 50% względem limitu (czyli 180 km/h na "S-kach" i 220 km/h na autostradzie) będzie traktowane jak przestępstwo.

Tak, jak przestępstwo. Nie wiadomo nic o karach, ale poza mandatem sprawa będzie kierowana do sądu. Ale wciąż nie będzie to wykroczenie. Przestępstwo to również zmiana w statusie kierowcy na "karany". Nie wiadomo co do końca będzie grozić, ale mamy wrażenie jakiejś absurdalnej niekonsekwencji. W tym momencie mniejszą karę (bo "tylko" zawieszenie prawa jazdy i mandat) dostaniemy za jazdę ponad 100 km/h po mieście, niż za jazdę po np. pustej autostradzie w nocy. Tu powinno być znaczne rozróżnienie, w zależności od zagrożenia stworzonego przez kierowcę. Śmiemy twierdzić, że ten, co w gęstym ruchu, "tetrisem" jedzie 150 km/h na drodze ekspresowej, albo wyprzedza pasem awaryjnym, jest znacznie bardziej niebezpieczny. Tu jednak nic się nie zmieni.

Są i dobre wieści

Minister Siemoniak proponuje też zaostrzenie kar za "wyprzedzanie na trzeciego" oraz jazdę z bardzo dużą prędkością przez "zaludnione miasto". Niestety, tutaj nie ma aż takich szczegółów, choć to są kary, które realnie mogą poprawić bezpieczeństwo.

Nawaleni debile z zakazem prowadzenia, w stylu Łukasza Ż. i tak będą jeździć

Bo w całej tej propozycji nie ma rzeczy najważniejszych. Nieuchronności kary. I zmian w prawie karnym. Co z tego, że kierowca jadący 220 km/h po pustej autostradzie stanie się przestępcą, jak jeden z drugim debil po paru kieliszkach będzie cisnął przez miasto i kogoś zabiją. Mają co prawda zakaz prowadzenia, ale wciąż mogą jechać. Nikt im tego nie zabroni. Przepadek samochodu? Powiedzcie to firmom leasingowym. Weźmie pewnie kolejny na "najem". Albo na siebie, albo na kolegę. Bo czemu nie. Kto mu zabroni?

Czekamy na prawdziwe zmiany. Wciąż czekam na wprowadzenie "zabójstwa drogowego" do kodeksu karnego. Prowadzenie mimo zakazu, w przypadku recydywy, powinno z automatu stać się przestępstwem zagrożonym karą bezwzględnego więzienia. Już to powinno ostudzić zapędy niektórych i ukrócić jazdę innych.

Zmiany w przepisach to jedno, ale edukacja i społeczne przyzwolenie, to równie ważna kwestia

Skupiłbym się też na edukacji kierowców oraz społeczeństwa. Niemcy przez wiele lat nie mieli ograniczeń na autostradach, bo szkolenie obejmowało m.in. jazdę po drogach szybkiego ruchu. A więc byli społecznie do tego przygotowani.

Poza tym wciąż panuje przyzwolenie na jazdę po pijaku oraz chwalenie się "kozaczeniem" na drodze. I z tym walczyć najtrudniej. I moim zdaniem tutaj kluczowa jest właśnie "nieuchronność" i adekwatność kary, a przede wszystkim spójność systemu. Tak, żeby delikwent nie miał poczucia niesprawiedliwości. Zachował się jak kretyn, naraził kogoś, poniesie odpowiednią karę.