BMW serii 1 może i wygląda nietypowo, ale M135 wgniotło mnie w fotel. A 120 jest po prostu dobre
Nowe BMW serii 1 trafiło w moje ręce. Choć w internecie jest krytykowane za wygląd, na żywo robi świetne wrażenie. Zwłaszcza BMW M135. Ale wersje bazowe również mogą przekonać.
Nowa linia stylistyczna BMW nie każdego przekona. Nie wątpię jednak, że jak przyjdzie do sprzedaży, to okaże się, że malkontentów będzie o wiele mniej. Każda "jedynka" w momencie debiutu była kontrowersyjna. Czy pierwsza generacja z nietypowym tyłem, czy druga z wielkimi nerkami, czy trzecia z przednim napędem i mało "klasycznym" wyglądem. Z czwartą generacją będzie tak samo. Zwłaszcza że wóz jest naprawdę udany. Dobre wrażenie robi ważne 120 (będzie pewnie trzonem sprzedaży), a BMW M135 wgniata w fotel swoimi możliwościami.
Na początku trzeba jednak będzie przyzwyczaić się do wyglądu. I choć nie każdego przekona mało wyrazista linia nadwozia, czy przypominający nieco inne marki przód, to BMW odwaliło kawał dobrej roboty. Samochód wygląda zgrabnie, jest niski i, co ciekawe, nawet w totalnie bazowej wersji nie wygląda "biednie". Ma 17-calowe felgi, srebrne ramki "nerek" i kilka dodatków, które powodują, że auto wygląda, jakbyśmy dorzucili już parę rzeczy do konfiguratora. Jeśli o mnie chodzi, to uważam, że srebrne "nerki" to najlepsza opcja. Niestety niedostępna przy (zapewne) najpopularniejszych modelach M Sport.
BMW 120 to solidny kompromis. Z każdej strony
"Jedynka" to auto, które nieźle zaprojektowano również w środku. Tu jednak nie obyło się bez kontrowersji. Z auta nie tylko zniknęło pokrętło iDrive, ale i większość fizycznych przycisków. Zamiast tego dostaliśmy duży ekran dotykowy, a pod nim podświetlaną listwę ozdobną. I wygląda to... kontrowersyjnie. Ja tego nie kupuję. Podobnie jak kratek nawiewu. Mają ciekawy kształt i fajne sterowanie, ale pokryte są szarosrebrnym plastikiem, który zwyczajnie wygląda tanio.
Dobrze, że fotele są wygodne, a pozycja za kierownicą dobra. Faktycznie do "beemki" wsiada się bezproblemowo, a po zajęciu miejsca czujecie się jakbyście byli już tam od dawna. Fotele pakietu M, podobnie jak w BMW M135 (to inne fotele) są wygodne i dobrze trzymają w zakrętach.
Miejsca jest wystarczająca ilość, choć, zwłaszcza z tyłu, nie ma co mówić o wielkiej przestronności. Ot, auto kompaktowe, bez większych wad, ale i nie robiące wrażenia. Z tyłu kanapa jest nieco za krótka.
Jeśli wszystko powyższe Wam nie przeszkadza, to warto przejść do jazdy. BMW 120 ma trzycylindrowy silnik 1.5 Turbo z układem miękkiej hybrydy, o mocy systemowej 170 KM. Połączony z ośmiobiegowym automatem zapewnia odpowiednie osiągi i... jest całkowicie w porządku.
Owszem, bardzo słychać, że ma trzy cylindry, ale nie czuć. Brzmieniowo "stodwudziestka" jest mocno przeciętna, ale trzycylindrowa jednostka pracuje dość równo i nie wibruje. Auto jest też nieźle wyciszone, więc nawet jazda drogami szybkiego ruchu nie powinna być męcząca.
Dynamika jest w sam raz. Te 170 KM przyzwoicie napędzają auto, całkiem sprawnie radząc sobie również z wyprzedzaniem.
Zawieszenie jest bardzo dobre. To ten rodzaj układu, z którego słynie Ford, czy właśnie kiedyś BMW. Jest dość sztywno, ale wygodnie i bardzo pewnie. Samochód zakręty pokonuje chętnie i stabilnie.
Czyli wyszło bardzo dobre auto, które powinno spodobać się klientom. Sam z chęcią przejechałbym się dodatkowo modelem 123, z dwulitrowym benzynowym silnikiem. Będzie brzmiał lepiej, jechał jeszcze szybciej, a wciąż nie będzie autem sportowym.
Choć... jest pewien haczyk.
BMW M135 - TEST, który zaskoczył mnie najbardziej
Ten haczyk to BMW M135. Modele z serii "małe M" nigdy specjalnie mnie nie porywały. Miały moc, sztywniejsze zawieszenie, i to by było na tyle. Tymczasem zielony hatchback (genialny lakier Signal Green), z dodatkowymi hamulcami kompozytowymi M (19" średnicy tarczy), to prawdziwe szaleństwo.
Na początku wydaje się wręcz za ostry. Przy spokojniejszej jeździe jest oczywiście cichy (zaskakująco), a skrzynia zmienia biegi płynnie, ale "coś tu nie gra". Dopiero gdy wyjedziemy na kręte, puste drogi, przełączymy auto w tryb sportowy i wyprostujemy prawą nogę, auto robi się genialne.
BMW M135 ma napęd na cztery koła, kompletnie zmienione zawieszenie oraz mechaniczną szperę. I na pierwszym zakręcie do poczujecie. Bawarski hothatch wgryza się w asfalt jak głupi. Kubełkowy fotel trzyma świetnie, a samochód wciąż przyspieszając zachowuje się bardzo neutralnie, przechodząc z zakrętu w zakręt i ani na trochę nie gubiąc toru jazdy. Prowadzenie jest dość naturalne i tylko sztucznie wzmacniany dźwięk brzmi po prostu źle. Tutaj jest bardzo słabo.
Ale wróćmy do plusów. Trzystukonny silnik 2.0 ma ciąg na tyle dobry, żeby na niemieckiej autostradzie warto było zjechać na lewy pas. Tam gdzie nie ma ograniczeń, jest w stanie stabilnie lecieć z naprawdę wysokimi prędkościami. Jak będziecie chcieli, to nawet tak spokojnie, że pasażer się nie zorientuje. Nie będzie wtedy też zbyt twarde, co bardzo doceniam.
Ale do takiej jazdy są inne auta. M135 uwielbia zakręty i bardzo potrzebuje tego, żeby go tam wykorzystać. A opcjonalne hamulce?
Ależ to jest "żyleta"! Faktycznie, wymagają nogi precyzyjnej niczym ręka chirurga, bo łapią bardzo wcześnie i bardzo mocno. Na początku możecie zapewnić pasażerom niezłe przeżycia (zbyt) gwałtownymi dohamowaniami, ale jeśli zależy Wam na skuteczności to są naprawdę opcją obowiązkową. Auto hamuje genialnie!
W BMW M135 poza dźwiękiem wszystko się zgadza. Po początkowej ostrożności, wysiadłem z pierwszych jazd z prawdziwym uśmiechem na ustach.
BMW 120 i M135 - podsumowanie i opinia
Co musicie wiedzieć o nowej "jedynce"? Wygląda jak wygląda. Wnętrze to nie do końca moja bajka. Ma świetne fotele. I... jest po prostu wyjątkowo dopracowanym samochodem. Słabszy silnik jest wystarczający, zawieszenie jest dobre, podobnie jak wyciszenie. Nawet zużycie paliwa wynosiło średnio poniżej 8 litrów bez oszczędzania auta. Z kolei M135 jest totalnym zaskoczeniem i wgniotło mnie w fotel tym, jak dobre zawieszeniowo jest to auto. Być może po kilku dniach jazdy znalazłbym wady, ale po pierwszych jazdach mam wrażenie, że BMW znów potrafi zrobić samochód, który jest "jakiś" i prowadzi się naprawdę angażująco.
Tylko oba modele totalnie nie brzmią.